Witam wszystkich!
Zostałam nominowana przez Vivilet do Libster Blog Award, za co ponownie bardzo dziękuję, jesteś kochana! :-)
Dobrze więc teraz odpowiem na pytania.
1) Na kim się wzorowałaś, kreując główną postać swojego opowiadania? (Jeśli nie jesteś jej twórcą, to czym kierowałaś się dając jej charakter?)
- Fakt, że Jennyfair jest mroczną elfką wzięłam z "Thor: The Dark World", a pod względem charakteru jest ona trochę starszą i bardziej dojrzałą wersją mnie z czwartej klasy podstawówki.
2) Co najbardziej podoba ci się w twojej historii?
-Chyba lubię moje postaci. Bardzo fajnie mi się je tworzyło i szczerze to bardzo się do nich przywiązuję.
3) Rady dla początkujących?
-Niestety sama jestem początkującą, więc nie mogę się szczególnie wypowiedzieć. Przepraszam.
4) Romans czy akcja?
- Obu po trochu.
5) Jak wyglądałby twój wymarzony dzień?
- Pojechałabym do Włoch do rodziny i spędziła go z moim rodzeństwem ciotecznym, a resztę dnia najprawdopodobniej przeleżałabym z jakąś książką, albo coś pisząc.
6) Ideał miłości?
- Związek w którym jest przede wszystkim wzajemne zrozumienie i szacunek.
7) Disney czy DreamWorks?
-Oba mają dobre strony, ale chyba trochę bardziej Disney.
8) Wybierasz się na Avengersów ósmego maja? (Ma się pojawić Loki^^)
-No, niema innej opcji! Oczywiście, że tam będę!
9) Skąd wzięłaś pomysł na swoje opowiadanie?
- Owoc samotnego leżenia i myślenia po obejrzeniu zdecydowanie zbyt dużej ilości filmów marvela.
10) Twój ulubiony bloger (Tak chodzi mi o autora bloga)?
-Nie umiałabym wybrać tylko jednego.
11) A teraz skromnie XD Czy podoba ci się mój blog? Co ewentualnie radziłabyś mi zmienić, bądź poprawić?
-Osobiście twój blog bardzo mi się podoba.
Pytania ode mnie:
1) Czy któraś z postaci na twoim blogu ma coś z Ciebie?
2) Jakiego rodzaju lubisz czytać książki?
3) Co pomaga ci przy pisaniu?
4) Herbata czy kawa?
5) Ulubiony film?
6) Co myślisz o walentynkach?
7) Jaka jest twoja ulubiona pora roku?
8) Ulubiona postać filmowa lub książkowa?
9) Gdybyś była kolorem, to jakim?
10) Koty czy psy?
11) Lubisz swoją szkołę?
A to moje nominacje:
http://loveisdrowninginadeepwell.blogspot.com/
http://sheera-laufeyson.blogspot.com/
http://mara-charles.blogspot.com/
http://loki-sigyn-always-and-forever.blogspot.com/
http://erdhallia-rod.blogspot.com/
http://lokiandsigyntruehistory.blogspot.com/
http://loki-you-should-be-afraid-of-night.blogspot.com/2013/07/prolog.html
http://princess-of-jotunheim.blogspot.com/
http://embers-in-asgard.blogspot.com/p/rozdziay.html
http://loki-laufeyson-history.blogspot.com/
This Time I Will Make You Pay
Straciła wszystko co kochała, wszystko na czym jej zależało i wszystko to co znała. Czy teraz owładnie ją ta sama żądza zemsty, która doprowadziła do tego wszystkiego? I co spotkanie Boga Kłamstw zmieni w jej życiu?
poniedziałek, 23 lutego 2015
piątek, 20 lutego 2015
Rozdzial 11
Rozdział 11
Timoria po prostu chodziła w tę i z powrotem po Bifroście.
Lubiła ten most, może to z powodu, pustej, cichej, otwartej przestrzeni, a może po prostu dlatego, że miała z tym miejscem związane całkiem przyjemne wspomnienia.
-Coś cię trapi.
Usłyszała nagle niski głos i odwróciła się gwałtownie.
Za nią stał strażnik Bifrostu i dziewięciu światów. To jak udawało mu się tak cicho poruszać zawsze było dla niej niewiadomą. Uśmiechnęła się lekko z ulgą, że to tylko on.
-Oh, Heimdall.
Z jak zawsze poważną twarzą skinął jej głową.
-Lady Timorio.
Oparła jedną dłoń na biodrze, starając się wyglądać jak najswobodniej. Musiała udawać, że nie ma pojęcia o co mu chodzi, chociaż właściwie dobrze wiedziała, że jeśli Heimdall się postara to uda mu się dowiedzieć wszystkiego tego czego chce.
-Dlaczego uważasz, że coś mnie trapi?
Zapytała patrząc na niego z trochę przekrzywioną głową i wzruszyła ramionami.
Zbliżył się do niej o kilka kroków, jego kroki brzmiały ciężko kiedy metal zderzał się z gładką powierzchnią mostu, najwyraźniej w jakiś sposób kontrolował kiedy brzmiały tak głośno a kiedy nie dało się ich usłyszeć. W innych okolicznościach mogły by to kogoś przestraszyć, ale biorąc pod uwagę osoby biorące udział w zdarzeniu, wiadomo, że nikt nie ma tu powodów, ani nawet myśli o lęku.
-Twierdzę, że coś bardzo cię wzburzyło.
Uśmiechnęła się, właściwie to nie ona powinna tu cokolwiek tłumaczyć, ona też chciała pewnej informacji. A było to też idącą jej na rękę wymówką na zmianę tematu, teraz to ona miała pewne pytanie. Chociaż właściwie Heimdall nigdy nie pytał, on po prostu stwierdza fakt.
-Mam pytanie, czy pozwoliłbyś żeby człowiek, któremu zakazano tu być przybył do Asgardu, gdyby twierdził iż desperacko potrzebuje pomocy?
Przekrzywiła lekko głowę zadzierając ją w tym samym czasie by móc swobodniej patrzeć mu w oczy.
Haimdall już wiedział o co jej chodziło. Odpowiedź nie była trudna.
-Jeśli pytasz czy wpuściłem tu twojego brata, nie zrobiłem tego, to byłaby zdrada, musiał się tu dostać używając resztek magii, jego lub waszego ojca.
Pokiwała szybko głową, i tak nie miałby powodów żeby pomagać Polemosowi, w końcu sam był jednym z tych, którzy zeznawali przeciwko wcześniej wymienionej przez niego dwójce. Wciąż nie spuszczali z siebie wzroku, patrząc sobie prosto w oczy, jednak nie mając pojęcie co powinni teraz powiedzieć by osiągnąć cel w tej konwersacji.
Stali tak przez mniej więcej kwadrans w milczeniu, strażnik wyglądał na wielce zamyślonego.
Cisza wydawała się ciężka, gęsta, prawie wyczuwalna.
W końcu postanowiła ją przerwać.
-Nie zgodziłam się.
Odezwała się przerywając tę cisze.
Zmarszczył brwi, jego złote oczy były jak zawsze spokojne i wszystkowiedzące. Prawie wszystko, poprawiła się, nie wiedział o wszystkim, na przykład o tym, że jego król i władca nie jest już tym za kogo się podaje.
-Słucham.
Odezwał się jakby nie wiedział o czym mówiła.
Znowu się uśmiechnęła, trochę sarkastycznie i trochę melancholijnie.
-Nie zgodziłam się mu pomóc, na marne się trudził.
Przyjrzał się jej dokładniej, jednocześnie ją rozumiał i nie rozumiał, jak z resztą zawsze w jakiejkolwiek sprawie dotyczącej jej osoby.
-Chcesz wiedzieć po co?
Zapytał, był w stanie powiedzieć jej co trapiło jej brata tak bardzo, że zniżył się do błagania jej o pomoc.
-Nie.
Nawet nie zastanawiała się nad odpowiedzią.
-To nie moja sprawa, mam wystarczająco dużo własnych problemów.
Chciał ją o coś zapytać, ale zdał sobie sprawę, że już zna odpowiedź więc po prostu stał dalej w milczeniu wpatrując się w przestrzeń.
Aż powiedział tylko jedną rzecz.
-Król cię szuka.
*****************************
Jej ręce wprost latały po klawiaturze, leżała tak od kilku godzin, przebrana w piżamę i z włosami związanymi w niedbały kok.
Nie miała co robić, była zmęczona, ale po tabletkach na ból głowy nie była w stanie spać, więc stwierdziła, że nie zaszkodzi jej napisanie maila do rodziców. Z pewnością będą wielce zmartwieni tym, że nie ma czasu żeby przelać im na konto trochę pieniędzy, nigdy nie miała z tym problemu dla niej to i tak były grosze, ale teraz nie miała czasu ani ochoty na spacery do banku czy bankomatu.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Szybko zamknęła laptop i wygładziła fioletowy koc na nogach.
Osoba za drzwiami nie czekała na odpowiedź. Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł jej teraźniejszy pracodawca, z trudem powstrzymała się przed wzdrygnięciem się, nigdy nie czuła się bezpiecznie ani komfortowo w jego towarzystwie.
-Valerie, mam nadzieję, że w niczym ci nie przeszkodziłem.
Sztuczna uprzejmość, jak zawsze. Osoba, która go nie znała mogłaby się nawet na to nabrać.
Wyprostowała się, mogłaby to jakoś skomentować, ale nie byłoby to mądre, to nie był tylko kolejny klient, ten człowiek był groźny, irytowanie go z pewnością nie wyszłoby jej na dobre.
-Pisałam tylko maila do rodziców, a ile właściwie będę tu jeszcze potrzebna?
Starała się by zabrzmiało to jak najbardziej niewinnie i przypadkowo, starając się ukryć fakt, że najchętniej już by się spakowała i z miejsca opuściła rezydencję tego człowieka.
Podszedł powoli i usiadł obok jej nóg i przez koc lekko ścisnął jej kolano. Miała ochotę z miejsca się odsunąć, ale nie mogła pozwolić na to by jej maska spadła.
-Będziesz mi jeszcze potrzebna przez dłuższą chwilę. Twoje umiejętności są co najmniej....interesujące.
Poza polem jego widzenia zacisnęła dłoń w pięść tak, że długie paznokcie z pewnością zaraz przebiją jej skórę. Najchętniej by go kopnęła, ale naprawdę, lepiej go nie prowokować.
-Właściwie przyszedłem tylko dać ci to,- Sięgnął za marynarkę i rzucił w do niej plik banknotów, który złapała w locie.- dziwię się, że się nie upomniałaś...No cóż życzę ci miłego wieczoru, moja droga.
Posłała mu szybki uśmiech, kiedy był już przy drzwiach. Dopiero kiedy przestała słyszeć jego kroki wypuściła powietrze z płuc. Nie było sensu życzenia mu dobrej nocy ponieważ po pierwsze zabrzmiało by to absurdalnie a po drugie on i tak nie spał po nocach tylko robił Bóg Jeden Wie Co gdzieś w domu. Nie była zainteresowana dowiadywaniem się.
