środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 8


                   Rozdział 8

 

Jennyfair wcisnęła twarz w poduszkę i wrzasnęła, dlaczego? Dlaczego, nikt nic jej nie mówił!? Czy to takie trudne i skomplikowane, wtajemniczyć ją w plan, którego była częścią!?

Nikt, nic ci nie mówi, ponieważ najwyraźniej nie jesteś wystarczająco….odważna? Bystra? Sprytna? Chyba wszystko.

Znowu ten głos, znowu to samo.

-Kim jesteś?

Zapytała głosem drżącym od kłębiących się w niej emocji.

I naprawdę myślisz, że ci powiem? No cóż…tak jak cała reszta nie widzę potrzeby wtajemniczania cię.

-Dlaczego nie możesz zostawić mnie w spokoju? Nic ci nie zrobiłam.

Tak, użalaj się nad sobą, to w końcu jedyne co ci w życiu wychodzi.

Rękami przycisnęła poduszkę do głowy, starając się w ten sposób stłumić głos, ale tylko prawie całkowicie pozbawiła się powietrza.

Nawet nie zaprzeczać, myślisz, że ktokolwiek będzie cię traktował lepiej niż szmatę, którą jesteś, jeśli sama wiesz, że nią jesteś!?

-Skoro jestem tak bezwartościowa, to czym zasłużyłam na twą uwagę?

Powiedziała podnosząc się i patrząc w pustą przestrzeń, mrużąc oczy, jakby starała się zobaczyć, niewidzialnego rozmówcę.

Ponieważ, zainteresowało mnie to, że pomimo, że zdajesz się być świadoma swojej beznadziejności, wciąż tak desperacko czepiasz się życia. Do tego stopnia, że zaufałaś pierwszej lepszej osobie, na twoje zaufanie nie trzeba nawet pracować, najwyraźniej można spokojnie cię dusić, a i tak chwilę później będziesz na kolanach błagać o pomoc!

Wtedy po całym pokoju rozniósł się pozbawiony jakichkolwiek emocji śmiech, tak głośny, że wydawało się to aż niemożliwe. Zakryła uszy rękoma i zacisnęła powieki.

Spokojnie, to zaraz się skoczy, spokojnie, spokojnie, to nie może zrobić ci krzywdy…

Ależ skąd ta pewność?

Po prostu chce cię nastraszyć, na pewno blefuje, nie może nic ci zrobić, pewnie nawet nie istnieje. Powtarzała w myślach, sama nieszczególnie w to wierząc.

A może właśnie za tobą stoję? Z czymś, czym mógłbym rozbić ci głowę, żebyś wyglądała tak jak twój tatuś…

Otworzyła oczy i szybko obróciła się, nic tam nie było.

-Zostaw mojego ojca w spo…

W spokoju? Och, uwierz mi, jego spokoju już nic nie zakłuci, kiedy go widziałem ostatnim razem wyglądał paskudnie, twojej matki nie widziałem, pewnie spłonęła doszczętnie, twój mały braciszek…powiedzmy, że nie miałem pojęcia, że tak małe ciało może pomieścić tyle krwi! Hm...przynajmniej nadał temu pokoju w, którym siedział trochę koloru. A wiesz co jest najlepsze?

-Proszę, przestań…

Dlaczego jej to mówił!? Czy już mu nie wystarczyło, że jej rodzina nie żyje!? Czy musiał jej to jeszcze opisać!? I jak dostał się do jej domu!? Kto to był!?

Ależ, z pewnością chciałabyś to wiedzieć…no może nie, ale ja chcę żebyś była tego świadoma. Twój starszy brat…

-Przestań…

Nie chciała słyszeć tego co ten sadysta ma jej do powiedzenia. Nie wiedziała co chciał jej przekazać i nie czuła się ciekawa.

Nie pozwolę ci przegapić takiej wiadomości! Otóż, pierwszy wybuch go nie zabił, ani drugi, ani trzeci, ani żaden inny, to był silny chłopak…

Jej serce zaczęła galopować a oraz na przemian wyostrzał się i rozmywał przed jej oczami.

-P-przestań.

Jego ręka już, ręki nie przypominała, ani nogi raczej już się do chodzenia nie nadawały, ale jakoś zatrzymał krwawienie, ta wola życia jest u was chyba rodzinna. Krzyczał, wołał, żeby ktoś mu pomógł. To, że siedział oparty o tą ścianę i nawet na chwilę nie stracił przytomności zrobiło na mnie wrażenie, ból musiał być okropny, wyobraź sobie tylko, żywe, spalone mięso, żadnego znieczulenia, czysta agonia!

