Rozdział siódmy
Jennyfair siedziała jak skamieniała.
Co się właśnie wydarzyło!?
Nie miała pojęcia, co ma myśleć, ani czuć w tej chwili.
Dlaczego nagle zrobił się taki....uczuciowy, tylko przez chwilę, ale jednak.
W dodatku, kiedy wybiegł, nie wyglądał...dobrze.
Powoli wstała i podeszła do półki. Lekko zastukała w ścianę.
-Loki?
Powiedziała, nie szczególnie głośno, ale chyba na tyle by mógł ją usłyszeć.
Brak odpowiedzi.
Uderzyła jeszcze kilka razy otwartą dłonią w ścianę, wciąż brak jakiejkolwiek reakcji.
Po chwili usłyszała jakiś dźwięk, coś pomiędzy, jakby szlochem i warknięciem, a potem jak coś się przewraca i rozbija.
Boże, co się tam działo!?
Trzaski i huki trwały jeszcze trochę (może parę minut), a potem nastała całkowita cisza.
Cofnęła się, chyba się uspokoił. Ale co jeśli coś mu się tam stało!?
Znowu podeszła do półki i odezwała się najspokojniejszym tonem na jaki mogła się zdobyć.
-Loki, wszystko w pożąd...
Mocne uderzenie z drugiej strony, sprawiło, że kilka książek spadło, odskoczyła.
Najwyraźniej teraz próba rozmowy z nim nie była, najlepszym pomysłem.
Westchnęła i wycofała się. Położyła się z powrotem i starała się zasnąć, ale po dłuższej chwili dała za wygraną. Nie była w stanie zasnąć, za dużo pytań kłębiło się po jej głowie.
Potrzebowała odpowiedzi na chociaż kilka z nich.
I chyba wiedziała od kogo mogłaby uzyskać te odpowiedzi.
*****
Loki oparł się plecami o ścianę i powoli osunął się na podłogę.
Nienawidził czuć jakichkolwiek własnych sentymentów, a już na pewno nie chciał pokazywać ich przy innych.
Po jaką cholerę w ogóle do niej poszedł!?
Chyba tylko po to żeby ją jakoś przestraszyć, żeby wiedziała, że to on ma kontrolę, ale po co!? Potem jeszcze tylko niepotrzebnie się rozkleił.
Przez chwilę miał ochotę tam wrócić i zacząć się na nią wydzierać, ale upomniał się, że to przecież nie była jej wina.
Wiec zamiast tego wyładował emocje na pokoju, tłukąc i przewracając chyba wszystko co się tylko dało.
Westchnął rozglądając się po spustoszonym pokoju i zaczął naprawiać szkody za pomocą magii.
*****
Jennyfair nerwowo rozejrzała się po holu, obejmując się ramionami, poza pokojem było znacznie zimniej, a ona nie mogła znaleźć w pomieszczeniu niczego co przypominałoby chociaż jakiś płaszcz.
Po tym jak przez dłuższą chwilę błąkała się po korytarzach napotkała w końcu jakiegoś strażnika.
Szybko podeszła do niego.
-Emm...Przepraszam?
Odwrócił się i obrzucił ją spojrzeniem.
-Tak?
Powiedział zaskakująco niskim głosem od, którego prawie podskoczyła.
Zaczęła nerwowo bawić się palcami.
-Szukam Lady...Timorii?
Powiedziała nie pewnie, mając nadzieje, że dobrze zapamiętała imię i, że tak się je odmienia.
Pokiwał głową z twarzą pełną negatywnych uczuć.
-Lady Timoria..-Słowo ,,Lady” wypowiedział lekko sarkastycznie.- Zaprowadzę cię pod jej pokój, ale nie zdziw się jeśli nie otworzy, po niej wszystkiego można się spodziewać.
Z tak samo naburmuszoną miną zaprowadził ją pod kolejne wielkie drzwi i gwałtownie mocno zaczął uderzać w drzwi pięścią.
Prawie odrazu usłyszeli zirytowany głos.
-Już idę!
Drzwi szybko otworzyły się, prawie uderzając strażnika, gdyby nie odskoczył.
Miała na twarzy bardzo wyraźnie sztuczny i lekko psychopatyczny uśmiech.
-Och, Kennsley! Skąd ja mogłam wiedzieć, że to ty!?
Strażnik wyglądał jak tykająca bomba.