Szybko przeliczyła banknoty.
Mógł być niebezpiecznym psychopatą, ale płacił świetnie.
Pieniądze, mówi się, że nie są najważniejsze w życiu, że nie dają szczęścia, ale kto ich nie chcę?
Ponieważ kiedy masz pieniądze masz władzę.
Uśmiech powoli rozszerzał się na jej twarzy.
Fortuna, przecież dlatego to robiła.
***********************
Jennyfair była w pokoju od kilku godzin, ta bezczynność była nie do zniesienia. Dlaczego ona nie mogła dostać szansy dowiedzenia się czegoś z pierwszej ręki zamiast czekać na Lokiego, który i tak najprawdopodobniej powie jej coś w jak najbardziej okrężny i wystudiowany sposób, przez który ma się wrażenie, że coś się wie choć tak naprawdę nie otrzyma żadnych informacji. No, ale cóż, musiała czekać. Przynajmniej nie było tu teraz "głosu" więc w pomieszczeniu panowała kompletna cisza.
Cisza, martwa cisza...I trzask.
Zaraz, trzask!?
Z niepokojem rozejrzała się po pomieszczeniu. Nic. Nic co mogłoby wydać taki dźwięk.
Kolejny trzask i krzyk. Znowu nic nie wskazywało na źródło odgłosów.
Może coś dzieje się za drzwiami?
Szybko pokonała przestrzeń dzielącą ją od nich i położyła rękę na klamce.
Natychmiast westchnęła i cofnęła się. Miała się stąd przecież nie ruszać.
Co tam się dzieję!?
***********************************
Timoria z wahaniem położyła Lokiemu dłoń na ramieniu.
-Myślę, że powinieneś się trochę uspokoić jeśli chcesz....
Mężczyzna odwrócił się patrząc na nią z obłędem w oczach.
-Ależ ja jestem bardzo spokojny!
Timoria uniosła jedno brew wskazując gestem na dwie leżące przy ścianie postaci kulące się ze strachu.
Chwilę temu wezwał ją żeby pomogła mu w poszukiwaniu dwójki, która jakimś cudem dała radę podać mu eliksir osłabiający. Szybko okazało się iż jest to dwójka nowych pracowników zamku. Ktokolwiek zaplanował zawładnięcie umysłem Lokiego najwyraźniej nie zamierzał tego powtarzać skoro zapewnił sobie tak marny kamuflaż. Jednak przede wszystkim musieli dowiedzieć się kim jest ten "ktoś".
Ale jeżeli Loki choć trochę się nie uspokoi to zaraz z pewnością tę dwójkę zabije i nie dowiedzą się niczego. Więc to zadaniem Timorii było go od tego powstrzymać.
-Nie wydaje mi się żebyś był. Chcesz przecież odpowiedzi, a nie ich śmierci, pamiętasz?
Loki wymamrotał coś co brzmiało jak "Najpierw jedno potem drugie." a potem powoli zbliżył się do pary przy ścianie i posłał im jedno ze swoich najbardziej wściekłych, przerażających spojrzeń.
-Kto jest waszym zleceniodawcą?
Zapytał kładąc nacisk na każde słowo.
Cisza. Odchrząknął i para przy ścianie zadrżała. Tchórze.
Powtórzył pytanie jeszcze głośniej.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz.
Odezwała się w końcu dziewczyna z grubymi blond warkoczami, jej męska wersja (bez warkoczy) najprawdopodobniej brat ciągle dygotała.
Loki zaczął przewiercać ją wzrokiem z lekko przymrużonymi oczami.
-Och doprawdy?
Wycedził tonem pełnym sarkazmu.
Dziewczyna spojrzała w górę jakby starała się sobie coś przypomnieć a potem szybko pokręciła głową i znowu zwróciła na niego wzrok.
-Właściwie to pracujemy w pałacu więc właściwie to dla ciebie. Ale jeśli chodzi o coś innego to nie mam pojęcia o co może chodzić.
Loki pod gniewem poczuł lekkie zażenowanie, dziewczyna była zdecydowanie kiepską aktorką i w dodatku potworną arogantką.
Wbił w nią wzrok jeszcze mocniej jakby miał nadzieję, że sprawi jej to fizyczny ból.
-I naprawdę oczekujesz, że ci w to uwierzę!?
Przy tak podniesionym głosie był praktycznie pewien, że Jennyfair jest w stanie go usłyszeć jednak w tej chwili wyjątkowo mało go to obchodziło.
Blondynka przyłożyła dłoń do piersi.
-A skąd pomysł, że mielibyśmy coś wiedzieć.
Loki się roześmiał, to było żałosne. Czy ona naprawdę uważała go za idiotę. Kiedy skończył swój nie do końca szczery śmiech posłał Timorii spojrzenie, które mówiło: "Spokojnie mam wszystko pod kontrolą, żedne z nich na razie nie zginie."
Potem znowu wpatrzył się w dziewczyną pod ścianą.
-Po pierwsze moja droga bardzo źle rozegrałaś swoje karty, wiesz, że masz coś wiedzieć i nie widać po tobie ani twoim...bracie? Żadnych oznak zaskoczenia związanych z tym, że ja jestem żywy...
Przerwała mu.
-Nie trudno się domyślić, że uważasz, że ja o czymś wiem, a jeśli chodzi o fakt bycia żywym to już raz udawałeś martwego, powtarzanie tego nie jest już taką niespodzianką.
Kolejny błąd z którego nie zdała sobie sprawy.
-Ale przecież wy przyjechaliście tu dopiero wczoraj więc skąd wiesz o tym, że to dokładnie drugi raz?- Pokręcił głową.- A po drugie jesteś koszmarną aktorką, od razu widać, że kłamiesz.
Zacisnęła usta w cienką linię. Cholera! Czy naprawdę myślała, że uda jej się okłamać Boga kłamstw!? Wzięła głęboki oddech i wbiła w niego nienawistne spojrzenie.
-Nic ci nie powiem. Nie mam w zwyczaju poddawania się bez walki.
Loki odczekał dłuższą chwilę zanim znowu się odezwał.
-Daję wam ostatnią szansę. Dla kogo pracujecie?! Wiecie, że mogę was teraz skazać na śmierć!
Dziewczyna wstała śmiejąc się bezgłośnie, tylko poruszając ustami jakby się śmiała.
-Nie myślę żebyś to zrobił. Ponieważ wtedy ja mogłabym powiedzieć światu kim naprawdę jesteś Loki.
Powiedziała śpiewnym głosem. Zaczęła powoli do niego zbliżać.
Lekko wydęła wargi i zakołysała się na obcasach butów.
-To byłaby taka szkoda gdyby nagle cały Asgard dowiedział się, że ich ukochany król to tak naprawdę nie Odyn. Tylko mały, żałosny, jotunheimski bastard, a kompleksem władzy. Naprawdę jak by było przykro gdyby ten twój idealny plan nagle legł w gruzach...
Znowu zaśmiała się bezdźwięcznie i wykonała ruch dłonią jakby coś nią przewracała.
-Jak mały domek z kart.
Timoria zrobiła krok w przód gotowa do interwencji, w końcu potrzebny był im właściwie jeden informator...
Loki niezauważalnie zacisnął dłoń w pięść, nie mógł dać się wyprowadzić z równowagi. Więc tylko wymusił na twarz szeroki uśmiech, który z pewnością nie znaczył nic dobrego.
-Nic nikomu nie powiesz jeśli was teraz zabiję.
Zbliżyła się jeszcze bardziej patrząc mu prosto w oczy z bezczelnym wyrazem twarzy.
-To też by była szkoda, nie chciałabym zginąć z ręki takiego...nikogo jak ty.
To mówiąc dźgnęła Lokiego palcem w klatkę piersiową.
Timoria pokręciła głową, to było bardzo, bardzo głupie posunięcie. Kolejne potknięcie w planie tej dziewczyny, a Timoria znała Lokiego na tyle dobrze by wiedzieć, że je zauważy i wykorzysta.
Natychmiast wykorzystał nieuważny ruch dziewczyny łapiąc ją za nadgarstek i gwałtownie przekręcając po czym odpychając tak mocno, że znowu trafiła pod ścianę, mocno uderzając w nią głową.
Patrzyła na niego z lekko otworzonymi ustami i trzymając się za nienaturalnie wykręcony nadgarstek. Chłopak obok zbladł jeszcze bardziej i wyglądał jakby zaraz miał zwymiotować.
Loki zwrócił wzrok na niego.
-Może skoro one nie jest w stanie rozmawiać w cywilizowany sposób, to chociaż ty udzielisz mi informacji bez zmuszania mnie do uszkodzenia cię?
Chłopak wytrzeszczył oczy i zaczął coś jąkać w niezrozumiały sposób.
Wtedy dziewczyna ze wściekłością wypisaną na twarzy znowu się wcięła najwyraźniej starając się ignorować fakt, że być może już nigdy nie będzie normalnie poruszała ręką.
-On nie będzie z tobą rozmawiał!
Loki przewrócił oczami i uniósł jedną brew z lekko kpiącym i rozbawionym wyrazem twarzy.
-Zawsze pozwalasz siostrze się za ciebie wypowiadać?
Znowu zaczął się do nich zbliżać ze zdecydowanie nieczystymi intencjami. Timoria szybko podeszła do niego kładąc mu dłoń na ramieniu i powiedziała coś tak cicho, że dwójka z pod ściany nic nie usłyszała, Loki się uśmiechnął.
Blondynka starała się zimitować wyraz twarzy Lokiego z przed chwili choć kiepsko jej to wyszło.
-Zawsze pozwalasz...przyjaciółce się kontrolować?
Loki znowu przewrócił oczami, to było co najmniej żałosne, chyba rzeczywiście nie będzie miał pożytku z tej dwójki...
-Powinnaś się cieszyć, że się jej wcześniej słuchałem inaczej już dawno byłabyś martwa.
Wtedy chłopak wytrzeszczył oczy i przyłożył sobie ręce do gardła jakby się dusił. Jego siostra natychmiast odwróciła się do niego.
-John! John!- Odwróciła głowę. -Pomocy!
Loki szybko podszedł do duszącego się i pochylił się nad nim, odpychając jego siostrę jedną ręką.
Przyglądał się mu przez chwilę a potem odwrócił głowę w bok.
-Timoria nie wiem co...
Nie dokończył ponieważ jego przyjaciółka błyskawicznie odepchnęła go w bok i chwyciła Johna za kołnierz rozrywając go. Tam po koszulą na łańcuszku na jakim można by nosić zawieszki od naszyjników czy coś takiego wisiał mały nóż po, który chłopak próbował sięgnąć. Szybko wyrwała mu go i oddaliła rękę na tyle by nie był w stanie znowu go pochwycić, a drugą przygwoździła go do ściany.
Loki momentalnie wyczuł co się dzieje i odwrócił się do dziewczyny, która właśnie wyciągnęła zdrową ręką bardzo podobny sztylet z fałd sukni z wyraźnym zamiarem rzucenia nim w Timorię. Złapał ją za przedramię i uderzył nią tak mocno o ścianę, że wypuściła broń.
