wtorek, 30 września 2014

Rozdział 5

                        Rozdział piąty


Po tym jak po kilku godzinach Fantine musiała wyjść z powodu swoich obowiązków, Jennyfair znowu została sama.
Postanowiła, chociaż spróbować coś zjeść, nie czuła żadnego głodu, ale oceniając jak dawno temu cokolwiek jadła, stwierdziła, że jeśli jeszcze zasłabnie to w niczym to i tak nie pomoże.
Tak czy inaczej, skończyło się na tym, że zdążyła tylko wypić wodę zjeść coś, co wyglądało jak owoc, zanim znowu poczuła, dziwny ucisk w gardle, który świadczył o kolejnym zbliżającym się ataku płaczu.
Z frustracją pokręciła głową, miała tego dosyć! Tego depresyjnego uczucia, tego, jaka słaba, rozbita i zupełnie pozbawiona jakiejkolwiek kontroli nad własnym życiem.

Boże, jaka ty jesteś żałosna!

Odezwał się znowu ten sam głos w jej głowie. Co to było!? Ten zimny przerażający ton, zupełnie wyzuty z jakichkolwiek emocji, jakby mówił to martwy człowiek…

I tak już otacza cię śmierć, to nie byłoby dziwne..

Zadrżała, ten głos mroził krew w żyłach. Wzięła głęboki oddech, to z pewnością tylko wytwór jej wyobraźni! Wciąż była częściowo w szoku….to możliwe żeby miała urojenia, prawda?
Wtedy usłyszała pukanie do drzwi.
Szczerze….nie miała teraz ochoty z nikim rozmawiać. Może, jeśli będzie siedziała cicho, to ten ktoś pomyśli, że jej niema?
-Lady Ario?
Usłyszała męski głos, Fandral. On akurat był jedną z osób z, którymi szczególnie nie chciała rozmawiać. Wstrzymała oddech, jakby stojący za drzwiami mężczyzna był w stanie usłyszeć jej oddech.
-Wszystko w porządku?
Znowu jego głos, teraz brzmiał jakby był zmartwiony. Rzeczywiście, wybiegła bez dokładniejszych wyjaśnień, ale nie spodziewała się, że kogoś to obejdzie.

Gdyby wiedział, kim jesteś, to nie stałby tam teraz, chyba, że z zamiarem zabicia cię.

Znowu ten głos…wydobyła z siebie zduszony pisk.
Uderzenia w drzwi zrobiły się głośniejsze.
-Lady Ario!?
Boże, on chyba lada chwila wyważy drzwi. Wstała i szybko podeszła do drzwi. Otworzyła je spokojnie, wychyliła głowę i zobaczyła, rękę Fandral znowu zbliżającą się do drzwi, zapewnie nie dość szybko ją zauważył, ponieważ prawie uderzył ją w głowę. Cofnął się o krok i uśmiechnął się do niej z wyraźną ulgą.
-Przepraszam, po prostu wyszłaś tak nagle i chciałem sprawdzić czy wszystko porządku.
Co mu powiedzieć? Co mu powiedzieć!? Jeśli powie, że nic jej nie jest to może nalegać, żeby wróciła na salę, a jeśli powie, że źle się czuje, to może jeszcze broń boże postanowić jej pomóc! Wzięła głęboki oddech i w końcu zdecydowała.
-Po prostu trochę rozbolała mnie głowa, to tyle.
Powiedziała z wymuszonym, słabym uśmiechem.
-Jeśli jakoś uraziliśmy cię przy rozmowie to przepraszam, nie miałem takiego zamiaru.
Odezwał się wciąż zmartwionym tonem.
-Nie, nie….naprawdę.
Próbowała go uspokoić, chociaż miała ochotę uderzyć go w twarz.
-Mogę wejść?
Zapytał uprzejmym tonem, miała ochotę zatrzasnąć mu te drzwi przed nosem, potem zamknąć drzwi na zasuwę i jeszcze zastawić krzesłem. Ale zamiast tego z największym wysiłkiem utrzymała spokojny wyraz twarzy.
-To nienajlepszy pomysł.
Westchnął.
-Ario, naprawdę. Jest mi bardzo przykro, jeśli to, jak wyrażaliśmy się o tamtych stworach, było dla ciebie za mocne, ale musisz nam wybaczyć, kiedy mówi się o potworach niema lekkich słów.
Dość! Chciała żeby zniknął, w tej chwili!
-Powinieneś już iść.
Powiedziała nie odsuwając się od szpary w drzwiach w, której stała i zaczęła je zamykać.
Zatrzymał je chwytając jedno ze skrzydeł drzwi. Od razu poczuła panikę, dlaczego nie mógł zostawić jej w spokoju!?
Odczytał panikę i szok na jej twarzy.
-Ario…
Czuła irracjonalny strach, przed tym, że zaraz zrobi jej krzywdę.

Nie byłby irracjonalny, gdyby znał prawdę…

-Zostaw mnie!
Zatrzasnęła drzwi, prawie przytrzaskując mu palce.
Nie chciała z nim rozmawiać ani sekundy dłużej! Nie budził w niej żadnych pozytywnych emocji, widziała jego twarz wtedy przy stole, widziała jak się śmiał, tak jak inni. Idioci, nawet nie wiedzieli, z czego! Nic o niczym nie wiedzieli.
Pomyślała z goryczą.
Wszyscy w jej świecie wiedzieli, że nikt im nigdy nie pomoże, nieważne, co się dzieje. A wiedzieli to, ponieważ byli świadomi tego, że wcześniej Bor, a później Odyn idealnie zamydlił wszystkim oczy, tak, że wszyscy widzieli w nich tylko potwory.  
Słyszała, że Fandral jeszcze chwilę stał pod drzwiami, ale już po chwili westchnął i odszedł.



                                                 *****



Loki siedział na tronie Odyna, wszyscy już wyszli jakiś czas temu. Udało mu się zaobserwować to jak wcześniej Jennyfair dosłownie uciekła od jego dawnych przyjaciół….nie to nigdy nie byli jego przyjaciele, tylko Thora, zawsze Thora. Zacisnął dłoń w pięść.
Wiedział, dlaczego od nich uciekła, nie słyszał ich, ale nie trzeba było geniusza, żeby to wiedzieć. Przysłał ją tu przecież ze świadomością, że to się stanie. Był pewien, że ,,przyjacielskość” Fandrala i dociekliwość Sif zrobią swoje, a potem był pewien, że powiedzą coś, co ją zaboli, był tego w stu procentach pewien.
Nie chodziło mu o to, żeby sprawić jej ból, chciał jej tylko coś pokazać i miał wrażenie, że zrozumiała lekcje.
Widział też potem jak Fandral wyszedł i wrócił z niewyraźną miną. Biedaczek, Jennyfair musiała go odesłać z kwitkiem, nie był przyzwyczajony do odrzucenia.
Loki uśmiechnął się lekko, go z tak zbolałą miną było prawdziwą rzadkością.
Wtedy usłyszał kroki.
Wrota Sali tronowej były na tyle otarte, że był w stanie zobaczyć, kto idzie, od razu ją rozpoznał.
Korytarzem pałacu złotego miasta szła młoda kobieta, miała długie do pasa brązowe włosy i lekko krępą sylwetkę. Była ubrana w czarną sukienkę, która nie sięgała nawet jej kolan, w Asgardzie były zasady, przez, które kobiety nie nosiły sukienek tej długości.
 Ale, od kiedy tą dziewczynę obchodziły jakiekolwiek zasady? Mimo, że wciąż była daleko wiedział, że miała pełne, naturalnie różowe usta o piwne oczy. Doskonale ją znał, właściwie od dziecka.
Tylko, co ona mogła tu robić?  Przecież Odyn nigdy nie darzył jej sympatią.
No, ale znowu, jej nic to nie obchodziło.
Jeszcze bardziej się w tym upewnił, kiedy usłyszał jej głos, nuciła jakąś piosenkę, której nie znał.
Jak z resztą większości, które kiedykolwiek nucił, ale to nie było dziwne, w końcu od lat mieszkała w Midgardzie.