Pokręciła głową, to nie mogła być prawda, jej brat nie mógł tak cierpieć, skoro umarł, musiał zginąć szybko nie mógł tak cierpieć!

-Kłamiesz, kłamiesz! Musisz kłamać…

O, nie! Zapewniam cię, że to w stu procentach prawda! Czy wiesz ile tak tam siedział? Siedemnaście godzin, wzywając o pomoc, ale ikt go nie słyszał, no cóż, nikt oprócz mnie! Tak, Jenny, siedemnaście godzin! Ty i Loki przelecieliście nad tą spaloną wioską! Pomyśl tylko, gdybyście go usłyszeli, to kto wie, może by nawet żył?

-Przestań!

Ale, jeszcze nie dotarłem do najlepszego! Ktoś w końcu się zjawił, ja. Patrzył na mnie z taką nadzieją, wdzięcznością, a ja pochyliłem się i rozerwałem jego czaszkę na pół.

-PRZESTAŃ MÓWIĆ!!!

Pewnie obudziła tym krzykiem połowę pałacu, ale w tej chwili nic jej to nie obchodziło, chciała tylko żeby to się skończyło, żeby on przestał.

Uwierz mi, gdybym mógł ci to pokazać, zrobiłbym to, byłoby to o wiele bardziej przekonujące, ale niestety chwilowo nie mam możliwości się do ciebie zbliżyć, tak naprawdę, nie w  fizycznej formie, ale jakoś temu zaradzę…

Więc nie był w stanie zrobić jej krzywdy, no oczywiście poza zrujnowaniem jej zdrowia psychicznego, do czego z całą pewnością mógłby doprowadzić. A może już to zrobił, może jest tylko omamem, może już oszalała?

-Dlaczego tak mnie nienawidzisz?

Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem, owszem wspominałem, że jesteś żałosną szmatą, ale nigdy nie powiedziałem, że cię nienawidzę. Po pierwsze w nikim nie byłabyś jako sama osoba wzbudzić tak silnych uczuć, po drugie to co robię nie zależy od prywatnych sympatii, czy antypatii. To bardziej jak…zadanie.

Zadanie? O co mogło chodzić? Sam mówił przed chwilą, że nikt nie żywiłby do niej tak mocnych uczuć, więc dlaczego on, albo kto inny wpadł na pomysł dręczenia jej i co chciał przez to osiągnąć?

Wzięła kilka głębokich wdechów i wydechów, odgarnęła włosy z twarzy starając się skupić i na tyle spokojnym głosem jaki jej wyszedł zadała pytanie.

-A jakie jest teraz twoje zadanie?

W wielkim skrócie? Zmienić twoje życie w piekło.

-Po co? Moje życie i bez twojej pomocy zmierza w tę stronę.

Możliwe, ale muszę przyśpieszyć proces, a uwierz mi, że nie masz pojęcia czym jest piekło. Myślisz, że to tragedia twojego świata? Śmierć rodziny? Twoje koszmary? To dowodzi, że nic o nim nie wiesz, ci z którymi kończę błagaliby na kolanach o twoje życie! A ty jeszcze za nim zatęsknisz.

-Zostaw mnie w spokoju! Chociaż się pokarz!

 Wiedziała, że to nic nie da, ale nie mogła przestać, jakaś jej część, której nigdy wcześniej nie czuła, chciała walki, ale nie chciała jej słuchać, ponieważ wiedziała, że przegra.

 

                                                      ***************

 

Timoria szła przed siebie z zawrotną prędkością, kiedy nagle na kogoś wpadła, dosłownie.

Siła zderzenia pewnie by ją przewróciła, gdyby nie złapała równowagi odpychając stojącą przed nią osobę.

-Subtelna jak zawsze.

Przewróciła oczami i spojrzała w dół, poczuła jakby nienawiść rozpłynęła się po całym jej ciele, oto przed nią, leżał ktoś kogo nigdy w życiu już nie chciała spotkać.

-Czego do jasnej cholery chcesz?

 

                                                      *************

 

Wyciągnął nogi na sofie i znowu wytężył umysł, kiedy zadzwonił telefon, wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na ekran.

Brak numeru, nazwy, NIC.

Wiedział kto to odebrał i przyłożył urządzenie do ucha.

-Jak idzie twoje zadanie?

Zapytał głos po drugiej stronie.