Ta dwójka nie była jednak aż tak głupia i nie przygotowana jak myślał.
Ich planem od samego początku było zaatakowanie i najprawdopodobniej zabicie jego i Timorii. Tylko dlaczego?
Ten moment zamyślenia wystarczył dziewczynie na szybkie kopnięcie go w klatkę piersiową skutecznie go przewracając i szybko zmierzając w stronę drzwi. Mała zdrajczyni, chciała tak zostawić brata. Loki magicznie zablokował drzwi i podniósł się z ziemi trzymając w ręce sztylet dziewczyny. Szarpała desperacko za klamkę, najwyraźniej adrenalina pomogła jej zapomnieć o tym, że jej prawy nadgarstek był wykręcony o jakieś 120 stopni. Pchnął jej ramię i mocno przytrzymał unieruchamiając ją przy drzwiach i przyłożył jej ostrze do gardła.
Timoria podeszła do nich pchając przed sobą Johna, który miał ręce związane za plecami linką od zasłonek.
-Puszczaj mnie ty suko! Zabije cię!
Timoria wciąż z w pełni opanowanym wyrazem twarzy pchnęła go na ścianę obok drzwi.
-Nie wydaje mi się żebyś był teraz w pozycji, która pozwala ci na rzucanie takich gróźb.
Stwierdziła jadowitym tonem.
Rodzeństwo wymieniło zdesperowane spojrzenia.
-Ostatnia szansa. Kto was tu przysłał!?
Warknął Loki. Splunęła mu w twarz.
Wolną ręką wytarł ją i postawił większy nacisk na ostrze, które przyciskał do jej gardła tak, że kilka kropel krwi ściekło po srebrnym ostrzu i jej szyi.
Timoria znowu położyła mu dłoń na ramieniu sygnalizując żeby poczekał po czym zwróciła się do chłopaka.
-Odpowiedz na pytanie albo twoja siostra zginie.
John zaśmiał się piskliwie, histerycznie.
-Jakby ona to dla mnie zrobiła! Ty nie rozumiesz jak go zdradzę to on mnie zabije! I mnie i ją!
Timoria mocniej przycisnęła go do ściany.
-Jeśli powiesz nam kim jest ten "on", to zadbamy o to żebyś nie zginął.
Pokręcił głową z tym samym histerycznym rozbawieniem na twarzy.
-Nie ważne co zrobicie on da radę! On nawet nie musi mnie widzieć, żeby mnie zabić! Nic wam nie powiemy!
Spróbował ją kopnąć, ale zablokowała ruch własną nogą.
Dziewczyna też się zaśmiała.
-Oboje zginiecie w bólu! Jeśli nie dacie mu tego czego on chce!- Potem spojrzała Lokiemu prosto w oczy.- To jedyne co dobrego wyjdzie z tej sytuacji. Zginiesz tak jak powinieneś.
I Loki i Timoria już wiedzieli, że nic od niech nie wyciągną i wymienili długie spojrzenia. Loki pokiwał głową.
Timoria zdjęła dłoń z jego ramienia.
****************
Odziana w skórzana rękawiczkę dłoń zacisnęła się w pięść i uderzyła w blat stołu. Stracił właśnie dwójkę ludzi. No cóż i tak nie byli najlepsi i swoje już zrobili. Z resztą...Mógł ich bardzo łatwo zastąpić. Kiedy ma się tyle mocy i wpływów zmuszenie ludzi do takiej lojalności nie było trudne.
Nie, przejmowanie się śmiercią tej dwójki było stratą czasu.
To była tylko strata dwóch zwykłych pionków, takich samych jest pełno na szachownicy. To o te bardzie ważne jak wieża, skoczek, goniec albo hetman trzeba się martwić.
Szachy... tak to było idealne porównanie do gry jaką prowadził. A zwykłe ludzkie życie było dla niego nawet mniej ważne niż te figury, one miały przynajmniej jakąś wartość.
Westchnął i podszedł do mahoniowej komody w rogu gustownie urządzonego pokoju. Otworzył środkową szufladę i wyciągnął gruby ciemny notes. Otworzył go i przekartkował. W końcu znalazł odpowiednią stronę. Wyciągnął długopis z kieszeni marynarki i idealnie równymi liniami przekreślił imiona Johna i Tayleen Clearwatherów, po czym otworzył inną listę pełną imion i nazwisk ludzi gotowych na zostanie jego nowymi pionkami tymi, które nic nie znaczą, prawie cały zeszyt był ich pełen tych skreślonych i tych jeszcze pozostających w grze. Miał tylko jedną stronę z ludźmi, którzy się w tej partii naprawdę liczą.
Mężczyzna, który umiał wchodzić do czyjejś głowy i mówić do niego okropne rzeczy aż doprowadzi go do szaleństwa, stara kobieta, która umiała przyrządzić każdy eliksir na świecie, chociaż ona też niedługo przestanie być dla niego przydatna, potem na liście była Valerie ze swoim niezwykle przydatnym talentem, która w tak młodym wieku już zaczęła rozumieć rozgrywkę i jako jedyna nie dawała nic za darmo i zdawała sobie sprawę ze zdradliwości i przekupności całego świata. Już miał zamknąć zeszyt kiedy przypomniał sobie, że musi tu dopisać jeszcze jedno imię. Czwartego asa, który przydałby się mu w rękawie. Kogoś, kto nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo będzie przydatny, ile mocy można dzięki niej zyskać.
Uśmiechnął się do siebie i napisał jedno imię.
Jennyfair.
Potem zamknął zeszyt i schował go z powrotem w komodzie.
Notka od autorki:
Boże ile mnie nie było! Stęskniłam się za wami! Ale najwyraźniej żeby mieć czas coś porządnie napisać muszę się rozchorować. No cóż to ja wybrałam jeżdżenie codziennie do Warszawy do szkoły teraz muszę sobie radzić...z resztą nie ważne!
Chciałabym podziękować Vivilet za nominację do L.B.A. Dziękuję!
Postaram się jak najszybciej tym zająć!
Pozdrawiam!
Jessica/Chiara
Timoria po prostu chodziła w tę i z powrotem po Bifroście.
Lubiła ten most, może to z powodu, pustej, cichej, otwartej przestrzeni, a może po prostu dlatego, że miała z tym miejscem związane całkiem przyjemne wspomnienia.
-Coś cię trapi.
Usłyszała nagle niski głos i odwróciła się gwałtownie.
Za nią stał strażnik Bifrostu i dziewięciu światów. To jak udawało mu się tak cicho poruszać zawsze było dla niej niewiadomą. Uśmiechnęła się lekko z ulgą, że to tylko on.
-Oh, Heimdall.
Z jak zawsze poważną twarzą skinął jej głową.
-Lady Timorio.
Oparła jedną dłoń na biodrze, starając się wyglądać jak najswobodniej. Musiała udawać, że nie ma pojęcia o co mu chodzi, chociaż właściwie dobrze wiedziała, że jeśli Heimdall się postara to uda mu się dowiedzieć wszystkiego tego czego chce.
-Dlaczego uważasz, że coś mnie trapi?
Zapytała patrząc na niego z trochę przekrzywioną głową i wzruszyła ramionami.
Zbliżył się do niej o kilka kroków, jego kroki brzmiały ciężko kiedy metal zderzał się z gładką powierzchnią mostu, najwyraźniej w jakiś sposób kontrolował kiedy brzmiały tak głośno a kiedy nie dało się ich usłyszeć. W innych okolicznościach mogły by to kogoś przestraszyć, ale biorąc pod uwagę osoby biorące udział w zdarzeniu, wiadomo, że nikt nie ma tu powodów, ani nawet myśli o lęku.
-Twierdzę, że coś bardzo cię wzburzyło.
Uśmiechnęła się, właściwie to nie ona powinna tu cokolwiek tłumaczyć, ona też chciała pewnej informacji. A było to też idącą jej na rękę wymówką na zmianę tematu, teraz to ona miała pewne pytanie. Chociaż właściwie Heimdall nigdy nie pytał, on po prostu stwierdza fakt.
-Mam pytanie, czy pozwoliłbyś żeby człowiek, któremu zakazano tu być przybył do Asgardu, gdyby twierdził iż desperacko potrzebuje pomocy?
Przekrzywiła lekko głowę zadzierając ją w tym samym czasie by móc swobodniej patrzeć mu w oczy.
Haimdall już wiedział o co jej chodziło. Odpowiedź nie była trudna.
-Jeśli pytasz czy wpuściłem tu twojego brata, nie zrobiłem tego, to byłaby zdrada, musiał się tu dostać używając resztek magii, jego lub waszego ojca.
Pokiwała szybko głową, i tak nie miałby powodów żeby pomagać Polemosowi, w końcu sam był jednym z tych, którzy zeznawali przeciwko wcześniej wymienionej przez niego dwójce. Wciąż nie spuszczali z siebie wzroku, patrząc sobie prosto w oczy, jednak nie mając pojęcie co powinni teraz powiedzieć by osiągnąć cel w tej konwersacji.
Stali tak przez mniej więcej kwadrans w milczeniu, strażnik wyglądał na wielce zamyślonego.
Cisza wydawała się ciężka, gęsta, prawie wyczuwalna.
W końcu postanowiła ją przerwać.
-Nie zgodziłam się.
Odezwała się przerywając tę cisze.
Zmarszczył brwi, jego złote oczy były jak zawsze spokojne i wszystkowiedzące. Prawie wszystko, poprawiła się, nie wiedział o wszystkim, na przykład o tym, że jego król i władca nie jest już tym za kogo się podaje.
-Słucham.
Odezwał się jakby nie wiedział o czym mówiła.
Znowu się uśmiechnęła, trochę sarkastycznie i trochę melancholijnie.
-Nie zgodziłam się mu pomóc, na marne się trudził.
Przyjrzał się jej dokładniej, jednocześnie ją rozumiał i nie rozumiał, jak z resztą zawsze w jakiejkolwiek sprawie dotyczącej jej osoby.
-Chcesz wiedzieć po co?
Zapytał, był w stanie powiedzieć jej co trapiło jej brata tak bardzo, że zniżył się do błagania jej o pomoc.
-Nie.
Nawet nie zastanawiała się nad odpowiedzią.
-To nie moja sprawa, mam wystarczająco dużo własnych problemów.
Chciał ją o coś zapytać, ale zdał sobie sprawę, że już zna odpowiedź więc po prostu stał dalej w milczeniu wpatrując się w przestrzeń.
Aż powiedział tylko jedną rzecz.
-Król cię szuka.
*****************************
Jej ręce wprost latały po klawiaturze, leżała tak od kilku godzin, przebrana w piżamę i z włosami związanymi w niedbały kok.
Nie miała co robić, była zmęczona, ale po tabletkach na ból głowy nie była w stanie spać, więc stwierdziła, że nie zaszkodzi jej napisanie maila do rodziców. Z pewnością będą wielce zmartwieni tym, że nie ma czasu żeby przelać im na konto trochę pieniędzy, nigdy nie miała z tym problemu dla niej to i tak były grosze, ale teraz nie miała czasu ani ochoty na spacery do banku czy bankomatu.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Szybko zamknęła laptop i wygładziła fioletowy koc na nogach.