-          ,,… This is war

To the soldier, the civillian
The martyr, the victim
This is war
It's the moment of truth and the moment to lie
The moment to live and the moment to die…”

 
Tak, zdecydowanie była tylko jedna osoba, na tyle bezczelna, żeby chodzić tak ubrana po korytarzach pałacu, Wszechojca, w dodatku nucąc jakąś piosenkę, bez wątpienia pochodzącą z Midgardu.
Timoria.
Weszła do Sali, nawet się nie ukłoniła, tylko swoim normalnym gestem, położyła dłoń na biodrze, nie okazując, królowi żadnego respektu.
-Witaj Wszechojcze.
Powiedziała tonem, pod, którym ze zdziwieniem odkrył, nutę rozbawienia.
Spojrzał na nią tak, jak zapewne patrzyłby teraz Odyn, chłodnym, beznamiętnym wzrokiem.
-Timorio, co cię tu sprowadza?
Zatrzepotała rzęsami i lekko przygryzła dolną wargę.
-Przyszłam tylko złożyć moje i brata, najszczersze kondolencje związane, ze śmiercią Królowej Friggi i Lokiego.
Wypowiadając jego imię, niemal niezauważalnie, uniosła jedną brew.
Podeszła do niego, tak, że od tronu dzieliło ją tylko kilka kroków.
-Dziękuje ci, jestem wdzięczny i tobie i twemu bratu.
Powiedział spokojnym, dyplomatycznym tonem, jakiego często używał Odyn. Doskonale wiedział, że jej starszego brata Polemosa nic to nie obchodził, zapewne tylko cieszył się z kolejnej wojny.
Uśmiechnęła się szeroko.
-Jeśli to nie byłby problem to mogłabym zadać pytanie?
A od kiedy ona pytała o czyjekolwiek przyzwolenie?
-Oczywiście, cóż to za pytanie?
Znowu uśmiech, niewiele się zmienił, wciąż nie pokazywała zębów w uśmiech, ponieważ twierdziła, że źle to wygląda.
-Otóż, zdziwiło mnie to, że Thor nie zechciał tronu, wydawał się być w tej sprawie zawsze wielkim entuzjastą.
Zadała to pytanie tonem, który doskonale znał, czyli: ,,Nie traktuj mnie, proszę cię bardzo, jak kretynki, ja wiem!”
Miał tylko nadzieję, że się pomylił, a jej nie udało się go przejrzeć.
-Zrezygnował z tronu, by być ze swą ukochaną śmiertelniczką.
Pokiwała szybko głową i zmieniła ton, na taki przyjaznej konwersacji.
-Jane…Farter…Ferster…Czy jak jej tam było?
Z trudem powstrzymał się przed westchnieniem.
-Jane Foster.
Przewróciła oczami.
-Ach, rzeczywiście! Głupiutka ja!
Jakim cudem zachowywała się tak swobodnie!? Nigdy nie zachowywała się tak przy Odynie! NIGDY.
Zadała na jej temat jeszcze kilka małostkowych pytań, aż w końcu zadała to jedno.
-Mocno daje z liścia?
Pokiwał głową i dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze swego błędu. Coś błysnęło w jej oczach, a przez jej twarz przeszedł wyraz tryumfu, ale szybko wróciła do swojego starego przyjacielskiego wyglądu.
-Mogę zadać jeszcze tylko jedno, ostatnie pytanie?
Powiedziała słodkim, niewinnym głosikiem.
Czuł jak robi mu się gorąco, ale z pokerową twarzą znowu skinął głową.
Zrobiła swój słynny pół uśmiech, który ludzie nazywali ,,oznaką skarania boskiego” , szybko pokonała dzielące ich kilka kroków i zanim zdążył ją powstrzymać, praktycznie usiadła mu na kolanach.
Co to miało znaczyć, do jasnej cholery!? Czyżby miała romans z jego przybranym ojcem!? Nie! Na pewno nie!
Nachyliła się i muskając wargami jego ucho wyszeptała.
-No, więc, długo jeszcze będziesz ciągnął tę maskaradę, czy przyjmiesz do wiadomości, że cię przejrzałam….Loki?
Wypowiedziała jego imię powoli, jakby je smakując.
W tej chwili, już wiedział, że nic przed nią nie ukryje, udało jej się, jak zwykle. Jak cały czas wszyscy nabierali się na tą starą metodę!?  Zadawała przyjazne, niewinne pytania, aż poczujesz się swobodnie i bezpiecznie i wtedy…bum!
 Zadawało to, które cię pogrążało!
Na całe szczęście wchodząc zamknęła drzwi, także nikt tego nie widział.
Dla bezpieczeństwa zamknął je solidniej magią i sprawił, że nikt, chociażby nie wiadomo jak się starał, nie był w stanie nic usłyszeć.
Zmienił się we własną postać, zsunął ją z kolan i wstał.
-Jakim cudem wciąż ci się udaje?
Zapytał nie kryjąc irytacji.
Wzruszyła ramionami.
-Lepsze pytanie, jakim cudem wszyscy wciąż dają się na to złapać?
Odparła pytaniem na pytanie z łobuzerskim uśmiechem.
-A teraz powiesz mi, co naprawdę tu robisz?
Zapytał trochę łagodniejszym tonem.
-Stęskniłam się za tobą! Przypomnę ci, że nie widziałam cię przez jakieś dwa lata!
Trochę posmutniała.
-Myślała, że się ucieszysz, że mnie widzisz. W końcu o ile się nie mylę, byliśmy przyjaciółmi i to dobrymi.
Tak, przyjaźnili się od dziecka, z tego, co pamiętał to Timoria była jego jedyną prawdziwą przyjaciółką, a nie kolejną przylepą, która chciała tylko uwagi Thora.
Uśmiechnął się z rezygnacją.
-Oczywiście, że jestem zadowolony, że cię widzę. Ale lepiej żebyś nie była tu niszczyć moje plany.
Wyglądała na szczerze zaskoczoną.
-Dlaczego miałabym to robić!? Tak jak mówiłam, jesteś moim przyjacielem! Wiem, że byłam zdolna robić innym straszne świństwa, ale tobie nigdy!
Powiedziała to szczerym tonem, który rzadko można było można usłyszeć u któregokolwiek z nich.
-W dodatku, gdybym tego chciał, to nie przyszłabym tu bez obrony jak ostatnia idiotka!
Dodała z prychnięciem.
-A skoro już jesteśmy w temacie…to może powiesz mi, co znowu zagnieździło się w tej chorej, robaczywej główce?
Zażartowała próbując trzepnąć go w ramię, ale złapał jej dłoń i okręcił ją dookoła własnej osi, tak, że byli jeszcze bliżej siebie.
-Wydaje mi się, że to moja sprawa.
Powiedział tonem, który nazywała ,,głosem tykającej bomby”.
-Jak sobie chcesz, i tak się dowiem…
Powiedziała śpiewnym głosem.
-Ale naprawdę myślę, że jest parę spraw do przedyskutowania, na przykład, co ci strzeliło do głowy z tą elfką?
Posłał jej ostre spojrzenie.
-Albo skąd ty o niej wiesz!?
Nikomu nie mówił o Jennyfair, więc nie miał pojęcia skąd wzięła tę wiedze.
-Och, no nie wiem…
Powiedziała udając rozważanie.
-Sekret za sekret?
Odezwał się cytując ich dawne powiedzenie.
Uśmiechnęła się promiennie i cmoknęła go w policzek. Nigdy nie widzieli w tym nic złego, nie było pomiędzy nimi żadnych romantycznych uczuć, byli bardziej jak….rodzeństwo. Więc kiedy go przytulała, albo właśnie całowała w policzek nic nigdy to nie znaczyło i po pewnym czasie pełnym plotek cały Asgard to zrozumiał.
Ale teraz czuł jakąś dziwną pustkę, żadnych uczuć, kiedy to robiła, żadnej radości, ani poczucia jakiejkolwiek więzi. Nie był już tą samą osobą, co kiedyś, ale ona chyba jeszcze nie do końca to przejrzała i tak było lepiej. Lepiej było ją trzymać w tej nieświadomości, żeby nie straciła zaufania, ani przywiązania do niego.
Nie lubił tracić cudzego przywiązania, nawet jeśli sam go nie odwzajemniał, więc postanowił wykrzesać z siebie jakieś emocje.
-Umowa stoi?
Zapytał lekko formalnym tonem.
-Umowa stoi.

 

 

 

Notka od autorki.

Chciałam to jeszcze pociągnąć, ale uparłam się, że jeszcze we wrześniu coś zrobię (sama nie wiem, czemu).

Postać Timorii, przyszła mi do głowy dziś w szkole na zajęciach teatru, kiedy w greckiej komedii ,,Pokój” dostała mi się rola Polemosa (boga wojny) i moja wyobraźnia z wiadomych tylko sobie przyczyn stworzyła mu siostrę. Tak przy okazji, to tak jak Polemos znaczy po grecku wojna, Timoria znaczy kara (Tak przynajmniej powiedział mi google tłumacz).

To co nuciła Timoria było fragmentem piosenki ,,This Is War”, należącej do Thirty Secondo To Mars.

Przepraszam za wszelkie błędy!
I za fakt, że mi nie wyszło, ale wena postanowiła mnie chwilowo pożegnać.

Pozdrawiam.