-Nie byłem pewien czy usłyszysz.
Wykonała ustami ruch jakby się śmiała, ale szybko zmieniła wyraz twarzy na lodowaty.
-A, tak poważnie czego chcesz?
Powiedziała twardym głosem.
Kennsley odsunął się odsłaniając Jennyfair.
-Ona mia do ciebie jakąś sprawę.
Timoria przechyliła lekko głowę ze zdziwieniem.
-Oczywiście, teraz nas zostaw.
Powiedziała szybko wciągając Jennyfair do środka i zamykając drzwi z hukiem.
Zanim Jennyfair zdążyła otworzyć usta Timoria już się odezwała.
-Nie pytaj co mu zrobiłam, wystarczy żebyś wiedziała, że nic przyjemnego.
Oparła dłoń na biodrze i lekko wydęła wargi.
-A teraz powiesz mi o co chodzi?
Szybko pokiwała głową, nie chodziło o to, żeby bała się Timorii, ponieważ nie wywoływała w nie j jako takiego strachu, ale była osobą potwornie onieśmielającą.
-Ja..-Cały czas nerwowo bawiła się palcami.- Mam kilka pytań i zastanawiałam się, czy mogłabyś mi na kilka odpowiedzieć...?
Spojżała na Timorię z nadzieją.
Szatynka wzruszyła ramionami.
-To zależy jakie to pytania, czyli czy będę znała odpowiedź, a co jeszcze ważniejsze, czy będę chciała ją ujawnić, ale możesz spróbować.
Timoria usiadła na łóżku, założyła nogę na nogę i gestem wskazała Jennyfair żeby usiadła obok.
-No więc?
Jennyfair odetchnęła głęboko i zadała pierwsze pytanie.
-Czy wiesz jakie Loki ma plany związane ze mną?
Timoria zmarszczyła brwi.
-Coś wspominał, ale nie wyrażał się zbyt precyzyjnie, zapewne powie w swoim czasie.
Przed zadaniem następnego pytania zastanawiała się przez dłuższą chwilę.
-No dalej, przecież nie odgryzę ci głowy.
-O co chodzi z relacjami Lokiego z jego rodziną?
Tiomria spojrzała na nią z wszech wiedzącą miną.
-Co zrobił?
Zapytała lekko zaniepokojonym tonem.
-Tylko..wspomniał coś o Odynie, ja użyłam słowa ojciec i...
-Wykrzyknął ci w twarz, że to nie jego ojciec.
Powoli pokiwała głową.
-A potem?
Nerwowym ruchem odgarnęła włosy z twarzy.
-Potem nagle zrobił się strasznie smutny i zaczął mnie jakby..chyba przepraszać, ale zanim skończył wybiegł z pokoju.
Timoria westchnęła i odwróciła się tak, żeby patrzeć rozmówczyni prosto w twarz.
-Widzisz, on jakiś czas temu dowiedział się czegoś, o sobie, co zburzyło mu życie. Od tego momętu rodzina to dla niego bardzo..delikatny temat. Walczył z Thorem, Odyn stał się jeszcze chłodniejszy, i została mu już tylko Frigga, a potem ona też umarła.
Przez chwilę, która wydawała się nie skończonością obie milczały.
-Przepraszam, że o to pytam, ale...jak ona zginęła, nikt o tym ni wspominał.
Timorii wystarczyło jedno słowo żeby to wyjaśnić.
-Malekith.
-Och..
Teraz to miało sens, już wiedziała dlaczego, kiedy pierwszy raz się spotkali patrzył na nią z taką nienawiścią.
Wbiła wzrok we własne kolana.
-Przykro mi.
Timoria znowu przekrzywiła głowę i zmarszczyła brwi.
-Dlaczego? Nawet go nie znasz, a jej w życiu nie spotkałaś.
-Ktoś zginął, a ktoś inny przez to cierpi.
Powiedziała podnosząc wzrok na Timorię, która potrząsnęła głową.
-Dlatego, że ty przeżywasz to samo?
Wzruszyła ramionami.
-Bardzo możliwe. Ale tak czy inaczej uważam to za smutne.
-Jennyfair, Jennyfair, Jennyfair, twoje szanse na przeżycie w tym świecie maleją z minuty na minutę.
-A to dlaczego?
Zapytała szczerze zdziwiona.