Osoba za drzwiami nie czekała na odpowiedź. Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł jej teraźniejszy pracodawca, z trudem powstrzymała się przed wzdrygnięciem się, nigdy nie czuła się bezpiecznie ani komfortowo w jego towarzystwie.
-Valerie, mam nadzieję, że w niczym ci nie przeszkodziłem.
Sztuczna uprzejmość, jak zawsze. Osoba, która go nie znała mogłaby się nawet na to nabrać.
Wyprostowała się, mogłaby to jakoś skomentować, ale nie byłoby to mądre, to nie był tylko kolejny klient, ten człowiek był groźny, irytowanie go z pewnością nie wyszłoby jej na dobre.
-Pisałam tylko maila do rodziców, a ile właściwie będę tu jeszcze potrzebna?
Starała się by zabrzmiało to jak najbardziej niewinnie i przypadkowo, starając się ukryć fakt, że najchętniej już by się spakowała i z miejsca opuściła rezydencję tego człowieka.
Podszedł powoli i usiadł obok jej nóg i przez koc lekko ścisnął jej kolano. Miała ochotę z miejsca się odsunąć, ale nie mogła pozwolić na to by jej maska spadła.
-Będziesz mi jeszcze potrzebna przez dłuższą chwilę. Twoje umiejętności są co najmniej....interesujące.
Poza polem jego widzenia zacisnęła dłoń w pięść tak, że długie paznokcie z pewnością zaraz przebiją jej skórę. Najchętniej by go kopnęła, ale naprawdę, lepiej go nie prowokować.
-Właściwie przyszedłem tylko dać ci to,- Sięgnął za marynarkę i rzucił w do niej plik banknotów, który złapała w locie.- dziwię się, że się nie upomniałaś...No cóż życzę ci miłego wieczoru, moja droga.
Posłała mu szybki uśmiech, kiedy był już przy drzwiach. Dopiero kiedy przestała słyszeć jego kroki wypuściła powietrze z płuc. Nie było sensu życzenia mu dobrej nocy ponieważ po pierwsze zabrzmiało by to absurdalnie a po drugie on i tak nie spał po nocach tylko robił Bóg Jeden Wie Co gdzieś w domu. Nie była zainteresowana dowiadywaniem się.
Szybko przeliczyła banknoty.
Mógł być niebezpiecznym psychopatą, ale płacił świetnie.
Pieniądze, mówi się, że nie są najważniejsze w życiu, że nie dają szczęścia, ale kto ich nie chcę?
Ponieważ kiedy masz pieniądze masz władzę.
Uśmiech powoli rozszerzał się na jej twarzy.
Fortuna, przecież dlatego to robiła.
***********************
Jennyfair była w pokoju od kilku godzin, ta bezczynność była nie do zniesienia. Dlaczego ona nie mogła dostać szansy dowiedzenia się czegoś z pierwszej ręki zamiast czekać na Lokiego, który i tak najprawdopodobniej powie jej coś w jak najbardziej okrężny i wystudiowany sposób, przez który ma się wrażenie, że coś się wie choć tak naprawdę nie otrzyma żadnych informacji. No, ale cóż, musiała czekać. Przynajmniej nie było tu teraz "głosu" więc w pomieszczeniu panowała kompletna cisza.
Cisza, martwa cisza...I trzask.
Zaraz, trzask!?
Z niepokojem rozejrzała się po pomieszczeniu. Nic. Nic co mogłoby wydać taki dźwięk.
Kolejny trzask i krzyk. Znowu nic nie wskazywało na źródło odgłosów.
Może coś dzieje się za drzwiami?
Szybko pokonała przestrzeń dzielącą ją od nich i położyła rękę na klamce.
Natychmiast westchnęła i cofnęła się. Miała się stąd przecież nie ruszać.
Co tam się dzieję!?
***********************************
Timoria z wahaniem położyła Lokiemu dłoń na ramieniu.
-Myślę, że powinieneś się trochę uspokoić jeśli chcesz....
Mężczyzna odwrócił się patrząc na nią z obłędem w oczach.
-Ależ ja jestem bardzo spokojny!
Timoria uniosła jedno brew wskazując gestem na dwie leżące przy ścianie postaci kulące się ze strachu.
Chwilę temu wezwał ją żeby pomogła mu w poszukiwaniu dwójki, która jakimś cudem dała radę podać mu eliksir osłabiający. Szybko okazało się iż jest to dwójka nowych pracowników zamku. Ktokolwiek zaplanował zawładnięcie umysłem Lokiego najwyraźniej nie zamierzał tego powtarzać skoro zapewnił sobie tak marny kamuflaż. Jednak przede wszystkim musieli dowiedzieć się kim jest ten "ktoś".
Ale jeżeli Loki choć trochę się nie uspokoi to zaraz z pewnością tę dwójkę zabije i nie dowiedzą się niczego. Więc to zadaniem Timorii było go od tego powstrzymać.
-Nie wydaje mi się żebyś był. Chcesz przecież odpowiedzi, a nie ich śmierci, pamiętasz?
Loki wymamrotał coś co brzmiało jak "Najpierw jedno potem drugie." a potem powoli zbliżył się do pary przy ścianie i posłał im jedno ze swoich najbardziej wściekłych, przerażających spojrzeń.
-Kto jest waszym zleceniodawcą?
Zapytał kładąc nacisk na każde słowo.
Cisza. Odchrząknął i para przy ścianie zadrżała. Tchórze.
Powtórzył pytanie jeszcze głośniej.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz.
Odezwała się w końcu dziewczyna z grubymi blond warkoczami, jej męska wersja (bez warkoczy) najprawdopodobniej brat ciągle dygotała.
Loki zaczął przewiercać ją wzrokiem z lekko przymrużonymi oczami.
-Och doprawdy?
Wycedził tonem pełnym sarkazmu.
Dziewczyna spojrzała w górę jakby starała się sobie coś przypomnieć a potem szybko pokręciła głową i znowu zwróciła na niego wzrok.
-Właściwie to pracujemy w pałacu więc właściwie to dla ciebie. Ale jeśli chodzi o coś innego to nie mam pojęcia o co może chodzić.
Loki pod gniewem poczuł lekkie zażenowanie, dziewczyna była zdecydowanie kiepską aktorką i w dodatku potworną arogantką.
Wbił w nią wzrok jeszcze mocniej jakby miał nadzieję, że sprawi jej to fizyczny ból.
-I naprawdę oczekujesz, że ci w to uwierzę!?
Przy tak podniesionym głosie był praktycznie pewien, że Jennyfair jest w stanie go usłyszeć jednak w tej chwili wyjątkowo mało go to obchodziło.
Blondynka przyłożyła dłoń do piersi.
-A skąd pomysł, że mielibyśmy coś wiedzieć.
Loki się roześmiał, to było żałosne. Czy ona naprawdę uważała go za idiotę. Kiedy skończył swój nie do końca szczery śmiech posłał Timorii spojrzenie, które mówiło: "Spokojnie mam wszystko pod kontrolą, żedne z nich na razie nie zginie."
Potem znowu wpatrzył się w dziewczyną pod ścianą.
-Po pierwsze moja droga bardzo źle rozegrałaś swoje karty, wiesz, że masz coś wiedzieć i nie widać po tobie ani twoim...bracie? Żadnych oznak zaskoczenia związanych z tym, że ja jestem żywy...
Przerwała mu.
-Nie trudno się domyślić, że uważasz, że ja o czymś wiem, a jeśli chodzi o fakt bycia żywym to już raz udawałeś martwego, powtarzanie tego nie jest już taką niespodzianką.
Kolejny błąd z którego nie zdała sobie sprawy.
-Ale przecież wy przyjechaliście tu dopiero wczoraj więc skąd wiesz o tym, że to dokładnie drugi raz?- Pokręcił głową.- A po drugie jesteś koszmarną aktorką, od razu widać, że kłamiesz.
Zacisnęła usta w cienką linię. Cholera! Czy naprawdę myślała, że uda jej się okłamać Boga kłamstw!? Wzięła głęboki oddech i wbiła w niego nienawistne spojrzenie.
-Nic ci nie powiem. Nie mam w zwyczaju poddawania się bez walki.
Loki odczekał dłuższą chwilę zanim znowu się odezwał.
-Daję wam ostatnią szansę. Dla kogo pracujecie?! Wiecie, że mogę was teraz skazać na śmierć!
Dziewczyna wstała śmiejąc się bezgłośnie, tylko poruszając ustami jakby się śmiała.
-Nie myślę żebyś to zrobił. Ponieważ wtedy ja mogłabym powiedzieć światu kim naprawdę jesteś Loki.
Powiedziała śpiewnym głosem. Zaczęła powoli do niego zbliżać.
Lekko wydęła wargi i zakołysała się na obcasach butów.
-To byłaby taka szkoda gdyby nagle cały Asgard dowiedział się, że ich ukochany król to tak naprawdę nie Odyn. Tylko mały, żałosny, jotunheimski bastard, a kompleksem władzy. Naprawdę jak by było przykro gdyby ten twój idealny plan nagle legł w gruzach...
Znowu zaśmiała się bezdźwięcznie i wykonała ruch dłonią jakby coś nią przewracała.
-Jak mały domek z kart.
Timoria zrobiła krok w przód gotowa do interwencji, w końcu potrzebny był im właściwie jeden informator...
Loki niezauważalnie zacisnął dłoń w pięść, nie mógł dać się wyprowadzić z równowagi. Więc tylko wymusił na twarz szeroki uśmiech, który z pewnością nie znaczył nic dobrego.
-Nic nikomu nie powiesz jeśli was teraz zabiję.
Zbliżyła się jeszcze bardziej patrząc mu prosto w oczy z bezczelnym wyrazem twarzy.
-To też by była szkoda, nie chciałabym zginąć z ręki takiego...nikogo jak ty.
To mówiąc dźgnęła Lokiego palcem w klatkę piersiową.
Timoria pokręciła głową, to było bardzo, bardzo głupie posunięcie. Kolejne potknięcie w planie tej dziewczyny, a Timoria znała Lokiego na tyle dobrze by wiedzieć, że je zauważy i wykorzysta.
Natychmiast wykorzystał nieuważny ruch dziewczyny łapiąc ją za nadgarstek i gwałtownie przekręcając po czym odpychając tak mocno, że znowu trafiła pod ścianę, mocno uderzając w nią głową.
Patrzyła na niego z lekko otworzonymi ustami i trzymając się za nienaturalnie wykręcony nadgarstek. Chłopak obok zbladł jeszcze bardziej i wyglądał jakby zaraz miał zwymiotować.
Loki zwrócił wzrok na niego.
-Może skoro one nie jest w stanie rozmawiać w cywilizowany sposób, to chociaż ty udzielisz mi informacji bez zmuszania mnie do uszkodzenia cię?