Chiara/Jessica.




piątek, 26 września 2014

Rozdział 4

                             Rozdział czwarty


Jennyfair usiadła, starając się zachować spokój, niepewnie rozglądała się do dokoła, patrząc na cztery twarze osób siedzących koło niej. Położyła dłonie na kolanach, pod stołem, aby ukryć ich drżenie.
Fandral zaoferował jej kielich wypełniony czymś, czego nie nazwy nie znała, ale mogła tylko przypuszczać, że był to jakiś alkohol. Tylko uśmiechnęła się słabo.
-Dziękuje, ja nie piję. 
Powiedziała szybko, wyciągając jedną z dłoni z pod stołu i lekko odpychając trunek.
-Wcale?
Zażartował Volstagg, spróbowała się zaśmiać, ale wyszedł z tego tylko jakiś nieludzki, nerwowy pisk.
-Miałam na myśli alkohol.
Nigdy go nawet nie próbowała i nie zamierzała zaczynać go pić.
-To był tylko żart.
Odezwał się znowu brodaty mężczyzna i lekko trącił ją w ramię. 
Znowu próbowała się uśmiechnąć, ale z wyrazu twarzy Sif wnioskowała, że nie do końca jej wyszedł.
-No, więc, Ario, możemy mówić ci po imieniu?- Zapytał, Fandral, wychylając się do przodu i opierając podbródek na pięści. Szybko pokiwała głową.- Więc przybyłaś tu sama czy z  rodziną?
Kiedy wypowiedział słowo ,,rodzina" poczuła jakby mocno kopnął ją w brzuch, spuściła głowę.
Po chwili krępującej ciszy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
-Wszystko w porządku?
Usłyszała głos Sif.
-T-tak! Dlaczego pytasz?
Brunetka uniosła brwi w zdziwieniu, jakby to było coś oczywistego.
-Pytam, ponieważ płaczesz.
Delikatnie dotknęła palcami policzka, już przestawała zauważać, że płacze.
-Chodzi tylko o to, że....- Ukryła twarz w dłoniach.- Chodzi o to, że ja nie mam rodziny.
Nie było sensu kłamać na ten temat, wiedziałaby, że nie jest w stanie udawać osoby posiadającej wielką, szczęśliwą rodzinę. 
-Przykro mi, kiedy to się stało?
Zapytał Volstagg z troską w głosie, jednak nie była w stanie ocenić czy na prawdę było mu przykro. A z resztą, czy ci ludzie w ogóle znali taki termin jak ,,sprawy prywatne"!? Miała ochotę wstać i wyjść, ale nie mogła tego zrobić, po prostu nie umiała. 
Jak zawsze...
Odezwał się glos w jej głowie, znowu przypominając jej o tym jak nigdy nie umiała zrobić nic, kiedy czuła się zraniona, albo wściekła. 
Po chwili namysłu odezwała się w końcu.
-Dwa lata temu.
Nienawidziła kłamać, ale lepiej było im nie mówić, że jeszcze nie tak dawno miała normalne życie rodzinne. Miała nadzieję, że przestaną zadawać pytania, szczególnie te, które w najmniejszym stopniu ich nie dotyczyły.
-Jakim cudem Wszechojciec nic nigdy o tym nie mówił, w końcu to byli krewni rodziny królewskiej.
Zapytała Sif przechylając głowę na bok i świdrując Jennyfair wzrokiem.
Ze zdziwieniem odkryła, że ma już na to gotową odpowiedź.
-Powiedzmy, że nie szczególnie przepadał za moim ojcem.
Z ulgą zobaczyła jak z oczu Sif znika podejrzliwość i zastępuje ją coś podobnego do współczucia.
-Musi ci być trudno, najpierw twoja rodzina, teraz królowa i.....Loki- To ostatnie słowo powiedziała z tak dużą dawką niechęci, że prawie się wzdrygnęła, chyba na prawdę strasznie go tu nie cierpieli.
Tylko pokiwała głową. Niech ta rozmowa się wreszcie zakończy!
-Ale teraz Thor przebywa w Midgardzie.
Powiedział pocieszycielskim tonem Fandral.
Na imię Thora, Jennyfair zacisnęła dłoń w pięść.
-Tak...Thor, pewnie podszebuje trochę odpoczynku po tym wszystkim.
Starała się nie okazywać negatywnych emocji, jakie odczuwała na myśl on Odynsonie.
Cała czwórka wydała się jednak dziwnie ożywiona, oczywiście to przecież ich bohater.
-Tak, zdecydowanie zasłużył!- Wykrzyknął tubalnie z dumą Volstagg wznosząc do góry swój trunek.- Najpierw ocalił Midgard przed Lokim, a teraz wszechświat przed Mrocznymi Elfami!
Do ich stołu podszedł kolejny wojownik.
-Tak! Podobno teraz w całym Svartalheimie nie ma żywej duszy! Udało mu się w końcu zakończyć istnienie tej rasy!
Potem obaj się roześmiali.
Jennyfair czuła jak się trzęsie, miała ochotę zakryć dłońmi uszy, od tego śmiechu bolała ją głowa. Czuła niepohamowaną chęć wstania i w jakiś sposób zmycia im z twarzy tych uśmieszków. Niemal czuła jak jej serce szybko uderza o żebra. Jej oczy znowu wypełniają się łzami, tym razem zdecydowanie bardziej łzami nienawiści niż bólu. Widziała, że jeszcze poruszają ustami jakby coś mówili, ale nie była w stanie nic usłyszeć, tylko ten okropny śmiech. Poczuła posmak krwi w ustach i zdała sobie sprawę jak mocno przygryzła dolną wargę. Zakręciło jej się w głowie, zacisnęła powieki błagając w myślach żeby przestali się śmiać.
-Wszystko w porządku Ario? Zrobiłaś się jakaś blada.
Usłyszała głos Sif.
Otworzyła oczy i zobaczyła, że cała grupa patrzy na nią. Przerażenie wbiło ją w krzesło, każde z nich było całkowicie pokryte krwią, ściekała im po twarzach, włosach, wsiąkała w ubrania, ale nie była to ich krew, nie miała pojęcia skąd, ale wiedziała, że jest to krew jej podobnych.
-Ario?
Potrząsnęła głową i znowu wszystko stało się normalne.
Wypuściła całe powietrze z płuc.
-Na prawdę myślicie, że one wszystkie były złe?
Zapytała cichym, lekko spanikowanym głosem.
-Kto?
Zapytał wyraźnie zbity z tropu wojownik, zdecydowanie nie był najinteligentniejszą osobą pod słońcem.
-Chodzi jej o elfy.
Powiedział Hogun, który po raz pierwszy w ciągu tej rozmowy się odezwał.
-Oczywiście! Przecież Malekith był elfem i co narobił!? To była tylko kolejna rasa potworów!
Jennyfair patrzyła na nich wzrokiem bez wyrazu. Typowa logika większości Asgardczyków: jeden jest szaleńcem, więc wszyscy to potwory! Nie chcieli przyjąć do wiadomości, że okrucieństwa, których dopuścił się Malekith nie były winą całego gatunku. Tak samo jak nie wszystkie Lodowe Olbrzymy ponoszą winę za działania Laufeya. Ale ta sama historia powtarzała się już dziesiątki razy.
-A nawet, jeśli był jakiś wyjątek, to już i tak nic się o tym nie dowiemy, przecież żaden z nich już nie żyje!
Och, jak bardzo się mylili, gdyby tylko wiedzieli, że dowód swego błędu mają tuż przed sobą...
-Tak czy inaczej, dobrze, że krew tych okropnych stworów już wsiąkła w zatęchłą ziemię Svartalfheimu! Wyginięcie tej rasy powinno się świętować!
Zrobiło jej się słabo, nie wytrzymała, wymamrotała coś o tym, że nie czuje się najlepiej, wstała prawie przewracając krzesło i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia z sali.
Zanim tam dotarła jeden ze stojących przy drzwiach strażników lekko dotknął jej ramienia.
-Milady mam rozkaz odprowadzenia cię do twych tymczasowych komnat.
 Tylko pokiwała głową i pozwoliła się przeprowadzić przez ten długi, złoty hol., Kiedy zatrzymali się przed jednymi drzwiami, po prostu je otworzył i odszedł. Weszła i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Cały wystrój był opalizująco niebieski ze srebrnymi akcentami. Ten pokój był, no cóż....jak jakieś trzy czwarte całego jej dawnego domu.
Już nie masz tamtego domu, teraz to już tylko sterta popiołów...
Znowu ten sam głos w jej głowie.
Płacz sobie, płacz i tak nikogo to nie obejdzie, ludzie tylko się z tego śmieją!
Usiadła na łóżku, pochyliła się i złapała za głowę.
Co się z nią działo?
Co to był za głos?
I ta cała wściekłość, która coraz częściej zaczynała ją zalewać....
Jeszcze kilka dni temu mogłaby skierować to pytanie do Alseeta, wiedziała, że miałby na to jakąś logiczną i uspokajającą odpowiedź, jak zawsze.
Rozmawiali zawsze o tylu rzeczach, o wszystkich problemach, o pomysłach, albo planach, jakie mieli, chociaż zazwyczaj to Alseet mówił a Jennyfair słuchała, zawsze miała problemy z dobieraniem odpowiednich słów by wyrazić swoje myśli, czy okazywać swoje prawdziwe uczucia.
Ale przed nim nic nie mogła ukryć, jej starszy brat czytał z niej jak z otwartej księgi. Zawsze zauważał, kiedy miała jakieś zmartwienie.
Potem był Enfer, kiedy widział, że jest smutna robił tyle ile mógł zrobić nie do końca rozumiejący jeszcze świat niespełna sześciolatek, podchodził do niej i ją przytulał.
I jej rodzice dwójka osób, które od zawsze pomagały jej przejść przez tyle trudności i zawsze ją wspierała.
Cała ta czwórka znała ją na wylot i umiała jak nikt inny wejść do jej serca i głowy.
Oprócz nich po tym jak przełamała, chociaż trochę swój cichy i niepewny charakter, udało jej się zdobyć dwójkę przyjaciół.
Daylenn, która pobiła chyba rekord najszybszego mówienia na świecie. Zawsze zupełnie rekuperowała zupełny brak rozmowności Jennyfair i była skłonna do zupełnie szalonych i nieprzewidywalnych pomysłów z, których niepowodzenia potem zawsze się śmiała. I Rundleer, który zawsze wymyślał jej najróżniejsze ksywki i żartobliwie ciągnął ją za warkocz i opowiadał żarty, których prawie nigdy nie widziała sensu, ale udawało mu się często doprowadzić ją do cichego chichotu.
Zależało jej na nich wszystkich.
I wszystkich ich straciła, na zawsze.
W przyszłości widziała tylko pustkę i jedną wielką niewiadomą.
Z westchnieniem zsunęła ze stóp buty, podciągnęła kolana pod brodę i zaczęła się kołysać w przód i w tył, w przód i w tył...
Właściwie, dlaczego to robiła?
Wstała i podeszła do okna, przyzwyczaiła się już do tego światła, jej okno wychodziło na ogrody, były piękne. Pełne niesamowitych roślin, których nigdy nawet nie widziała.
Usłyszała pukanie do drzwi.
-Proszę!
Powiedziała szybko i odwróciła się w stronę drzwi. Do pokoju weszła jakaś młoda dziewczyna była chyba nawet młodsza od Jennyfair, ale i tak trochę od niej wyższa. Miała krótkie rude włosy i przyjazne brązowe, przyjazne oczy. W rękach trzymała tacę z czymś, co najprawdopodobniej było jedzeniem i wodą.
-Wybacz, jeśli przeszkadzam Milady, ale dostałam rozkaz przyniesienia ci tego.
Powiedziała dziewczyna stawiając tacę na stoliku obok łóżka.
Jennyfair zmusiła się do lekkiego uśmiechu.
-Nie przeszkadzasz i proszę mów mi po prostu, Je...Aria!
Szybko się poprawiła zanim wypowiedziała swoje prawdziwe imię.
Rudowłosa uśmiechnęła się nerwowo i skinęła głową.
-Czy mogę jeszcze jakoś pomóc?
Jennyfair szybko się namyśliła.
-Tak, czy mogłabyś przynieść mi jakąś książkę o Midgardzie?
Skoro miała udawać, że tam mieszkała to chyba lepiej żeby coś więcej o tym miejscu wiedziała.
-Oczywiście.
Powiedziała dziewczyna, lekko pokłoniła się i wyszła.
Ciekawe czy wszyscy w Asgardzie mieli taką służbę? Czy może tylko ci bogatsi.
Nie minął kwadrans a ruda służka wróciła z trzema książkami.
-Proszę, to udało mi się znaleźć w bibliotece.
Jennyfair uśmiechnęła się trochę szerzej.
-Dziękuje... jak masz na imię?
Dziewczyna wyglądała na zbitą z tropu, zapewne zazwyczaj nikogo nie obchodziło jej imię.
-Fantine, Mila...Ario.
 Jej pseudo imię zabrzmiało w ustach Fantine nienaturalnie jakby od dawna do nikogo nie mówiła po imieniu.
-Och, i bardzo mi przykro z powodu twojej rodziny.
Jennyfair zmarszczyła brwi. Powiedziała rodziny zamiast królowej. Jakby wiedziała.... Może gdzieś usłyszała?
-Skąd wiesz....
Policzki dziewczyny zapłonęły rumieńcem.
-Przepraszam! Plotki wśród służby szybko się rozchodzą...
Wyglądała jakby bała się wybuchu gniewu. Jennyfair zauważyła, że Fantine zachowuje się zupełnie tak jak ona przy Lokim.
-Nie ma problemu. Mam jeszcze tylko jedną prośbę.
Uśmiech Fantine powrócił.
-Tak?
-Jak zapewne wiesz długo mnie tu nie było, właściwie to prawie nigdy, więc...mogłabyś objaśnić mi kilka pojęć?
Zapytała nerwowo bawiąc się palcami.
Służka żywo pokiwała głową.
-Oczywiście!
I tak Jennyfair spędziła większość dnia zasypując dziewczynę pytaniami na, które ta bez najmniejszego problemu (ponieważ dla niej były to pojęcia proste i jasne) odpowiadała.
 