-Wszystko zgodnie z planem, ta praca jest tym razem aż za łatwa.

Odpowiedział pozbawionym emocji głosem, zawsze taki był, nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego innego, to dlatego nikt nigdy nie został przez nikogo zaakceptowany, aż, któregoś dnia usłyszał pewną…interesującą propozycję.

-Jesteś pewien?

-Tak, nasz ,,cel” już jest zdecydowanie zdesperowany, to nie będzie trudne, muszę się tylko do niej dostać.

-Tak nad tym zdecydowanie będzie trzeba popracować. Oczekuję, że się tym zajmiesz.

-Oczywiście.

-Zdasz mi raport za osiemdziesiąt trzy godziny.

Przeliczył w myślach, trzy dni i jedenaście godzin, dość czasu by coś wymyślić.

Rozłączył się i wyciągnął notes.

Jego hobby. Mógł sobie pozwolić na trochę czasu wolnego, miał wrażenie, że dzisiaj załatwił już swoją robotę.

 

                                                           ***********

 

Jennyfair siedziała w kompletnej ciszy, głos tak po prostu zniknął.

To się skończyło, na razie.

Teraz zastanawiała się tylko, czy mówił prawdę, o jej bracie.

Czy musiał jeszcze tyle cierpieć?

Czy naprawdę mógłby jeszcze żyć?

Złapała się oburącz za głowę. Nie miała pojęcia, czy to prawda, tak czy inaczej, cel powiedzenia jej tego, był ten sam, doprowadzenie jej do tego stanu.

Chciała z kimś porozmawiać, ale jej jedynymi opcjami byli: Loki, który po ich ostatniej rozmowie wybiegł i spowodował jakieś zniszczenia i z całą pewnością, albo by się zaśmiał, albo na nią wydarł, i Timoria, której najprawdopodobniej nic to nie obchodziło.

-….no więc co ja mam teraz zrobić?

Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że mówi to na głos.

Nie, nie ,nie! Mówienia do siebie z całą pewnością w niczym nie pomoże.

A może jednak?

Może jeśli skupi się na własnym głosie uda jej się chociaż na chwilę zapomnieć o całej reszcie?

Podeszła do lustra i usiadła przed nim po turecku. Spojrzała w oczy swojemu odbiciu, które różniło się od jej prawdziwej postaci, więc mogła sobie wyobrazić, że rozmawia z kimś innym.

-No więc…

Boże, to było dziwne uczucie.

-Jestem Jennyfair, mam siedemnaście lat…niedługo osiemnaście.

To była porażka, nie umiała rozmawiać nawet z własnym odbiciem. Czego można się w tym bać!? Przecież sama się nie wyśmiejesz!

Po kilku nie udanych próbach uderzyła lekko czołem w taflę lustra.

-Hm…Tak, to musi być wyjątkowo frustrujące. Można mieć problemy z rozmawianiem innymi, ale jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś nie umiejącego mówić nawet do siebie.

Odwróciła gwałtownie głowę.

Loki.

On zawsze wie kiedy wejść, prawda?

Wstała niezręczne, nerwowo rozglądając się po pokoju, patrząc wszędzie tylko nie na niego.

-Czy naprawdę jesteś tak zdesperowana, że rozmawiasz z własnym odbiciem?

Miała wcześniej rację, śmiał się.

-Jestem po prostu…

-Samotna? Krzyczałaś wcześniej, co się stało?

Zaczęła nerwowo bawić się kawałkiem spódnicy.

-Nic takiego.

Zbliżył się o kilka kroków i przekrzywił głowę starając się bezskutecznie spotkać jej wzrok.

-Kłamiesz. Co się stało?

Zrobiła krok w tył i uderzyła plecami o lustro, dźwięk jaki wtedy wydało zaskoczył ją i odskoczyła w przód, prawie wpadając na Lokiego, żeby temu zapobiec znowu próbowała się cofnąć, w rezultacie potykając się o własne nogi.

Loki złapał ją za ramię pomagając odzyskać równowagę, kręcąc głową z rozbawieniem.

-Nie mam pojęcia jak to właśnie zrobiłaś ale, naprawdę niepojęte jest dla mnie to, że za każdym razem kiedy rozmawiamy, zachowujesz się jakbym planował zrobić ci krzywdę.

Podniosła na niego wzrok.

-Ponieważ, prawda jest taka, że nie mam pojęcia co planujesz.

Posłał jej krótki uśmieszek.