Chłopak wytrzeszczył oczy i zaczął coś jąkać w niezrozumiały sposób.
Wtedy dziewczyna ze wściekłością wypisaną na twarzy znowu się wcięła najwyraźniej starając się ignorować fakt, że być może już nigdy nie będzie normalnie poruszała ręką.
-On nie będzie z tobą rozmawiał!
Loki przewrócił oczami i uniósł jedną brew z lekko kpiącym i rozbawionym wyrazem twarzy.
-Zawsze pozwalasz siostrze się za ciebie wypowiadać?
Znowu zaczął się do nich zbliżać ze zdecydowanie nieczystymi intencjami. Timoria szybko podeszła do niego kładąc mu dłoń na ramieniu i powiedziała coś tak cicho, że dwójka z pod ściany nic nie usłyszała, Loki się uśmiechnął.
Blondynka starała się zimitować wyraz twarzy Lokiego z przed chwili choć kiepsko jej to wyszło.
-Zawsze pozwalasz...przyjaciółce się kontrolować?
Loki znowu przewrócił oczami, to było co najmniej żałosne, chyba rzeczywiście nie będzie miał pożytku z tej dwójki...
-Powinnaś się cieszyć, że się jej wcześniej słuchałem inaczej już dawno byłabyś martwa.
Wtedy chłopak wytrzeszczył oczy i przyłożył sobie ręce do gardła jakby się dusił. Jego siostra natychmiast odwróciła się do niego.
-John! John!- Odwróciła głowę. -Pomocy!
Loki szybko podszedł do duszącego się i pochylił się nad nim, odpychając jego siostrę jedną ręką.
Przyglądał się mu przez chwilę a potem odwrócił głowę w bok.
-Timoria nie wiem co...
Nie dokończył ponieważ jego przyjaciółka błyskawicznie odepchnęła go w bok i chwyciła Johna za kołnierz rozrywając go. Tam po koszulą na łańcuszku na jakim można by nosić zawieszki od naszyjników czy coś takiego wisiał mały nóż po, który chłopak próbował sięgnąć. Szybko wyrwała mu go i oddaliła rękę na tyle by nie był w stanie znowu go pochwycić, a drugą przygwoździła go do ściany.
Loki momentalnie wyczuł co się dzieje i odwrócił się do dziewczyny, która właśnie wyciągnęła zdrową ręką bardzo podobny sztylet z fałd sukni z wyraźnym zamiarem rzucenia nim w Timorię. Złapał ją za przedramię i uderzył nią tak mocno o ścianę, że wypuściła broń.
Ta dwójka nie była jednak aż tak głupia i nie przygotowana jak myślał.
Ich planem od samego początku było zaatakowanie i najprawdopodobniej zabicie jego i Timorii. Tylko dlaczego?
Ten moment zamyślenia wystarczył dziewczynie na szybkie kopnięcie go w klatkę piersiową skutecznie go przewracając i szybko zmierzając w stronę drzwi. Mała zdrajczyni, chciała tak zostawić brata. Loki magicznie zablokował drzwi i podniósł się z ziemi trzymając w ręce sztylet dziewczyny. Szarpała desperacko za klamkę, najwyraźniej adrenalina pomogła jej zapomnieć o tym, że jej prawy nadgarstek był wykręcony o jakieś 120 stopni. Pchnął jej ramię i mocno przytrzymał unieruchamiając ją przy drzwiach i przyłożył jej ostrze do gardła.
Timoria podeszła do nich pchając przed sobą Johna, który miał ręce związane za plecami linką od zasłonek.
-Puszczaj mnie ty suko! Zabije cię!
Timoria wciąż z w pełni opanowanym wyrazem twarzy pchnęła go na ścianę obok drzwi.
-Nie wydaje mi się żebyś był teraz w pozycji, która pozwala ci na rzucanie takich gróźb.
Stwierdziła jadowitym tonem.
Rodzeństwo wymieniło zdesperowane spojrzenia.
-Ostatnia szansa. Kto was tu przysłał!?
Warknął Loki. Splunęła mu w twarz.
Wolną ręką wytarł ją i postawił większy nacisk na ostrze, które przyciskał do jej gardła tak, że kilka kropel krwi ściekło po srebrnym ostrzu i jej szyi.
Timoria znowu położyła mu dłoń na ramieniu sygnalizując żeby poczekał po czym zwróciła się do chłopaka.
-Odpowiedz na pytanie albo twoja siostra zginie.
John zaśmiał się piskliwie, histerycznie.
-Jakby ona to dla mnie zrobiła! Ty nie rozumiesz jak go zdradzę to on mnie zabije! I mnie i ją!
Timoria mocniej przycisnęła go do ściany.
-Jeśli powiesz nam kim jest ten "on", to zadbamy o to żebyś nie zginął.
Pokręcił głową z tym samym histerycznym rozbawieniem na twarzy.
-Nie ważne co zrobicie on da radę! On nawet nie musi mnie widzieć, żeby mnie zabić! Nic wam nie powiemy!
Spróbował ją kopnąć, ale zablokowała ruch własną nogą.
Dziewczyna też się zaśmiała.
-Oboje zginiecie w bólu! Jeśli nie dacie mu tego czego on chce!- Potem spojrzała Lokiemu prosto w oczy.- To jedyne co dobrego wyjdzie z tej sytuacji. Zginiesz tak jak powinieneś.
I Loki i Timoria już wiedzieli, że nic od niech nie wyciągną i wymienili długie spojrzenia. Loki pokiwał głową.
Timoria zdjęła dłoń z jego ramienia.
****************
Odziana w skórzana rękawiczkę dłoń zacisnęła się w pięść i uderzyła w blat stołu. Stracił właśnie dwójkę ludzi. No cóż i tak nie byli najlepsi i swoje już zrobili. Z resztą...Mógł ich bardzo łatwo zastąpić. Kiedy ma się tyle mocy i wpływów zmuszenie ludzi do takiej lojalności nie było trudne.
Nie, przejmowanie się śmiercią tej dwójki było stratą czasu.
To była tylko strata dwóch zwykłych pionków, takich samych jest pełno na szachownicy. To o te bardzie ważne jak wieża, skoczek, goniec albo hetman trzeba się martwić.
Szachy... tak to było idealne porównanie do gry jaką prowadził. A zwykłe ludzkie życie było dla niego nawet mniej ważne niż te figury, one miały przynajmniej jakąś wartość.
Westchnął i podszedł do mahoniowej komody w rogu gustownie urządzonego pokoju. Otworzył środkową szufladę i wyciągnął gruby ciemny notes. Otworzył go i przekartkował. W końcu znalazł odpowiednią stronę. Wyciągnął długopis z kieszeni marynarki i idealnie równymi liniami przekreślił imiona Johna i Tayleen Clearwatherów, po czym otworzył inną listę pełną imion i nazwisk ludzi gotowych na zostanie jego nowymi pionkami tymi, które nic nie znaczą, prawie cały zeszyt był ich pełen tych skreślonych i tych jeszcze pozostających w grze. Miał tylko jedną stronę z ludźmi, którzy się w tej partii naprawdę liczą.
Mężczyzna, który umiał wchodzić do czyjejś głowy i mówić do niego okropne rzeczy aż doprowadzi go do szaleństwa, stara kobieta, która umiała przyrządzić każdy eliksir na świecie, chociaż ona też niedługo przestanie być dla niego przydatna, potem na liście była Valerie ze swoim niezwykle przydatnym talentem, która w tak młodym wieku już zaczęła rozumieć rozgrywkę i jako jedyna nie dawała nic za darmo i zdawała sobie sprawę ze zdradliwości i przekupności całego świata. Już miał zamknąć zeszyt kiedy przypomniał sobie, że musi tu dopisać jeszcze jedno imię. Czwartego asa, który przydałby się mu w rękawie. Kogoś, kto nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo będzie przydatny, ile mocy można dzięki niej zyskać.
Uśmiechnął się do siebie i napisał jedno imię.
Jennyfair.
Potem zamknął zeszyt i schował go z powrotem w komodzie.
Notka od autorki:
Boże ile mnie nie było! Stęskniłam się za wami! Ale najwyraźniej żeby mieć czas coś porządnie napisać muszę się rozchorować. No cóż to ja wybrałam jeżdżenie codziennie do Warszawy do szkoły teraz muszę sobie radzić...z resztą nie ważne!
Chciałabym podziękować Vivilet za nominację do L.B.A. Dziękuję!
Postaram się jak najszybciej tym zająć!
Pozdrawiam!
Jessica/Chiara
środa, 31 grudnia 2014
Bonus 2
Bonus
2
Może
jeszcze kogoś coś obchodzi...
Wiek postaci:
Timoria- 12
Loki- 14
-Ty głupia, mała bezwartościowa zdziro!
Zamknęła oczy i czekała na udeżenie, było jeszcze
mocniejsze niż się spodziewała i natychmiast posłało ją na
ziemię.
Potem poczuła dwie pary nóg kopiące ją z całej
siły, zasłoniła głowę ramionami.
Znowu to samo kopniaki, udeżenia, przekleństwa rzucane
pod jej adresem.
Potem coś spadło na nią i rozbiło się na miliony
kawałków, kalecząc jej skórę. Ból był okropny.
Nie, nie będzie krzyczeć, nie będzie płakać, nie da
im tej satysfakcji.
Znowu coś się rozbiło, tym razem na jej głowie,
powoli przestawała czuć i zapadła się w ciemność.
***********************
Obudziła się, od razu przeszył ją ból, leżała na
brzuchu, na podłodze z policzkiem przy ziemi. Z trudem
używając pokaleczonych rąk i kolan podniosła się, był już
ciemno, jej ojca ani brata nigdzie nie było.
Jęcząc z bólu pokuśtykała do łazienki przytrzyując
się ściany, spojrzała w lustro.
Tym razem było jeszcze gorzej niż zwykle, tego nie
będzie mogla ukryć, prawie cała jej twarz była pokryta siniakami,
a w jej prawym policzku utknął mały kawałek szkła,ostrożnie
drżącymi palcami wyciągnęła go, do oczu napłynęły jej łzy.
Nie! Nie będzie płakała, przecież właśnie to sobie
przysięgła.
Ściągnęła sukienkę przez głowę, wcale nie było
lepiej, dzisiaj zupełnie stracili kontrolę.
Odkaszlnęła i splunęła krwią.
Przed oczami znowu zrobiło jej się ciemno potrzebowała
pomocy i była tylko jedna osoba, która przychodziła jej do głowy.
*************************
Loki leżał na swoim łużku z książką opartą o
brzuch. Był środek nocy, ale mało go to obchodziło, nigdy długo
nie spał.
Wtedy usłyszał pukanie do drzwi, wstał. Kto mógł tu
przyjść o tej godzinie?
-Loki?
Usłyszał zachrypnięty głos....Timoria?
-Loki, proszę. Potrzebuję twojej pomocy * kaszel *.
Szybko podszedł i zaniepokojony otworzył drzwi.