Notka od autorki:
Przepraszam za brak Lokiego w tym rozdziale, ale po prostu.....no dobra nie mam wymówek! ;-)
Pozdrawiam!
Chiara/Jessica

poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 3


                         
                                 Rozdział trzeci

Jennyfair obudziły promienie słoneczne, które dostały się do pokoju poprzez nie dokładnie zasłonięte okno. Usiadła i powoli omiotła spojrzeniem pokój. Chwilę, chwilę...co ona robiła na łóżku, kiedy w ogóle znowu zasnęła i gdzie znowu był Loki?
Najwyraźniej będzie musiała przyzwyczaić się do tego, że jej umysł będzie zadawał pytania, na, które nie koniecznie otrzyma odpowiedź. Wstała i cicho podeszła do okna, właściwie nie wiedziała, dlaczego tak się skrada skoro jest sama w pokoju. Odchyliła jeszcze trochę zasłonkę i natychmiast zasłaniając oczy cofnęła się, zdecydowanie nie lubiła światła, a może po prostu nie była do niego przystosowana.
Właściwie to nigdy wcześniej nie opuszczała Svartalheimu, wszystko, co wiedziała o innych światach zawdzięczała ojcu, starszemu bratu (tak wiem, że napisałam, że miała młodszego brata w poprzednim rozdziale, więc tylko dla jasności piszę od razu, że Jennyfair miała dwóch braci) i książkom, które Bóg wie skąd brał.
Jej starszy brat Alseet przeprowadził się nawet kiedyś do Vanaheimu na kilka lat, ale wrócił, ponieważ któregoś dnia napadła go grupa nienawidząca wszystkich Mrocznych Elfów.
Niestety zawsze istnieli ci, którzy z powodu okrucieństwa Malekitha uznawali cały ich świat za zły. Wciąż pamiętała jak Alseet przyszedł do domu cały pokryty siniakami i ranami.
Miała wtedy trzynaście lat i była tak beznadziejnie nieśmiała, że bała się odezwać do kogokolwiek oprócz rodziny, więc nie miała jeszcze żadnych przyjaciół. Więc kiedy jej rodzice wyszli gdzieś zabierając ze sobą maleńkiego Enfera, ona została sama w domu i starała się pisać pamiętnik, tylko starała, ponieważ nie miała pojęcia, co napisać, jako, że nie uważała swojego życia za interesujące czy godne opisania.
 I tak, kiedy siedziała z piórem na czystą kartką usłyszała uderzanie w drzwi. Nie spodziewali się chyba nikogo, a przynajmniej rodzice nic jej o tym nie mówili. Doskonale pamiętała obraz, który zobaczyła, kiedy otworzyła drzwi.
Jej brat, utrzymujący równowagę tylko dzięki przytrzymywaniu się framugi drzwi, miał podbite lewe oko, jego krótkie, białe włosy lepiły się do twarz, jego ubranie było poszarpane i cały pokryty był siniakami i rozcięciami. Prawie się na nią przewrócił.
Pomogła mu dotrzeć do łóżka, co nie było łatwym zadaniem, ponieważ był od niej o dwadzieścia parę centymetrów wyższy i prawie dwa razy cięższy. Kiedy już udało jej się go położyć i drżącymi rękami opatrzyć poważniejsze rany, usiadła na skraju łóżka i zapytała.
-Kto ci to zrobił?
Po tym jak opowiedział jej o wszystkim, co się wydarzyło, czuła smutek, ale pod nim była jeszcze wściekłość i niezgoda.
Dlaczego wszyscy musieli cierpieć a jedynym powodem jest to, czym są? Jak to możliwe, że można pobić kogoś prawie do nieprzytomności, nie słysząc słowa protestu i nie ponosząc żadnych konsekwencji mając za jedyny argument to skąd ta osoba pochodzi!?
Teraz znowu to czuła to poczucie niesprawiedliwości, nawet nie zauważyła jak mocno zaciskała pięści. Może gdyby to się nie wydarzyło brat nigdy by nie wrócił i wciąż by żył!? Czuła jak intensywna wściekłość powoli zaczyna emanować w całym jej ciele…
Szybko pokręciła głową i to się skończyło, to uczucie było…dziwne. Równocześnie ją przyciągało i przerażało. Jakaś jej część chciała po prostu uwolnić gniew, ale wszystkie inne wyraźnie protestowały.
Jej rozmyślania przerwał dźwięk zamykanych drzwi.
Odwróciła się i zobaczyła zieloną energię, która chwilę później zmieniła się w Lokiego, zapewne zmieniał postać.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć rzucił w nią czymś. Szybko złapała to zanim upadło na podłogę. Posłała mu pytające spojrzenie.
-Załóż to.
Powiedział po prostu i odwrócił się do niej plecami, żeby dać jej trochę prywatności.                                                                        
Przyjrzała się temu, co jej rzucił, była to jakaś długa czarna sukienka.
Szybko ściągnęła przez głowę tą, którą miała na sobie i założyła nową, upewniła się, że nie zrobiła tego tył na przód i cicho odkaszlnęła.
Podszedł do niej spokojnie.
-Posłuchaj, sytuacja jest taka, że nie możesz tu siedzieć w nieskończoność, ponieważ w końcu ktoś cię zauważy. Więc postanowiłem, że skoro już załatwiliśmy kwestię wyglądu, to po prostu stąd wyjdziesz.
Jennyfair wytrzeszczyła oczy.
-Jak to? Tak po prostu?
Przewrócił oczami i pokręcił głową.
-Oczywiście, że nie! Jeszcze mi się przydasz, ale chwilowo będziesz zmuszona kogoś udawać, taki...kamuflaż. Zaraz podam ci szczegóły i lepiej żebyś dobrze słuchała. Ponieważ jeśli komuś uda się wyczuć, że tylko grasz to może się to skończyć bardzo nieprzyjemnie.
Co ona sobie myślała!? Że ją tak normalne puści?
Może i przez chwilę wczoraj był miły, ale teraz była pewna, że ten nagły poryw człowieczeństwa nie będzie trwał wiecznie, jeśli jeszcze w ogóle kiedykolwiek się powtórzy.
Nie była głupia, wiedziała, że czegoś będzie on niej chciał, z całą pewnością nie należał do osób bez interesownych.
Wciąż nie budził w niej ani trochę zaufanie i dalej uważała go za osobę przerażającą.
Miała tylko nadzieję, że nie będzie udawała kogoś zbyt, hm....rozmownego, czy radosnego, jeśli tak to na wstępie będzie już mogła przygotowywać się na śmierć, czy cokolwiek Loki rozumiał przez ,,nieprzyjemne".
-Kogo mam udawać?
Zapytała głosem wypranym z emocji.
-Zacznijmy od tego, że masz na imię Aria, jesteś bratanicą Friggi, wiesz kim była prawda?
Pokiwała głową, Frigga była królową Asgardu, słyszała coś o tym, że niedawno zginęła.
-To dobrze, już się bałem, że to też będzie ci trzeba objaśniać. No więc, przyjechałaś na wieść o śmierci Friggi, -Zauważyła, że kiedy o wspomniał o śmierci królowej jego głos niemal niezauważalnie się załamał.- masz po prostu przyjmować kondolencje i możesz się parę razy rozpłakać. Myślę, że z tym nie będziesz miała większego problemu. Czyli tak dużo od ciebie nie wymagam. Masz jakieś pytania?