-To prawda, wyjątkowo mało ci mówię, ale uwierz mi, że zrobienie ci krzywdy chwilowo nie jest moim celem ani priorytetem.

,,Uwierz mi” na sam dźwięk tych słów przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.

Zauważywszy to uniósł jedną brew.

-A wracając do tematu, co się wcześniej stało?

-Coś mi się przypomniało to wszystko.

-Co dokładnie?

Znowu spuściła głowę, unikając jego wzroku.

Myślała nad odpowiedzią, kiedy poczuła jego długie, zimne palce na swojej twarzy, trzymając jej podbródek pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, obrócił jej twarz tak, że znowu nawiązywali kontakt wzrokowy.

-Coś z mojego koszmaru.

Miał dosyć jej obchodzących dokładną odpowiedz, słów.

-Co dokładnie ci się wydawało.

Dobrze, będzie musiała powiedzieć mu prawdę.

-Wydawało mi się, że słyszę głos.

To nie było do końca kłamstwo. Wciąż nie miała pewności, że głos nie był omamem, ale miała wrażenie, że był prawdziwy.

-Co mówił?

Dlaczego tak nagle zaczęła go obchodzić!? Wcześniej wystarczyło, że siedziała cicho! A teraz kiedy akurat nie chciała czegoś mu powiedzieć, z powodu jej bardzo ograniczonego do niego zaufania, zrobił się ciekawy.

-Coś o tym, że jestem żałosna i, że źle skończę.

Pominęła wątek jej rodziny, to nie była jego sprawa.

-Czy boisz się tego głosu?

-Tak.

-Bardziej niż mnie?

Tu musiała się zastanowić. Jeśli powie tak to otwarcie powie mu, że się go boi, jeśli powie nie wyjdzie na to samo i jeszcze może się poczuć urażony.

-Czy to sposób na zapytanie mnie czy boję się ciebie?

Jego twarz stała się nieprzenikniona.

-Bardzo możliwe, a czy tak jest?

-Nie jestem pewna.

Odpowiedziała zgodnie z prawdą, nie była do końca pewna swoich emocji z nim związanych.

-Czy to oznacza, że masz i za i przeciw?

-Tak.

Uśmiechnął się pobłażliwie.

-Wiesz oczywiście, że możesz się wysławiać, a nie tylko odpowiadać jak najkrócej na pytania, prawda?

Pokiwała głową, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że nie odsunął swojej ręki od jej twarzy.

-Więc czy jest coś co chciałabyś mi powiedzieć, ośmielę się uznać siebie za lepszego rozmówcę od twojego odbicia.

Zamrugała kilka razy.

-Może…może mógłbyś mi powiedzieć, jakie masz związane ze mną plany.

Zmarszczył brwi.

-Planuję, że pomożesz mi osiągnąć pewien cel, będziesz musiała nauczyć się kilu rzeczy, ale to później, gwarantuję ci tylko, że wyjdziesz z tego żywa.

Jak zawsze, cząstkowe informacje, nic co rzuciłoby światło na sprawę.

Przynajmniej dostała gwarancję, że to przeżyje, ale znowu, czy mogła mu ufać?

 

                                                *********************

 

Mężczyzna podniósł się z ziemi. Był nie zbyt wysoki, nawet trochę niższy od niej, ale był bardzo mocno zbudowany, jego twarz nie była piękna z tym nienaturalnie wielkim nosem i małymi świńskimi oczami, a blizny wcale nie pomagały, wyglądał na jakieś czterdzieści lat, chociaż tak jego postać była zaledwie dwudziesto dziewięcio letnia. Miał przycięte tuż przy skórze brązowe włosy i szare oczy, których prawie nie było widać prze ich głębokie osadzenie i jego krzaczaste brwi.

-Ti! Czy to jest sposób na powitanie brata?

Skrzywiła się słysząc to zdrobnienie.

-Czego chcesz Polemos!?

-Nie widziałem cię od wielu, wielu lat, bez wiadomości od ciebie, czy pożegnania, martwiliśmy się z ojcem…

Przerwała mu.

-Nie rozśmieszaj mnie, żaden z was nie jest do tego zdolny. Powtarzam po raz ostatni CZEGO DO CHOLERY CHCESZ?

-Bo co? Dobrze wiemy, które z nas jest silniejsze.

-Siła fizyczna to nie wszystko, powinieneś już to wiedzieć. Powinieneś wiedzieć do czego jestem zdolna. I uprzedzę cię, że jestem jeszcze lepsza niż wcześniej.