To co zobaczył go przeraziło. Timoria, miała
posiniaczoną, opuchniętą twarz, z jakimiś drobnymi rozcięciami,
była ubrana tylko w krótką koszulę nocną, która odsłaniała jej
posiniaczone ramiona i nogi, jedna z nich była jakoś dziwnie
wygięta, dziewczyna ledwo trzymała się a nogach przytrzymując się
ściany przy drzwiach.
Szybko wciągnął ją do środka, zamknął drzwi i
doprowadził ją do najbliższego fotela.
-Zostań tu, pójdę po uzdrowicieli...
-Nie.
Spojrzał na nią z zaskoczeniem.
-Musisz..
-Nie mogę. Nie mogą się dowie..
Znowu zczęłą kaszleć przykładając dłoń do ust,
kiedy ją odsunęła była na niej krew.
Loki przykląkł przy fotelu i wziął jej twarz w obie
dłonie.
-Oddychaj, w porządku, nie pujdę, tylko oddychaj.
Czuł, że zaraz zacznie panikować, nigdy nie był w
takiej sytuacji.
Była jego przyjaciółką, jedyną prawdziwą, zależało
mu na niej, a teraz cierpiała i to bardzo, ale nie chciała dać
sobie pomóc.
A co jeśli ona umże?
Odezwał się grobowy głos w jego głowie.
Nie! Cholera Loki Odynsonie! Teraz nie możesz
panikować!
Określmy sytuację, miał tutaj posiniaczoną,
pokaleczoną przyjaciółkę z uszkodzoną nogą i najprawdopodobnie
jakimś urazem wewnętrznym.
Powinna iść do uzdrowicieli, ale z jakichś powodów
nie chciała.
-Timoria, mogę spróbować ci pomóc, ale dopiero
niedawno nauczyłem się tego zaklęcia, więc nie wiem, czy
zadziała. Jeśli mi się to nie uda, to wybacz, ale będę musiał
iść do uzdrowicieli.
Coś powiedziała, ale w koncentracji nad czym innym nie
zrozumiał jej słów. Mocno zacisnął powieki i zaczął mówić coś
w niezrozumiałym języku.
Otworzył oczy i przyjrzał się jej twarzy, kilka
siniaków i rozcięć zniknęło, ale to wciąż było zbyt mało.
Powtórzył to samo jeszcze kilka razy, nie za każdym się udawało.
Czuł się zmęczony, zaklęcia były wycięczające.
Znowu otworzył usta, ale powstrzymała go kładąc u
rękę na ramieniu.
-Wystarczy Loki, dziękuję za pomoc.
Nie rozumiał jak jej głos mógł być taki spokojny,
jakby to jej nie przerażało, jakby była do czegoś takiego
przyzwyczajona.
Wyglądała o wiele lepiej na jej policzku został
jeszcze średniej wielkości siniak, oraz kilka na ramionach i
nogach, ale większość jej twarzy wyglądała normalnie, jej noga
nie była już nienaturalnie wykrzywiona i przestała kaszleć krwią.
-To co zostało mogę zapudrować, a długie sukienki
załatwiają resztę.
Wstała.
-Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
Zanim zdążyła nawet zrobić kilku kroków, kiedy
złapał ją za przedramię i odwrócił w swoją stronę.
-I naprawdę myślałaś, że teraz tak po prostu
pozwoliłbym ci wyjść?
Uśmiechnęła się smutno.
-Szczerze? Nie, ale miałam nadzieję. To mój problem,
którym nie powinieneś się martwić.
Pokręcił głową i powiedział z ironią:
-Właśnie przyszłaś tu w stanie prosto z koszmaru i
oczekujesz, że nie będę się tym martwił?
-Nie powinieneś, ponieważ to cię nie dotyczy.
Znowu pokręcił głową i lekko popchnął ją
zmuszając do powrotnego opadnięcia na fotel.
Sam przyciągnął sobie krzesło sprzed biurka i usiadł
naprzeciwko.
-To czy mnie dotyczy czy nie to moja decyzja! A
decyduję, że tak jest.
Westchnęła z rezygnacją.
-Mówiłam ci już kiedyś jaki jesteś uparty?
-Nawzajem. A teraz powiesz i w końcu co ci się stało?
Założyła ręce na piersi.
-Wydaje mi się, że nie trudno się domyślić, że mój
stan nie był dziełem przypadku.
Posłał jej ponaglające, ostre spojrzenie.
-Proszę, przestań omijać temat i powiedz mi czyim
dokładnie było to dziełem?
W myślach już postanowił, ze ktokolwiek to był nie
wyjdzie z tego cało.
Przymknęła oczy i pokręciła głową.
-Naprawdę nie chcę cię w to dalej wciągać.
Pochylił się do przodu świdrując ją wzrokiem.
-Wiesz oczywiście, że jestem w stanie siedzieć i
wypytywać cię przez następne godziny.
Właściwie, dlaczego nie miałaby mu powiedzieć,
dlaczego ich kryła? Bo i tak nie będzie w stanie pomóc. Ale
wiedziała, że jeśli w końcu komuś to powie, komuś, komu
przynajmniej wydawało się zależeć, to może poczuje się lepiej.
Wzięła głęboki oddech.
-Wie, że jesteś do tego zdolny.
Uniósł jedną brew.
-Więc?
-Polemos i mój ojciec.
Natychmiast wbiła w niego wzrok, czekając na reakcję.
To co usłyszał udeżyło go. Widział, że jej brat i
ojciec byli brutalami, ale nigdy nie podejżewałby, że byliby w
stanie doprowadzić ją do takiego stanu. Nie podejżewał, że to oni
są powodem dla którego często niemal niezauważalnie krzywiła się.
Nie wiedział, że to był powód smutku ukrywającego się głęboko
w jej zawsze skoncentrowanych, na pozór spokojnych oczach.
-Od jak dawna?
Spuściła wzrok na swoje kolana.
-Od zawsze.
Pamiętał ich pierwsza rozmowa. ,,Jego metody
wychowawcze są jeszcze bardziej orygialne”.
Przyciągnął do siebie przyjaciółkę mocno ją
obejmując, niezręcznie odwzajemniła uścisk.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Zapytał pełnym przejęcia głosem. Wyplątała się z
jego uścisku i odsunęła się patrząc w przestrzeń.
-Nikogo nigdy to nie obchodziło kiedy byłam mała. To
całkiem proste, ludzi nie obchodzą nieszczęścia innych, jeśli ich
zakończenie nie przyniesie im korzyści.
-Mnie to obchodzi.
Nie wydawało jej się żeby kłamał.
-Dlaczego?
Rozłożył ręce i lekko się uśmiechnął.
-Czy nie od tego są przyjaciele?
Nie rozmawiali o ty często w najbliższym czasie, ale
oboje wiedzieli chociaż żadne z nich nie powiedziało tego wtedy na
głos, że kiedyś ci dwaj jej za to wszystko zapłacą.
Odwzajemniła uśmiech, czuła się lepiej z myślą, że
może w tym samolubnym, snobistycznym świecie są osoby, które
naprawdę coś obchodzi, przynajmniej teraz miała jedną.
Notka od autorki:
Timoria nie pojawiła się ostatnimi czasy, więc
napisałam to gdy mnie wena naszła.
Jeszcze raz szczęśliwego nowego roku!
Jessica/Chiara
Rozdział 10
Rozdział
10
Jennyfair
powoli zamrugała i otworzyła oczy. Poczuła ostry ból po lewej
stronie głowy, podniosła rękę i lekko dotknęła miejsca z
którego emanował ból, syknęła cicho kiedy dotknęła rozcięcia.
Spróbowała
się podnieść, ale nie uniosła się nawet kilku centymetrów, a
przed oczami natychmiast zaczęły latać jej mroczki, z rezygnacją
opadła z powrotem na materac. Znowu spróbowała się podnieść,
ale czyjaś chłodna dłoń pewnym ruchem ją przytrzymała.
-Lepiej
nie, jeszcze znowu stracisz przytomność.
Obróciła
głowę. Loki.
Fala
adrenaliny jaka ją uderzyła, sprawiła, że momentalnie odzyskała
siły życiowe. Odepchnęła jego rękę, która z zaskakującą
łatwością ustąpiła, odsunęła się na najbardziej odległy
kraniec łóżka i spojrzała na niego z wytrzeszczonymi ze strachu
oczami.
Przekrzywił
głowę jakby czegoś nie rozumiał i zaczął się zbliżać.
Żuciła
szybkie spojrzenie w stronę drzwi, nie było szansy żeby zdążyła
tam dobiec zanim by ją złapał, a poza tym, drzwi wciąż mogły
być zamknięte. Podciągnęła kolana pod brodę, otoczyła je
ramionami i pochyliła głowę, formując ze swojego ciała coś na
kształt ochronnej kulki. Przez kilka krótkich chwil, które
wydawały jej się znacznie dłuższe, wsłuchiwała się w jego
kroki i przyspieszone bicie własnego serca.
Potem
poczuła dłoń pomiędzy swoi karkiem a plecami.
-Jennyfair...
Wzdrygnęła
się i jeszcze mocniej zacisnęła powieki.
-Nie
dotykaj mnie!
Wrzasnęła
gwałtowne odsuwając się.
Patrząc
na nią ze zdziwieniem i odrobiną niepokoju delikatnie złapał ja
za część ramion tórz nad łokciami, czyli tam gdzie akurat nie
miała siniaków. Przyciągnął ją bliżej, zmuszając do wstania,
wzmacniając trochę chwyt, żeby zapobiec jej próbom wyrwania się.
-Spokojnie,
powiedz mi tylko co się tu stało? Kto ci to zrobił?
To
trochę ją zdziwiło, po co zadawał to pytanie? Przecież doskonale
to wiedział, to że po prostu chciał to usłyszeć. Próbowała się
odezwać, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu., patrzyła tylko
na niego tymi przepełnionymi emocjami oczami.
-Jennyfair?
Ciągle
nic.
Lekko
nią potrząsnął.
To
wystarczyło by znowu prawie była w stanie poczuć to jak udeżał
nią o drzwi.
-Proszę,
przestań...
Wydusiła
z siebie.
Puścił
ją, i zaraz potem sięgnął po jej lewą dłoń. Instynktownie
odsunęła ją, ale był szybszy.
Nie
szarpnął jej ręką jak się spodziewała, tylko powoli zbliżył
ją do siebie i trochę przesunął w górę jej rękaw, wpatrzył
się w jej nadgarstek, posiniaczony i spuchnięty wyglądał
niesymetrycznie w stosunku do reszty jej drobnej ręki.
Delikatnie
przesunął palcem wskazującym po opuchliźnie, miał jeszcze
chłodniejsze ręce niż wcześniej więc było to w pewien sposób
kojące.
-Kto
ci to zrobił?
Nie
stawiał żadnego nacisku na te słowa, brzmiał jak ktoś, kto
naprawdę nic nie wie.
Sama
powoli przestawała rozumieć co się stało. Czy właśnie o to im
wszystkim chodziło!? Żeby w jej umyśle zapanował zamęt, aż
powoli oszaleje!?