Miała mnóstwo pytań dotyczących praktycznie wszystkiego, ale jemu chodziło najwyraźniej tylko o te związane z ,,Arią" a teraz nie wyglądało na to żeby był w nastroju na odpowiadanie na jakiekolwiek, więc musiała wybrać te najważniejsze.
-Czy jako Aria powinnam kogoś znać?
Zapytała ze spojrzeniem ,,Proszę, nie urywaj mi głowy, to tylko pytanie."
-Nie, nie musisz nikogo znać oprócz Odyna, którego będę udawał ja.
Zmarszczyła brwi.
-Dlaczego?
Zapytała cicho i chwilę później tego pożałowała. Gdyby spojrzenia mogły zabijać to leżała by teraz martwa na podłodze.
-Nie jest to twój interes.
Powiedział morderczym tonem, tak zdecydowanie jego uprzejmość w stosunku do niej była tylko chwilowa. Otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale tylko machnął ręką.
-Zaraz wychodzimy, jeśli Odyn będzie zbyt długo nieobecny, zaczną się robić podejrzliwi.
Znowu złapał ją za ramie i zaczął ciągnąć jak szmacianą lalkę, otworzył jakieś drzwi i dosłownie wepchnął ją do środka.
-Szybko zrób coś z włosami. Masz pięć minut.
Zatrzasnął drzwi.
Pomieszczenie najwyraźniej było łazienką.
Stanęła przed dużym, oprawionym w złotą ramę lustrem i spojrzała na swoje odbicie, zaczęła się już powoli przyzwyczajać do nowej postaci. Wyglądała dokładnie tak jak się czuła, depresyjnie, miała zaczerwienione od płaczu, podkrążone oczy, popękane wargi i twarz bez wyrazu, jeśli chodzi o włosy to warkocz już z pewnością warkocza nie przypominał. Ze zrezygnowaniem zupełnie rozpuściła włosy, nie miała pojęcia co dałoby się zrobić z tym w te jego pięć minut. Ciekawe czy on by się wyrobił gdyby jego włosy sięgały mu prawie do kolan.
A zresztą nie dało się ukryć, że nic nie obchodziło jej to jak wyglądała.
Po prostu zebrała włosy w jakiegoś prowizorycznego koka i oblała twarz lodowatą wodą, nie czuła się ani trochę lepiej. Nie wiedziała co będzie dalej, czy już zawsze będzie uzależniona od Lokiego? Czy zawsze będzie musiała się ukrywać? I czy jeszcze kiedyś będzie szczęśliwa?
Na razie widziała tylko najczarniejsze scenariusze.
Po chwili wyszła z łazienki. Loki już zmienił się w Odyna, skinął na nią i oboje opuścili pomieszczenie.
Miała tylko nadzieję, że sytuacja już się nie pogorszy.
Jako Odyn nie był już od niej na całe szczęście tak diametralnie wyższy i wyjątkowo najwyraźniej tym razem postanowił nie ciągnąć jej za ramie.
W końcu kiedy skończyli iść pozłacanym holem dotarli do wielkiej bogato ozdobionej sali pełnej ludzi.
Po chwili podszedł do nich jakiś mężczyzna z blond włosami, krótkimi, lokowanymi, włosami i bódką.
-Wasza Wysokość. Lady....?
Otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale Loki/Odyn już się za nią odezwał.
-To jest Lady Aria, bratanica królowej.
Powiedział głosem bez emocji i poszedł gdzieś do...właściwie to nie wiedziała gdzie.
Zauważyła, że mężczyzna przed nią wciąż nie odszedł.
-Moje najszczersze kondolencje, Lady Ario, jestem Fandral.
Nie miała pojęcia co powiedzieć, Loki nie trudził się zdradzaniem jej jakichkolwiek szczegółów swojego planu.
-Dziękuje.- I wtedy zdała sobie sprawę z tego co powinna powiedzieć, z tego co mogła i chciała tera powiedzieć, po prostu wyobraziła sobie, że nie mówi o tej kobiecie, tylko o kimś na kim jej zależało. O swojej matce.- Tęsknie za nią i...nie do końca wiem co mam robić, była takim ważnym elementem mojego życia, tak wiele dla mnie znaczyła. Ciągle staram się wmówić sobie, że to się nigdy nie wydarzyło.
Wytarła wierzchem dłoni łzy ,które zaczęły napływać jej do oczu. Było jeszcze tyle do powiedzenia, ale nie chciała mówić o wszystkich swoich uczuciach i żalach zupełnie obcej osobie jaką był Fandral.
-Tak, Królowa z całą pewnością była jedną z tych cudownych niepowtarzalnych osób.
Powiedział wcześniej wspomniany mężczyzna.
Potem odszedł i tak minęła większość dnia, po prostu wymyślała sobie, że tych ludzi ona i jej uczucia naprawdę coś obchodzą, a ich kondolencje są składane do prawdziwej jej Jennyfair nie Arii.
Po pewnym czasie zauważyła, że wszyscy składający jej kondolencje mówili tylko o Królowej, a nikt nigdy nie użył imienia Loki, przecież oni wszyscy myśleli, że nie żył. A jeśli dobrze zrozumiała to był bratem ciotecznym ,,Arii".
Postanowiła, że później kogoś o to zapyta.
Wtedy podeszła do niej o wiele wyższa kobieta z ciemnymi włosami zebranymi w kucyk.
-Jestem Sif, a ty...Aria, prawda?
-Zgadza się.
Powiedziała szybko.
-Jesteś bratanicą Królowej?
-Tak.
Dlaczego wszystkie te pytania brzmiały tak podejrzliwie!?Czyżby jakoś ją przejrzała?
-Nigdy o tobie nie słyszałam.
Myśl Jennyfair! Myśl!
-To zapewne dlatego, że nie mieszkam w Asgardzie.
Była beznadziejna w kłamaniu, ale miała nadzieję, że Sif zrzuci jej załamujący się głos, na smutek po utracie kogoś ważnego, z resztą miałaby racje. Niestety nie wyglądało na to żeby brunetka się poddała.
-A gdzie przebywałaś?
Jennyfair na oślep wybrała pierwszy lepszy świat jaki przyszedł jej do głowy.
-Byłam w Midgardzie.
-Midgard, kraina śmiertelników.
-T-tak.
Zdecydowanie nie wypadała teraz przekonująco. Wcześniej dobrze szło jej udawanie, ale to dlatego, że jako rozbita, zrozpaczona, dziewczyna w żałobie, miała grać, rozbitą, zrozpaczoną, dziewczynę w żałobie.
-Podobno miałyście bardzo dobre relacje. Jakim cudem skoro byłyście tak daleko?
Czy ona kiedyś przestanie zadawać pytania!?
-Utrzymywałyśmy kontakt korespondencyjny.
Sif w końcu pokiwała głową i chyba jeszcze chciała coś powiedzieć, ale wtedy przyszedł jakiś brunet i coś do niej powiedział, odwracając jej uwagę od Jennyfair, za co ta miała ochotę go z miejsca uściskać.
Chwilę później mężczyzna przedstawił się jako Hogun. Już myślała, że jest wolna kiedy Sif poprosiła ją żeby usiadła z nią, Hogunem, Fandralem i jakimś Volstaggiem, żaby mogli jeszcze trochę porozmawiać.
Nic dodać nic ująć, czuła się jak ryba wyciągnięta z wody i otoczona przez cztery koty.