-To o czym ci wcześniej mówiłam, ludzi nie obchodzą uczucia obcych, mnie akurat w tej sytuacji obchodzi Loki, ale znam go od bardzo wielu lat. Ale widzisz tak jak mówiłam ludzie nie odwzajemniają, takiego współczucia, ponieważ nic ich to...
-Ale mnie tak.
Przerwała jej Jennyfair, to, że innych mogły nie obchodzić cudze uczucia, nie oznaczało, że będzie taka sama. Z resztą to z pewnością, nie mogła być prawda, ludzie nie mogli być tacy źli, nie wszyscy.
-Ile masz lat?
Zapytała nagle Timoria.
-Siedemnaście...prawie osiemnaście.
Pokiwała głową.
-Wychowałaś się w normalnej rodzinie?
Jennyfair nie miała pojęcia o co chodzi jej z tymi pytaniami.
-To zależy od tego, co przez to rozumiesz..
-Brak przemocy fizycznej, psychicznej, ciągłych kłótni, alkoholizmu?
Pokiwała głową.
-No, więc już wiadomo, dlaczego mamy różne poglądy o tym świecie.
Jennyfair otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale rozmówczyni uciszyła ją gestem.
-Nie pytaj.
Powiedziała ostrzegawczym tonem, dającym do zrozumienia, że nie życzy sobie rozmawiać o swoim życiu.
*****
Po tym jak Jennyfair wyszła nie otrzymując prawie żadnych odpowiedzi na jakie liczyła, Timoria wyszła na balkon i usiadła na balustradzie.
Zawsze lubiła tak siedzieć, pozwalało jej to z jakiegoś powodu spokojniej myśleć.
Nigdy w czasie lat spędzonych w Midgardzie i okazjonalnie innych krainach, nie tęskniła za Asgardem, w jej przekonaniu nie było szczególnie za czym, jedyne czego jej brakowało to, to uczucie, że tylko jedno odepchnięcie dzieli ją od swobodnego lotu w dół, nigdy nie miała myśli samobójczych, ale lubiła to dziwne uczucie niebezpieczeństwa.
Gdyby spróbowała zrobić coś takiego w Midgardzie, odrazu ktoś zadzwoniłby na policję, przekonany o tym, że jest jakąś desperatką, chcącą odebrać sobie życie.
Rozmowa z Jennyfair sprawiła, że przez chwilę pomyślała o swojej rodzinie, ale szybko oddaliła tę myśl. Nie widziała tych cholernych osobników już od kilku stuleci i miała nadzieję utrzymać tę passę.
Jej brat próbował nawiązać z nią kilka razy jakiś kontakt korespondencyjny, ale nigdy nie była zainteresowana.
Ciekawe czy długo jej szukali? I czy w ogóle?
Co pomyśleli, kiedy zniknęła?
Nigdy się z nimi nie pożegnała.
Tak poprostu, któregoś dnia wciągu rozmowy oznajmiła, że musi na chwilę wyjść się przewietrzyć....i już nigdy nie wróciła.
Kiedy opuszczała wtedy dom nie miała takiego planu, to był impuls, któremu momentalnie uległa, ponieważ wiedziała, że nie będzie tego żałowała, że nie będzie tęsknić.
I miała rację, jej rodzina składająca się z brata i ojca, była jej zbędna, nigdy nie mieli zdrowych, normalnych relacji. Z Polemosem nigdy nie byli podobni i nigdy nie dażyli się ani odrobiną sympatii, a ojciec...chyba za pierwszą oznakę tego, że nie był zbyt opiekuńczy można uznać, chociażby to, że nazwał swoje dzieci w wolnym tłumaczeniu: wojna (Polemos) i kara (Timoria).
Ich relacje od zawsze były zatrute wzajemnymi żalami, kłamstwami i niczym nie uzasadnioną nienawiścią.
Zapewne miała jakąś matkę, ale nigdy nic się o niej nie dowiedziała, nie znała nawet jej imienia, nikt nigdy nie uznał za stosowne jej go wyjawić.
Ale, skoro w ciągu tylu lat, nie wykazała zainteresowania swoimi dziećmi, to pewnie była tak samo troskliwa jak ,,tatuś”.
Nie!
Nie będzie marnowała na myślenie o nich czasu!
Gwałtownym ruchem preżuciła nogi z powrotem na balkon i weszła do pokoju trzaskając drzwiami.