Utknęła
tutaj, w świecie, którego nie rozumiała.
-Kto
ci to zrobił?
Ponowił
pytanie wciąż przesuwając palcem po jej nadgarstku.
Wzięła
głęboki oddech, spojrzała mu niepewnie prosto w oczy i powiedziała
tak cicho, że nie zdziwiłaby się gdyby jej nie usłyszał.
-Ty.
****************************************
Polemos
wszedł do domu trzaskając głośno drzwiami i zaczął głośno
przeklinać.
Zaczął
zmierzać w stronę kuchni by zdobyć tam świerze piwo gdy w progu
tego oto pomieszczenia zobaczył swojego ojca.
-Polemos!
Znalazłeś ją!?
Powiedział
czy raczej wykrzyczał swoim grubym, skrzekliwym głosem, czasem
wydawałoby się, że to mieszanka niemożliwa, jednak ten człowiek
dokonał niemożliwego.
-Znalazłem,
ale nam nie pomoże, zrobiłem wszystko byłem nawet cholernie
milusi.
Skrzywił
się jakby się tego wstydził.
Jego
ojciec udeżył pięścią w ścianę.
-Głupia....(słowa
których nie użyję)....mała niewdzięcznica!
Polemos
złapał się oburącz za głowę i wydał z siebie wściekły ryk.
-I
co my teraz do jasnej cholery zrobimy!?!?!?
Starszy
mężczyzna, czerwony na twarzy wciąż mamrotał wściekle
przekleństwa pod adresem córki, kiedy nagle zadzwonił wiszący na
ścianie telefon.
Obaj
zbledli, w końcu ojciec powoli podszedł to telefonu i szybko
szarpnął słuchawką, błagając w duchu, żeby to nie był ten o
którym myślał.
-Halo!?
Zaskrzeczał
do słuchawki.
-Witam.
Odpowiedział
aksamitny głos z drugiej strony.
Od
samego dźwięku zaczął pocić się jak świnia.
-D-dla-cze-g-go
dz-dz-dz-wonisz?
Polemos
już wiedział kto to ,jego ojciec nigdy się nie jąkał, nigdy się
ni bał, bez zastanowienia podniósł drugą słuchawkę, telefonu
leżącego na stole.
-Och,
widzę, ze nasz drogi Polemos dołączył, no cóż panowie, dzwonię
w konkretnym celu, z zapytaniem, czy macie już to o co was prosiłem?
Obaj
zadrżeli.
-Jeszce
nie, pracujemy nad tym.
Powiedział
Polemos starając się nie pozwolić głosu na załamanie się.
-Mam
nadzieję, że jesteście świadomi tego, że zostało wa już tylko
kilka dni, a potem...będziecie musieli zapłacić w inny sposób,
już to mówiłem jednak wątpię byście zapamiętali, a przyda się
wam motywacja. Własny życiem.
-Wiemy
to.
Powiedział
ojciec, drżąc na cały ciele.
-Ach
i jeszcze jedno.- Głos stał się nagle o wiele mroczniejszy.- Co to
był za pomysł z proszeniem Timorii o pomoc?
-My....my
po prostu pomyśleliśmy, że....
-Że?
Że jesteście idiotami, którzy zawarli pakt z którego się nie
wywiążą? Więc poszliście do jedynej posiadającej mózg osoby w
tej rodzinie?- Śmiech.- Ale ona odmówiła, czyż nie?
Polemos
głośno przełknął ślinę.
-Tak
jak myślałem, intrygująca dziewczyna, szkoda byłoby ją w to
mieszać. A więc drodzy panowie, życzę wa udanej misji, jednak nie
byłbym sobą gdyby nie dał wam odpowiedniego ostrzeżenia, gdyby
jeszcze kiedyś przyszło wam do głowy proszenie o pomoc.
-Co....
Polemos
zaczął przerażony.
-Zaraz
się przekonasz.- Warknął głos.- Val, moja droga możesz już
zaczynać.
Wtedy
źrenice Polemosa zwęziły się i rozszeżyły, potem podszedł do
stojaka na noże i wyjął jeden.
Położył
prawą dłoń na blacie i przyłożył do niej ostrze, po czym
szybkim ruchem pozbawił się dwóch palców, małego i serdecznego.
Krew trysnęła na blat.
Jego
ojciec wrzasnął i usłyszał śmiech.
-Dziękuje
skarbie, świetnie się spisałaś.
Polemos
upuścił nóż i z przerażeniem spojżał na swoje dzieło.
-Żegnam
panowie, następnym razem będzie gorzej.
Rozłączył
się.
********************************
Loki
wytzrzeszczył na nią oczy.
To
nie było możliwe! Przecież palcem jej nie tknął od momentu w
który obiecał jej, że nie zrobi jej krzywdy.
Ale
jednak, nie pamiętał co się stało, tylko oni byli w pokoju, a ona
wyglądała na przerażoną samym jego widokiem, i chyba nie miałaby
powodów aby go okłamywać.
-Jak
to?
Zapytał
przekrzywiając głowę.
Zamrugała
tylko i nie dała mu żadnej odpowiedzi, zapewne myślała, że sobie
z nią pogrywa.
-Jesteś
pewna, że to byłem ja?
Pokiwała
głową. Było widać, że w tej kwestii nie ma wątpliwości.
Westchnął,
wtedy coś przyszło mu do głowy, mógł to sprawdzić.
Posłał
jej w miarę przekonujący uśmiech. Zamknął jej dłoń w swoich hi
zaczął bawić się jej palcami.
-Widzisz
Jennyfair, nie przypominam sobie, żebym coś ci zrobił, a ty
ustajesz przy tej wersji, więc obawiam się, że będę zmuszony, no
cóż...zajżeć ci we wspomnienia.
Syknęła
z bólu próbując wyrwać mu swój nadgarstek.
-Uważaj.
Powiedział
delikatnie puszczając jej rękę.
Wejść
do jej głowy!? Co to miało oznaczać? W tej chwili zupełnie u nie
ufała, jak miałaby wpuścić taką osobę do własnej głowy?
-Nie
jestem pewna czy to dob...
-Ćśś...To
nie będzie bolało.
Chyba,
dodał w myślach, zrobił to tylko kilka razy a sam nigdy tego nie
odczuł.
Chciała
odmówić, ale bała się co by wtedy zrobił, z resztą chyba nie
miała w tym temacie wyboru.
Niepewnie
pokiwała głową. Uśmiechnął się i gestem wskazał jej żeby z
powrotem usiadła, zajął miejsce koło niej i odwrócił się tak
by bez problemów (oprócz tych związanych z całkiem sporą różnicą
wzrostu) móc patrzeć jej w oczy.
Uśmiechnął
się uspokajająco i przyłożył dwa palce do jej skroni. Drugą
rękę wyciągnął przed siebie.
Posłała
mu pytające spojrzenie.
-Możesz
chcieć się czegoś złapać, osoby, którym wcześniej zaglądałem
we wspomnienia mówiły, że to dość dziwne uczucie.
Zbliżyła
swoją prawą dłoń ledwo muskając jego rękaw.
Zamknęła
oczy.
-Ach,
i Jennnyfair? Spróbuj się rozluźnić.
Wyszeptał
coś i wtedy się zaczęło. Najpierw zrobiło jej się strasznie
zimno, a potem czuła jakby spadała, instynktownie zacisnęła palce
na jego przedramieniu aby uzyskać punkt oparcia.
Aż
zaczęło się uczucie, którego nie umiałaby opisać, nie było
bolesne, ale zdecydowanie nieprzyjemne.
*************************************
Loki
bez trudu znalazł wspomnienie o które mu chodziło, w końcu było
jeszcze całkiem świerze, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Oto
na własnych oczach zachowywał się jak szaleniec, był w stanie
wyczuć jej przerażenie w tym wspomnieniu. Coś przykuło jego
uwagę, kiedy wypowiadał jej imię, jego głos zrobił się
nienaturalnie dla niego wysoki, ponieważ to nie był jego głos.
Nie
znał go, ale z pewnością należał do jakiejś kobiety.
Ktoś
musiał przejąć jego ciało, tylko jak? Przecież żucił na siebie
tyle zaklęć obronnych, nikt nie powinien być w stanie wejść do
jego umysłu, czy zawładnąć ciałem, ten ktoś musiał mieć
wielką moc, albo jakoś go osłabić.
Już
chciał wyjść z jej umysłu, kiedy coś przyszło mu do głowy,
mógłby coś sprawdzić, ciekawe co nią kierowało, jakie emocje,
kiedy poprosiła go o pomoc.
Próbował
znaleźć wspomnienie, ale wpadł w jakiś wir.
Najpierw
zobaczył całkiem wesołą scenę. Jennyfair siedziała na jakiejś
kamiennej ławce, przed jakimś prowizorycznym, małym domem,
naprzeciwko wyższego chłopaka, był do niej bardzo podobny, pewnie
jej starszy brat. Powiedział coś co sprawiło, że potrząsnęła
głowę śmiejąc się, jej białe włosy były rozpuszczone i była
ubrana w coś co przypominało koszulę nocną, pewnie było około
poranka, ale nie mógł stwierdzić na pewno, ponieważ w
Svrtefheimie zawsze było tak samo, ten sam półmrok.
Potem
pojawiło się dwoje dorosłych, pewnie jej rodzice, tak na pewno,
Jennyfair była jak młodsza fotokopia tej kobiety.
Urocza
rodzinka, stwierdził, potem z domu niezdarnie wybiegł mały
chłopiec, mógł mieć cztery, może pięć lat. Nie świadomie
uśmiechnął się, to była najnormalniejsza rodzina jaką widział
od...bardzo dawna. Jennyfair żeczywiście była nieśmiała, ale to
były zdrowe relacje. Wtedy poczuł nagłe ukłucie bólu gdzieś
bardzo głęboko w sobie, ta rodzina nie przeżyje następnego roku,
nawet to dziecko. To nie było w porządku, to dziecko powinno
jeszcze żyć! Jeszcze nic w życiu nie zdążyło zrobić. To
takie...
Zaraz
co on do cholery robił!? Powinien teraz zająć się prawdziwym
problemem, ktoś przejął jego ciało! Teraz nie czas na sentymenty.
Wyszedł
ze świata jej wspomnień i oddalił palce od jej skroni.
Usłyszał
jak wypuściła powietrze z płuc i rozluźniła chwyt na jego
przedramieniu.
Natychmiast
wstał i ruszył w stronę drzwi.
-Nie
ruszaj się stąd.
Zmienił
się w Odyna i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Jennyfair
nie wiedziała ile to trwało, chyba dość krótko. Tak czy inaczej
można powiedzieć, że wzięła jego słowa bardzo dosłownie i przez
cały czas zupełnie się nie poruszyła.
Wrócił
trzymając coś w ręce, ale nie zdążyła nawet zobaczyć co to
kiedy stanęło w płomieniach.
-Zaklęcie
osłabiające, jak mogłem...
Wycedził
i rzucił zgliszczami o ścianę.
-Co
się....