Notka od Autorki:
Ostrzegam, nastroje i sposoby zachowywania się Lokiego będą będą baaardzo zmienne.
Pozdrawiam!
Chiara/Jessica

środa, 17 września 2014

Rozdział 2

                                Rozdział drugi


W jej śnie było potwornie jasno, sama nienaruszona biel, próbowała zasłonić oczy rękoma, ale biel zdawała się przeświecać przez dłonie i powieki. Cofnęła się o kilka kroków i uderzyła w ścianę, też była zupełnie biała, więc jej nie widziała, w tym był problem było tak jasno, że nie była w stanie rozróżniać kształtów. Wtedy zaczęło się robić duszno, udało jej się rozróżnić jakąś jakby...mgłę. Było jej coraz więcej i więcej, ta mgła była trująca, parzyła jej oczy, nos, gardło. Zaczęła kaszleć, przyłożyła dłoń do ust i kiedy ją odsunęła zobaczyła na niej coś, co w końcu nie było białe, ale to ani trochę nie pomogło, ponieważ był to ciemno szkarłatny płyn -krew.
Dlaczego krew płynęła jej z ust!? Nie mogła przestać kaszleć nadając sterylnie białej podłodze kolor. Potem poczuła coś ostrego sunącego w górę jej gardła, znowu przyłożyła rękę do ust i wypluła przedmiot, raniący jej usta. Spojrzała na dłoń na niej pośród czerwonej cieczy leżał średniej wielkości przezroczy odłamek, szkło. Nie zdążyła się mu przyjrzeć, kiedy znowu zaczęła pluć krwią i szkłem. Opadła na kolana głośno kaszląc, krew, szkło, więcej krwi i gdzieś pośród nich nie liczne łzy bólu.
I kiedy już myślała, że to nigdy się nie skończy, to właśnie się stało.
Odkaszlnęła po raz ostatni krwią i przyjrzała się odłamkom leżącym na podłodze. Coś było napisane na każdym z nich, podniosła jeden i zaczęła ostrożnie obracać go w dłoniach, na szkle napisane było ,,Enfer". To było imię jej młodszego brata, upuściła odłamek. Zaczęła jak maniaczka niezważająca na skaleczenia szkłem szybki łapać kolejne kawałki i czytać napisy, było tam...wszystko. Imiona członków jej rodziny, znajomych, tych nie licznych osób, które kiedykolwiek miała odwagę nazwać przyjaciółmi, nazwa jej wioski, imię nauczycielki, które uczyła ją dziesięć lat wcześniej, było tam wszystko! Każdy element budujący jej życie, jej rzeczywistość, a potem nagle wszystkie płytki eksplodowały na miliony małych odłamków, z, których już nie dało się nic odczytać, wszystkie oprócz jednej, małej płytki szkła z kilkoma rysami i napisem ,,Jennyfair".
Wtedy zaczęły się krzyki, nie ludzkie wrzaski, znała te głosy, to były głosy osób, których imiona wypisane były na szkiełkach. Zakryła uszy dłońmi, chciała żeby to się skończyło! Głosy krzyczały : ,,Pomocy!" ,,Nie!" ,,Dlaczego!?" ,,Błagam!" ,,Nie chcę umierać!".  Też zaczęła krzyczeć, chociaż wiedziała, wiedziała, że to w niczym już nie pomoże, krzyki były częścią przeszłości,  nie mogła pomóc swoim bliskim, była bezsilna. Potem krzyki ustały, ale to co było później wcale nie było lepsze.
To był ten sam grobowy głos, który słyszała wcześniej.
-Nikt ci teraz nie pomoże. Twoja słodka rodzinka ani przyjaciele już nie pomogą ci przez to przejść. Popatrz na siebie jesteś taka żałosna. Że to akurat ty musiałaś to przetrwać! Każdy był by lepszy od takiej, małej, bezsilne, nic niewartej, żałosnej....
I wtedy to się skończyło, czuła tylko to jak ktoś lekko potrząsał jej ramieniem i zaczęła wracać do rzeczywistości.

                                                       ********************

Lokiego w nocy obudził płacz przemieszany z krzykiem. Kiedy kilka godzin wcześniej wrócił do pokoju zobaczył, że Jennyfair zasnęła już skulona w fotelu, nie miał żadnych powodów żeby ją budzić, więc po prostu ją tam zostawił i sam położył się do łóżka.  To była ostatnia noc jaką spędzał w tym pokoju, od teraz jego pokojem były komnaty Odyna, którego chwilowo będzie zmuszony udawać. Postanowił spać tu jeszcze dzisiaj na wypadek gdyby dziewczyna zrobiła coś głupiego. I najwyraźniej dobrze, że tak zrobił, co prawda nie zrobiła nic świadomie, ale straże przybiegające tu z powodu krzyków były ostatnią rzeczą jakiej potrzebował. Wstał i podszedł do Jennyfair, widział jak oczy elfki nie spokojnie obracają się pod powiekami. Przez chwilę zastanawiał się nad zrzuceniem jej z fotela na podłogę i obudzeniem jej w ten sposób, ale uznał, że to nie jest konieczne.
 Złapał ją za ramie i zaczął lekko nią potrząsać.
-Hej! Jennyfair! Jennyfair!
Po krótkiej chwili przestała krzyczeć i zamrugała kilka razy.
Przyłożyła dłoń do ust, krwi nie było, to był tylko sen. Wtedy zdała sobie sprawę z tego, kto pochyla się nad nią wciąż lekko trzymając jej ramie, gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej i otarła łzy z policzków.
-P-przep-praszam.
Powiedziała patrząc na niego tymi wielkimi pełnymi przerażenia niebieskimi oczami.
Nie był teraz w stanie na nią krzyczeć, ani rzucić żadnego sarkastycznego komentarzu, był pewien, że dziewczyna miała koszmar. A on sam rozumiał problem koszmarów aż na zbyt dobrze. Widział, że Jennyfair stara się powstrzymać jakiekolwiek dźwięki związane z płaczem. Patrzyła na niego tak jakby bała się, że ją uderzy, i zresztą miała powody. Fakt, musiał przyznać wczoraj trochę przesadził, ale cóż poradzić taki już był, a nawet słowa mroczny elf wywoływały w nim jak najgorsze uczucia.
-Czy ty się mnie boisz?
Zapytał, chociaż doskonale znał odpowiedź.
Przerażenie błysnęło w jej oczach, miała tylko nadzieję, że tego nie zauważył.
-Nie.
Powiedziała szybko, odwracając wzrok.
Zaśmiał się cicho.
-Nie umiesz kłamać.
Próbowała odwrócić głowę, ale złapał jej podbródek w dwa palce i zmusił ją do kontaktu wzrokowego.
Nie mogła tego znieść czuła się jak zahipnotyzowana patrząc w te szmaragdowe oczy. Nie wytrzymała napięcia i nieoczekiwanie wstała i zaczęła biec na oślep przed siebie. Nie minęła kolka sekund a złapał ją za ramie i odepchnął ją w tył z taką siłą, że uderzyła plecami o ścianę i upadła na podłogę. Zaczął się do niej powoli zbliżać, odczołgała się w kąt, po chwili dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Lekko pochylił się nad nią i wyciągnął rękę w jej stronę.
-Proszę...
Uśmiechnął się tylko i już chciał coś zrobić, kiedy coś poczuł, jakiś impuls.
Co on do cholery robił!? Fakt nienawidził mrocznych elfów, Malekith zabił jego matkę. Ale ta dziewczyna nie miała z tym wszystkim nic wspólnego, nie mógł tak po prostu się na niej wyżywać! W dodatku ona czuła właściwie to samo co on czuł po śmierci Friggi, właśnie straciła całą rodzinę. Wciąż był daleki od czucia jakiejkolwiek sympatii w jej kierunku, ale zdecydowanie było mu jej trochę żal.
Nie cofnął ręki, ale zmienił jej ustawienie tak, że teraz poprostu wyciągał ją do niej.
Powoli i niepewnie położyła swoją drżącą dłoń na jego ręce. Pomógł jej wstać i dopiero teraz zauważył jak bardzo jest od niej wyższy. Cały czas patrzyła na niego tym samym przerażonym wzrokiem. Przez chwilę zastanawiał się, co robić i w końcu niezręcznie pogłaskał ją po ramieniu.  Wciąż bała się, że jeszcze ją uderzy, że to tylko gra, więc znowu wyszeptała.
-Proszę...
Niezręcznym gestem odgarnął jej włosy z twarzy.
-Cśś....Nie zrobię ci krzywdy.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem, ciągle się trzęsła.
Nie miał ochoty dłużej ciągnąć tej sceny, więc rzucił szybkie zaklęcie, które natychmiast ją uśpiło. Złapał ją zanim upadła na ziemię. Położył ją na łóżku.
Sam usiadł w fotelu i podniósł książkę, która leżała na podłodze, najwyraźniej czytała ją zanim zasnęła, więc umiała coś poza płaczem i przepraszaniem.
Otworzył książkę i sam zatonął w lekturze, nie wiedział jeszcze, co zrobi z dziewczyną, pierwotnie chciał się na niej zemścić za wszystko, co zrobił  Malekith, ale teraz, kiedy zadał sobie sprawę z tego, że nie da rady tego zrobić musiał jeszcze poważnie zastanowić do czego ona może mu się przydać.