Uśmiech zniknął z jego twarzy.

-Ojciec chciał cię widzieć. Mamy poważne problemy. Chodź szybko, wiesz, że nie mogę tu być.

To była prawda, kilka stuleci temu stracił tę możliwość, przez własne czyny.

-Wiesz co? Powiedz ojcu, że nie chcę go nigdy widzieć, tak samo jak ciebie, że jeśli jeszcze…

-Obawiam się, że nie zapamiętam.

-Więc przekaż mu po prostu, że życzę wam obu jak najgorzej, i że możecie sobie tam nawet umierać mnie to nie obchodzi. I możesz mu przekazać jeszcze to.

Pokazała mu środkowy palec.

-Ti, proszę…

Patrzyła na niego spojrzeniem, które zamroziłoby ogień. On nigdy nie prosił musiało się stać coś naprawdę złego, ale miała na myśli każde słowo, które przed chwilą powiedziała.

-Za późno. A teraz idź zanim zawołam straże.

Westchnął, odwrócił się i odszedł.

Patrzyła na niego, jak znika w oddali, może nawet odchodził na śmierć.

Na jej twarzy nie było emocji.

Nie żałowała niczego.

 

 

Notka od autorki:

Przepraszam! Błagam na kolanach o wybaczenie!

Ale mój laptop postanowił się zepsuć i wrócił przedwczoraj. A ja tylko na nim mam zapisane hasło! (Tak, wiem jakie to inteligentne, z miejsca zapisałam sobie teraz na tablicy w pokoju.)

Tak, czy inaczej, przepraszam.

Teraz leżę chora, więc mam cały czas na pisanie, postaram się zrekuperować stracony czas.

Pozdrawiam!

Jessica/Chiara.

5 komentarzy:

  1. Ojej jak miło!
    Wchodziłam tu od czasu do czasu i sprawdzałam czy jest coś nowego. Ubolewałam strasznie nad Twą długą nieobecnością. Myślałam już, że porzuciłaś bloga, a Ty wracasz i to z takim świetnym rozdziałem.
    Naprawdę wywarł na mnie duże wrażenie.
    Ten głos, który słyszy Jennyfair... Hm... Podobał mi się ten dialog między nią, a tym kimś. Kimś brutalnym i to nawet bardzo.
    Scena z Lokim bajeczna, zawsze się rozpływam jak o nim czytam. Obojętnie co by nie mówił i robił, ja już mam maślane oczy itd xD
    No i Timoria... Bardzo dobra postać, świetnie wykreowana. Wielbię ją.
    Czekam na więcej, mam nadzieje, że tym razem niedługo :).
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że spodobał Ci się ten rozdział.
      Fakt Jennyfair i ,,głos" robią spory kontrast.
      Dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. No zastanawiałam się, dlaczego tak długo nie było rozdziału. na szczęście wróciłaś!
    Ciekawy pomysł z tym głosem. Zastanawiam się, co Ci chodzi po głowie o jak rozwiniesz ten wątek. To było świetne, niepokojące i smutne. Mogę natomiast pocieszyć Jennyfair, że jej brat aż tak bardzo nie cierpiał, bo jest pewna granica bólu, po której człowiek nie czuje nic... Ale pewnie marna to pociecha :(
    Scena z Lokim również cudowna, no bo co tu kryć, loki jest cudowny. I bardzo fajnie go opisujesz, jest naprawdę tajemniczy i nadal nic nie wiemy...
    Ciekawi mnie też wątek Timorii i jej brata. Może jednak powinna dać mu szansę...
    Zauważyłam kilka błędów interpunkcyjnych i ortograficznych, no i przeszkadza mi brak akapitów i akcentowania dialogów. Co do opisów raczej nie mam większych zastrzeżeń. Mogłoby być ich więcej, bo bardzo szybko mi się czyta twoje opowiadanie, co jest oczywiście zaletą, ale rozdziały wydają się krótkie.
    Na koniec życzę Ci zdrowia i dużo weny. Pozdrawiam i trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, za komentarz i za informację z tym bólem, tego nie wiedziała, twoje komentarze wyjaśniają mi dość często wiele pojęć.
      Wybacz interpunkcję, naprawdę się staram, ale to moja pięta achillesowa.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. O, miło mi czytać, że nie odbierasz tylko tego jako zrzędzenia czy coś :P
      Ok, wybaczam, bo interpunkcja to zło :D
      Pozdrawiam :)

      Usuń