Wyszła na główny korytarz i prawie wpadła na Kensleya.
-Przesuń się.
Burknęła.
Skwitował to lekkim uśmieszkiem.
-Cóż za kurtuazja Timorio.
-Nie jestem w nastroju na rozmowę z tobą.
Warknęła i ruszyła dalej, ale poszedł za nią.
Przyglądał jej się ze sztucznie zatroskaną miną, nienawidził jej a widzenie jej w takim nastroju sprawiało mu tylko jakiś rodzaj chorej przyjemności.
-Ależ co się stało? Czyżby ktoś w końcu...
Odwróciła się napięcie, pchnęła go na ścianę i zbliżyła się.
-Wiesz co? Może lepiej wracaj do swojego, ach nie! Nie swojego syna, trzypalczastej stopy i zdradzającej cię żony, której w najmniejszym stopniu się nie dziwie!
Wyglądał na trochę przerażonego, ale brnął dalej.
-Ja przynajmniej ma żonę, ciebie nigdy nikt...
Spoliczkowała go i to tak mocno, że upadł na ziemię.
-Dlaczego. Ty. Poprosu. Nie umiesz. Się. Odczepić!?
Zaśmiał się dotykając rozkrwawionej dolnej wargi.
-Przez ciebie przeszedłem rzez piekło...
Schyliła się, złapała go za kołnież i pomimo, tego, że był wyższy o jakieś dziesięć centymetrów i sporo cięższy, bez trudu podniosła.
-Nic nie wiesz o piekle, a nie zrobiłam nic na co byś sobie nie zapracował. Tylko uświadomiłam ci parę rzeczy. I jeśli nie zostawisz mnie w cholernym świętym spokoju, to przysięga, że uświadomię ci ich więcej.
-Nie ośmielisz się. Loki nie żyje, nikt nie będzie cię bronił przed Wszechojcem kiedy mu powiem, że znowu użyłaś na Asgardczyku swojej mocy.
Puściła go, prawie upadł.
-Myślę, że Wszechojciec, ma lepsze rzeczy na głowie niż to, że ośmieliłam się użyć wrodzonej zdolności, czego i tak nie będziesz mi w stanie udowodnić.
Miała rację nie byłby i tak w stanie nic jej udowodnić.
Więc poprostu pozwolił jej podejść nic już nie dodając.
Notka od autorki:
Znowu przepraszam za tak długą przerwę, ale naprawdę mam sporo spraw na głowie.
Nie jestem z tego rozdziału jakoś szczególnie zadowolona, ale niestety wena mnie opuściła, a ja się uwzięłam, że muszę coś w końcu wrzucić.
Pozdrawiam!
Chiara/Jessica.
Myślę, ze możesz być zadowolona z rozdziału. Mi się podoba :-) .
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej lubię Timorie. Tutaj można się więcej o niej dowiedzieć, o jej życiu, którego nie miała łatwego. Jej postać jest szalenie intrygujaca, dobrze ja kreujesz. :-)
No i ciekawa jestem co tam będzie z Lokim i Jennyfair. :-). Czekam niecierpliwie i pozdrawiam!
Oh, Loki... Jakbym go widziała w takim stanie od razu porwałabym go w ramiona. Piekna scena.
OdpowiedzUsuńTroche lepiej poznalismy Timorię, bardzo fajnie :)
Szkoda, że krótki rozdział i tak mało Jennyfair, którą chciałabym lepiej poznać. Na razie niestety nie robi wrażenia, ale czekam, może w końcu nastąpi przełom :)
Pozdrawiam!
I'm sorry, I'm sorry, I'M SORRY!
OdpowiedzUsuńZe wstydu zapadam się pod ziemię, gdyż dziś po raz pierwszy odwiedziłam Twego bloga. Przyznam się, że o nim zapomniałam a miałam wpaść już we wrześniu.
Ale się poprawiam. Jestem! I sądzę, że genialnie piszesz :)
Swoim opowiadaniem rzuciłaś na mnie zaklęcie i teraz nie będę mogła żyć, jeśli nie poznam kontynuacji XD
Genialnie wychodzą Ci postacie, a pomysł na historię obłędny. Bałam Cię, pisz, pisz, pisz, bo nie wytrzymam i wybacz tak długą nieobecność.
Pozdrawiam,
Viv