Notka od autorki:
Tak byłam dzisiaj w sentymentalnym nastroju.
Dziękuje za przeczytanie!
Pozdrawiam.
Chiara.

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 1

  Notka od autorki: Przepraszam za tamtą czcionkę! Jednak niestety laptop na którym to piszę pokazywał ja ze trzy razy większą, jeśli wciąż jest za mała proszę napiszcie w komentarzu, bo ja już temu starem wrednemu urządzeniu nie ufam!
Pozdrawiam!
Chiara                                     

                                Rozdział pierwszy

To imię coś jej mówiło....coś kiedyś o nim słyszała...Loki. Oświeciło ją.
-Jesteś Bogiem kłamstw i....upadłym księciem Asgardu.
Na słowo upadłym skrzywił się lekko.
-Dokładnie. A ty jesteś....? Nigdy nic o tobie nie słyszałem.
Mówił to jakby wyśmiewał się z niej.
-Jestem normalną obywatelką Svartalheimu, żadnych ekscesów ani skandali.
Powiedziała ,nie była pewna o co mu chodziło.
Uśmiechnął się do niej, ale w tym uśmiechu nie było nic ciepłego, nic uprzejmego ani przyjaznego. Był zimny i przerażający.
Zdecydowała, że nie ma ochoty kontynuować z nim rozmowy, ani tej ,ani żadnej innej.
Chciałaby teraz wrócić do domu, do swojej rodziny i przyjaciół. Po prostu wyskoczyć z tego latającego czegoś i...
I wtedy znowu boleśnie przypomniała sobie ,że już nie ma do czego wracać. Tam gdzie jeszcze wczoraj stał jej dom były teraz tylko proch i kości. Mocno zacisnęła powieki i chwilę później poczuła gorące łzy spływające po jej policzkach, objęła się ramionami i spuściła głowę, czuła się jakby ktoś właśnie wyrwał jej serce z piersi. Nie wiedziała ile tak płakała zanim usłyszała.
-Mogłabyś się uciszyć? Staram się skupić.
Szybko poderwała głowę i wytarła łzy wierzchem dłoni. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo się trzęsła. Starała się przestać płakać, ale po prostu nie mogła.
-Słyszałaś mnie?
Zapytał tonem bardzo dalekim od uprzejmego.
Czy on nie miał serca!? Chyba nie oczekiwał, że będzie tak po prostu spokojnie siedziała po tym jak właśnie jej świat się zawalił!?
-P-przepraszam.
Wyszeptała, gdzieś pod tym całym bólem była wściekłość, na tych którzy to wszystko zrobili, na niego dlatego ,że traktował ją jak jakąś szmaciankę bez uczuć i w końcu na siebie za to ,że jak zawsze nie umiała się nikomu postawić, jak zawsze chowała głowę w piasek i przepraszała chociarz doskonale wiedziała, że nie ma za co. Nie umiała powstrzymać dalszych łez, czuła się taka....bezsilna, rozbita. Nagle jej czaszkę przeszyła fala bólu, wrzasnęła i złapała się oburącz za głowę.
-A teraz będziesz siedziała cicho?
Powiedział sztucznie słodkim głosem.
To był jakiś sadysta!
-Tak!
Wrzasnęła w agonii, wtedy ból ustał.
-Czyli się zrozumieliśmy i będziesz siedziała cicho?
Wyczuła w tym pytaniu jakąś ukrytą groźbę.
Szybko pokiwała głową i odsunęła się do jak najdalszego konta podciągając kolana pod brodę.
  To wszystko było co najmniej dziwne...skoro tak go irytowała, że był w stanie się nad nią znęcać, to dlaczego jej pomagał?
Dlaczego w jednej chwili groził jej śmiercią a w drugiej leczył jej rany?
Miał w ty jakiś cel, czy po prostu był tak zmienną i kontrowersyjną osobą?
 Miała tyle pytań, ale bała się co może się wydarzyć jeśli się teraz odezwie.
Siedziała tak przez dłuższą chwilę w milczeniu rozmyślając.
-Teraz radziłbym ci się czegoś przytrzymać.
Usłyszała.
-Słucham?
I wtedy wlecieli w jakąś wąską przestrzeń pomiędzy dwoma skałami, ich środek transportu uderzał o ściany. Próbowała się czegoś złapać, ale było już za późno, zaczęła uderzać we wszystkie ściany łódki cały czas starając się czegoś desperacko złapać. W końcu udało jej się czegoś przytrzymać, zacisnęła powieki i powtarzała w myślach ,,Niech to nas nie zabije, niech to nas nie zabije!"
Kiedy znowu zaczęli lecieć normalnie, usłyszała jego cichy śmiech, jego zmiany nastroju były naprawdę nie przewidywalne.
-Wiesz kiedy to mówiłem to, niekoniecznie chodziło mi o moją nogę.
Dopiero teraz zauważyła ,że kurczowo trzymała się jego lewej nogi tuż nad kostką, szybko odsunęła się znowu na bezpieczną odległość i wymamrotała coś zupełnie nie składnego.
Nagle zatrzymał łódkę gdzieś po środku lasu. Ostrożnie wstała i spojrzała na niego pytająco. Wtedy na jej oczach zmienił się w jakiegoś człowieka wyglądającego jak asgardzki żołnierz. Poczuła jak przechodzi przez nią jakaś fala, spojrzała na swoje dłonie, wciąż były dość blade, ale miały zdecydowanie bardziej naturalny dla ludzi i asgardczyków odcień.
-Co...
-Naprawdę myślisz, że zbiegły więzień i mroczny elf,- nazwę jej rasy powiedział z gniewem, którego nie rozumiała- mogliby sobie tak po prostu bez problemów wejść do pałacu Odyna?
To miało sens, zapewne gdyby tak po prostu weszli to wsadziliby ich do więzienia, jeśli nie zabili.
-N-nie?
Właśnie zdała sobie sprawę, że zabrzmiała jak skończona idiotka, ale co z tego już i tak ją tak traktował, więc chyba nie miało to już większego znaczenia.
Loki bez słowa na nowo uruchomił pojazd i znów wznieśli się w powietrze.
Po dłuższej chwili była w stanie zobaczyć Złote Miasto-Asgard. Lekko wychyliła się za krawędź, aby przyjrzeć się bliżej, nigdy nie widziała tego miejsca. Jej ojciec kiedyś kiedy był bardzo młody pojechał tam, czasami jej o tym opowiadała, często opowiadał jej o różnych rzeczach. ,,Już nigdy o niczym ci nie opowie" usłyszała grobowy, pusty głos w jej głowie. Znowu poczuła gorące łzy napływające jej do oczu. Nie, nie mogła znowu zacząć płakać, zacisnęła powieki i zmusiła się do przestania. Nie świadomie wychyliła się jeszcze bardziej, wtedy skręcili i zapewne wypadłaby gdyby ręka Lokiego nie złapała jej za włosy odciągając w tył.
-Masz zapędy samobójcze, jesteś w szoku, czy po prostu jesteś skończoną idiotką!?
Zapytał zirytowanym, zmęczonym głosem.
Nie wiedziała co powiedzieć, tak zatraciła się w myślach, że nie zauważyła niebezpieczeństwa!
-Wnioskując z wyrazu twojej twarzy nie myślałaś nad samobójstwem, więc szok czy idiotyzm, hm? A może i jedno i drugie.
Patrząc w podłogę w końcu odezwała się.
-Nie jestem idiotką.
Był zaskoczony tym ,że się odezwała, przez całą drogę musiał dosłownie zmuszać ją żeby powiedziała cokolwiek, zdecydowanie dziewczyna nie była osobą zbydtnio odważną, zdecydowanie była zdesperowana, musiała żeby zaufać komuś kto chwilę wcześniej prawie ją udusił i groził śmiercią. Z pewnością nie reagowała i nie zachowywała się racjonalnie. Wyglądało na to ,że jest zupełne rozbita a jego wybuchowe zachowanie z pewnością nie pomagało, ale po pewnym czasie uznał ,że ten przerażony wyraz jej twarzy jest całkiem zabawny.
-Myślę, że o tym będzie jeszcze czas się przekonać.
To już było lepsze, z doświadczenia wiedziała, że jeśli pozwoli się komuś nazywać się idiotką, kretynką lub czymkolwiek w tym rodzaju to będzie cię traktować tylko gorzej i gorzej. Wróciła do swojego konta i znowu podciągnęła kolana pod brodę.
                                        *****************
Wylądowali kilka minut wcześniej i właśnie szli złotym korytarzem pałacu tak jak wcześniej, Loki traktował Jennyfair jak szmacianą lalkę i ciągną ją za przed ramie nie zwracając najmniejszej uwagi na to ,że w ten sposób jeszcze trudniej było jej dotrzymać mu kroku. W końcu na chwilę zatrzymali się przy jednych z drzwi. Bez słowa wyjaśnienia otworzył je, wepchnął ją do środka i znowu wyszedł zostawiając ją samą. Wstała i rozejrzała się, cały pokój był w kolorach: zielonym, czarnym i złotym, było tam pełną książek i wyglądało na to, że nikogo dawno tu nie było.
Zauważyła kontem oka jakąś postać w lustrze stojącym w rogu pokoju, dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to ona. Spokojnie podeszła do lustra i przyjrzała się zmianom ,które w niej zaszły. Była w miarę podobna, miała takie same, tylko bardziej delikatne rysy twarzy, jej skóra wyglądała bardziej ludzko, oczy wyglądały jak te, które miała większość istot ( białe białka, w tym wypadku jasno niebieskie tęczówki), włosy wciąż miała białe, ale był to biały graniczący z bardzo jasnym blond a jej uszy nie były już szpiczaste ach wciąż była tak samo nie zbyt wysoka (około metra pięćdziesiąt trzy). Odsunęła się od lustra i westchnęła, wciąż nie miała pojęcia dlaczego ją tu zamknął, może miał coś do załatwienia? Albo z jakiegokolwiek innego powodu. No cóż, nie zamierzała tu tak po prostu bezczynnie siedzieć. Wzięła przypadkową książkę ze stojącej przy ścianie półki i usiadła w stojącym obok fotelu. Na całe szczęście w przeciwieństwie do większości elfów znała język ,którym posługiwali się asgardczycy.
                                  **********************
  Było już strasznie późno, była to w stanie określić po tym ,że cały pokój ogarnęła niemal kompletna ciemność, ale ona była do ciemności przyzwyczajona i wciąż widziała wszystko bardzo dokładnie.
 Książka była o jakichś eliksirach, ale i tak skutecznie zabijała czas.
Zaczęła się już robić naprawdę zmęczona jednak była zdecydowana zaczekać na powrót Lokiego.
Nie wyglądało na to żeby miał wrócić szybko, i tak też nie było. Więc po kilku godzinach nawet nie zauważyła jak książka wysunęła jej się z ręki a jej głowa opadła na lewe ramie i pogrążyła się w głębokim śnie.

piątek, 12 września 2014

Prolog

  Notka od autorki:
Wydarzenia w historii na blogu mają miejsce po akcji ,,Thor The Dark World".
Pomysł narodził się tak ,że po obejrzeniu tego właśnie filmu zaczęłam się zastanawiać czy Malekith (Mam nadzieję ,że dobrze to napisałam) i jego armia byli jedynymi żyjącymi Mrocznymi Elfami? Więc tak myślałam i myślała, aż wymyśliłam, że były tam takie małe wioski zupełnie nie związane z całą masakrą, które jednak uległy zniszczeniu podczas akcji filmu.

                                                     Prolog

  Otworzyła oczy i zamrugała. Co się stało? Gdzie była? Rozejrzała się, było ciemno zresztą jak zawsze w tym świecie, ale jej oczy były do tego doskonale przystosowane. Znajdowała się w jakiejś skalistej dziurze, powoli zaczęła podnosić się do pozycji siedzącej, niemal natychmiast upadła z krzykiem bólu, który przeszył jej lewą nogę. Usiadła i przyjrzała się obolałej kończynie, przez połowę jej łydki ciągnęło się czerwone, krwawiące rozcięcie, nie była w stanie ocenić czy rana była głęboka. Chwilowo postanowiła skupić się nad wydostaniem się z dziury, zaczerpnęła powietrza do płuc i krzyknęła.
-Pomocy! Jest tam ktoś!?
Odczekała chwilę, brak odpowiedzi. Krzyknęła jeszcze parę razy zanim się poddała. Dlaczego nikt nie odpowiadał!? Czy wszyscy nagle postanowili ogłuchnąć!? No cóż, najwyraźniej będzie zmuszona wydostać się na własną rękę. Oparła się dłońmi o skalistą ścianę i starając się jak najmniej poruszać uszkodzoną nogą wstała, dziura nie była tak głęboka jak wydawało się z pozycji siedzącej, właściwie wystarczyłoby żeby podskoczyła i mogłaby złapać się krawędzi, ale niestety nie była teraz zdolna do skakania, więc była skazana na wspinaczkę, nie miała pojęcia jak zrobi to z tą nieszczęsną nogą, ale musiała spróbować.
Z początku jej próby kończyły się bolesnymi upadkami, ale po dłuższej chwili udało jej się wydostać na powierzchnie. Nikogo tam nie było, tylko mnóstwo prochów i popiołów. Co się tu stało? I wtedy wszystkie wspomnienia powróciły do niej, łzy stanęły jej w oczach. Pamiętała wszystko, to jak Malekith się obudził i postanowił wprawić swój szalony plan w życie, to jak przypadkowo natrafiła na jego walkę z dwójką asgardczyków, a potem jakich czas później te wszystkie krzyki wybuchy, krew, pamiętała ,że biegła w stronę swojego domu tylko po to by zobaczyć całą wioskę w płomieniach, a potem wybuch odrzucił ją w tył i wpadła do tej dziury w, której odzyskała przytomność. Zaczęła niekontrolowanie trząść się od płaczu. Dlaczego!? Dlaczego!? Część z nich była przecież niewinna! Plan Malekitha nie był przecież ich winą!? Czy ktoś oprócz niej w ogóle to przeżył!? Musiała kogoś znaleźć, emocje sprawiły ,że zupełnie zapomniała o ranie i związanym z nią bólu i zaczęła biec.
Po pewnym czasie coś usłyszała, jakby...śmiech. Szła w stronę dźwięku, aż go zobaczyła. Wysokiego bruneta podnoszącego się z ziemi, to on się śmiał. Pamiętała go był jednym z tamtych asgardczyków, którzy przybyli tu by zniszczyć Malekitha. Przedstawił się chyba jako....Loki? Ale przecież on umarł! Widziała to jak... I wtedy ją zauważył, zanim zdążyła cokolwiek zrobić, trzymał ją za szyję przyciskając ją do kamiennej ,,ściany", widziała jak lustrował wzrokiem jej drobną postać, jej nienaturalnie białą skórę, szpiczaste uszy, białe włosy zebrane w długi rozpadający się warkocz, wytrzeszczone z przerażenia oczy o czarnych białkach i źrenicach w nienaturalnym odcieniu błękitu. Nie mogła oddychać, zacisnęła palce na jego nadgarstku starając się wymusić na nim puszczenie jej, zluźnił trochę uścisk tak ,że była w stanie oddychać i nachylił się nad nią tak ,że ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów, czuła jak jej serce przyśpiesza.
-Mógłbym cię teraz zabić, właściwie wyświadczyłbym ci tym nawet przysługę.
Przemówił zimnym tonem zawodowego mordercy.
Przerażenie wciąż w niej wzrastało, nie była gotowa na śmierć! Chciała jeszcze żyć! Miała tylko siedemnaście lat!
-Ale chyba poradzisz z tym sobie bez mojej pomocy prędzej czy później umrzesz i tak z głodu, albo odwodnienia.
 Puścił ją, upadła na ziemię łapczywie chwytając oddechy, odwrócił się i zaczął odchodzić. Bała się, nie chciała tu umrzeć, nie chciała już do śmierci być sama.
-Proszę, nie zostawiaj mnie.
Powiedziała tonem tylko trochę głośniejszym od szeptu. Nie miała pewności czy teraz jej nie zabije ,ale nie była w stanie jasno myśleć.
Odwrócił się i spojrzał na nią jak na najbardziej patetyczne stworzenie na świecie. Potem znowu do niej podszedł i jednym ruchem chwytając ją za ramie zmusił ją do wstania. Wciąż trzymając ją za to ramie zaczął ją ciągnąć za sobą, szybko zorientował się ,że dziewczyna nie jest w stanie za nim nadążyć i dlaczego. Wymamrotał coś o tym jak to musi marnować magię na tą bezwartościową kreaturę i po co ją ze sobą w ogóle ciągnie i chwilę później z jego ręki do jej ciała przepłynęła fala magii, poczuła pieczenie rany, która po chwili zniknęła zostawiając jej nogę w idealnym stanie. Doszli do czegoś co przypominało łódkę...latającą, złotą łódkę. Dosłownie wepchnął ją do środka po czym sam wszedł i jakoś ją uruchomił , nie wiedziała jak. Po kilku minutach szybowania odezwał się do niej znudzonym tonem.
-Jak się nazywasz?
Próbowała się odezwać, ale nie była w stanie.
Westchnął.
-Skoro już muszę marnować na ciebie moc magiczną i ciągnąć cię ze sobą to chociaż się odezwij, już przecież wiem ,że umiesz.
Po kilku chwilach odezwała się roztrzęsionym głosem.
-Jennyfair. A ty jesteś...Loki? Prwada?
-Zgadza się.

Witam!

                     Witam wszystkich serdecznie na moim blogu.

Bardzo dziękuję, że zajrzeliście!
To pierwszy blog, którego próbuję prowadzić więc z góry przepraszam za wszelkie pomyłki, które z pewnością popełnię, ponieważ nie mam zielonego pojęcia co robię.
Historia, którą tu zapiszę już od pewnego czasu kołatała mi się po głowie, ale dopiero teraz zebrałam się na to żeby ją jakkolwiek zapisać.
No cóż mam nadzieję, że komuś się spodoba, a mi uda się nareszcie dokończyć coś co zaczęłam.
Jeszcze raz dziękuje i pozdrawiam.
Chiara.