Zaczęła,
ale przerwał jej machnięciem ręki.
-Dodali
i dzisiaj do jedzenia proszku z zaklęciem osłabiającym, to dlatego
ktoś był w stanie przejąć nademną chwilową kontrolę.
Zmarszczyła brwi.
-Jak
można zrobić coś takiego?
Wzruszył
ramionami, nienawidził samej myśli o ty, że ktoś mógłby być w
jego głowie.
-Magia.
- Posłał jej mało przekonujący półuśmiech.- Teraz będę usiał
już iść, muszę poszukać Timorii, może ona będzie więcej
wiedziała na ten temat.
Wstała,
przypadkowo zginając nadgarstek i przygryzła policzek, chciałaby
żeby ta opuchlizna i cokolwiek ją spowodowało zniknęły.
Właściwie....
-Loki?
Odwrócił
się, był już w połowie drogi do drzwi.
-Tak?
Niepewnie
podniósła na niego wzrok. Nie, nie powinna go o to prosić, to nie
było....to było ważne, możliwość poruszania ręką i ramionami bez
bólu były ważne.
Wzięła
głęboki wdech.
-Zastanawiała
się czy....czy może mógłbyś...
Uniósł
jedną brew.
-Czy
mógłbym?....Mów trochę głośniej.
-Czy
może mógłbyś zrobić z moją ręką to co wcześniej z....
-Rozumiem,
i tak, oczywiście.
Podeszła
do niego. Wymamrotał coś i cały ból zniknął.
-Dziękuję.
Powiedziała
z nieśmiałym uśmiechem.
-Proszę
bardzo. I...
Spojrzała
na niego pytająco.
-Nieważne.
Znów
zmienił się w Odyna i wyszedł.
Dopiero
po tym jak zamknął drzwi i był już pewien, że ona go nie
usłyszy dokończył zdanie.
-I
przykro mi z powodu twojej rodziny.
Notka od autorki:
Tak, znowu w sentymentalnym nastroju.
Zdecydowałam, że moim bohaterom należy się od czasu
do czasu jakiś uśmiech.
Oprócz Polemosa, ale to zemsta osobista, za zdzieranie
mi gardła przez kilka dobrych tygodni(Long story).
Wesołego nowego roku!
Jessica/Chiara
Ps. Nie mogę wymyślić imienia ojcu Timorii i
Polemosa, gdyby koś miał jakieś sugestie byłabym wdzięczna :-)
niedziela, 28 grudnia 2014
Rozdział 9
Rozdział 9
Jennyfair
nerwowo bawiła się palcami, była pewna, że zaraz pozbawi się
naskórka przy paznokciach, ale nie mogła przestać, siedziała na
łóżku z nogami podwinientymi w sposób, który sprawiał, że jej
już i tak drobna postać wyglądała na jeszcze mniejszą.
Loki
Wcześniej chodzący po cały pomieszczeniu, robiąc coś czego
zupełnie nie zrozumiała, ale to było jeszcze w porządku, nawet
jeśli jego obecność zawsze wprawiała ją w nerwowość, ale kilka
minut temu po prostu usiadł w fotelu naprzeciwko niej i zaczął
lustrować ją wzrokiem ale przynajniej kiedy był Loki nie było
,,głosu”.
-Wiesz,
zawsze uważałem, że otaczający mnie ludzie za dużo mówią, to
było irytujące, potem poznałem ciebie. Jesteś jedna z najmniej
rozmownych osób jakie poznałem w ciągu całego mojego życia, a
wierz mi żyję długo.
Nie był
pierwszą osobą mówiącą jej coś takiego, z czasem się
przyzwyczaiła, właściwie był czas, że chciała więcej mówić,
ale nigdy nie mogła znaleźć dobrych słów.
-Mogłabyś
mi chociaż odpowiedzieć?
Podniosła
głowę i spojżała na niego.
-Przepraszam,
ja po prostu nie jestem w tym dobra, w rozmowach.
-To
zauważyłem. I przestań w Końcu przepraszać.
Powiedział
to tonem, który zmusił ją do zastanowień, przecież nie żywił do
niej żadnych pozytywnych uczuć, więc po co miałby chcieć z nią
rozmawiać?
-Dlaczego
nagle chcesz....
Przerwał
jej gwałtownie wstając.
-Ponieważ
przed chwilą przyszli do mnie jacyś ludzie, jako do Odyna i zaczęli
pytać, jak to ja mogłem pozwolić Thorowi wybyć do Midgardu, do
swojej miłości, co przerodziło się dość szybko w monolog o ty
jaki on cudowny, więc chciałbym posłuchać o czymkolwiek co nie
jest Thorem, a ty jesteś jedną z dwóch osób znających moją
tożsamość, a Timorii nie mogłem znaleźć.
Pokiwała
szybko głową, żeczywiście wyglądał na...zmęczonego.
Zaczęła
się zastanawiać jak sformułować jakieś zdanie, albo pytanie.
-Zastanawiasz
się pewnie dlaczego tak go nie cierpię? - No i i zrobił to za nią.-
Otórz, wiesz jak to jest żyć w czyimś cieniu? Kiedy wszyscy widzą
cię tylko jako czyjegoś kogoś?
Na to z
pewnością miała odpowiedzieć.
-No,
cóż...wszyscy woleli moje rodzeństwo, ale to chyba jasne dlaczego.
Machnął
ręką.
-Ale tobie
nie przeszkadza chyba bycie w cieniu.
-Nie
szczególnie.
-Przez
całe życie byłe porównywany! Zawsze ten drugi! Nikogo nie
obchodziły moje osiągnięcia, tylko jego!
Ten temat
z całą pewnością był drażliwy. Mówił coraz głośniej i
głośniej.
-Nawet
kiedy ja niby zginąłem bohaterską śmiercią, a on sobie uciekł od
odpowiedzialności jaką jest tron, wszyscy podziwiają tylko niego!
Po pewnym
czasie mówił tak szybko i głośno, że z trudem w ogóle go
rozumiała.
-Loki?
Powiedziała
cicho, brak rekcji, dalej krzyczał, to co mówił przestało posiadać
jakikolwiek sens, teraz brzmiało już tylko jak brednie szaleńca.
Powtórzyła jego imię trochę głośniej, nic.
Jego słowa
zaczęły ją przerażać kiedy zaczął opisywać co by zrobił
komuś, kogo nawet nie znała, ale z pewnością budził w nim bardzo
złe uczucia, w jego oczach pojawiły się jakieś niepokojące iskry,
już chyba nawet przestał mówić do niej, po prostu mówił. Zaczął
opisywać rzeczy tak przerażające, że miała ochotę zakryć uszy.
Potem zaczął się jeszcze śmiać. Tego było zbyt wiele. Wrzasnęła
jego imię.
-Loki!
Odwrócił
się a wyraz jego twarzy sprawił, że momentalnie pożałowała tego,
że w ogóle się odezwała.
-Co!?
Wzdrygnęła
się na sam krzyk.
-Przerażasz
mnie.
Powiedziała
cicho.
Zaczął
się do niej zbliżać z tym samym przerażającym wyrazem twarzy,
instynktownie odsunęła się jak najdalej mogła.
-Przerażam
cię Jennyfair?
Sposób
w jaki wypowiedział jej imię, jakimś nienaturalnie wysoki głosem
sprawił, że natychmiast wstała i szybko ruszyła w stronę drzwi.
Zalała
ja fala zimna.
Były
zamknięte.
Powoli
odwróciła się, stał tuż przed nią.
Złapał
ją mocno za ramiona.
-Ty
nic nie rozumiesz!
Nie
miała pojęcia co robić, w ciągu całego swojego życia nie
widziała kogoś tak wściekłego, nie wiedziała nawet, ze tak silny
gniew był możliwy.
-P-przepraszam,
ale..
Szarpnął
nią w przód i w tył, udeżając nią w zamknięte drzwi i jeszcze
mocniej wbijając palce w jej ramiona.
-Mówiłem
ze masz przestać!!!
Starała
się uspokoić drżenie i spróbować jasno myśleć ale nie umiała.
Położyła
delikatnie lewą dłoń na jednej z jego rąk.
-Loki,
proszę puść mnie.
Puścił
jej ramię tylko po to by złapać jej nadgarstek z jeszcze większą
siłą.
Czuła jakby miażdzył jej kości, łzy bólu pojawiły się w końcikach
jej oczu.
-Loki,
proszę puść mnie, robisz mi krzywdę.
Przycisnął
ją do drzwi pochyli się tak, że patrzył jej prosto w oczy.
-Dlaczego
powinno mnie to obchodzić?
Chciała
z całych sił, żeby to już się skończyło, nie miała pojęcia
co zrobiła żeby wywołać w nim ten gniew, ale w tej chwili i tak
była zbyt przerażona, żeby móc znaleźć jakiś powód, jedyne co
wiedziała to: był wściekły, drwi były zamknięte, miał wyraźną
przewagę fizyczną, była przyciśnięta do zamkniętych drzwi, nie
miała drogi ucieczki, mógł ją teraz nawet zabić, mógł zrobić
co chciał.
-Ponieważ
jestem ci potrzebna i...
Znowu
uderzył nią o drzwi, kiedy jej głowa w nie udeżyła na chwilę
zrobiło jej się ciemno przed oczami, zamrugała patrząc na niego
z szokiem.
-I
co!?
-Powiedziałeś,
że ego nie zrobisz.
Odchylił
głowę w tył i się zaśmiał, to był zimny okrutny śmiech.
-Pozwól,
że coś ci przypomnę.
Nachylił
się tak, że ustami prawie muskał jej ucho.
Była
w stanie prawie usłyszeć bicie własnego serca. Wolną ręką
postawiła nacisk na jego klatkę piersiową starając się go
bezksutecznie odepchnąć. Znowu się zaśmiał.
-Jestem
kłamcą.
Wyszeptał
je prosto do ucha.
Odwróciła
głowę starając się odsunąć.
-Loki,
proszę, przestań...
Przesunął
drugą rękę z jej ramienia na szyję i lekko zacisnął palce,
wciąż nic się nie stało to było jakby ostrzeżenie.
-Jesteś
taka naiwna.
Próbowała
go kopnąć, tylko trochę zacisnął uścisk, tym razem poczuła
pewną zmianę w dostępie do tlenu. Jej klatka piersiowa unosiła
się niespokojnie w szybkich płytkich oddechach.
-Nie
masz pojęcia, co myślałem, kiedy zobaczyłem cię po raz
pierwszy...
-Puszczaj
mnie!
Krzyknęła
z całej siły starając się go odepchnąć.
-Jak
sobie życzysz.
Szarpnął
nią w bok odsuwając się.
Straciła
równowagę i przewróciła się.
Nagle
mocno udeżyła coś głową i straciła przytomność.
Loki
przez chwilę przyglądał się jej a potem zgiął się w pół i
zaczął głośno i gwałtownie kaszleć.
Jakby
sam zaczął się dusić.
*************************
Zafarbowane
na czerwono włosy dziewczyny zawisły po obu stronach jej twarzy
tworząc coś na podobieństwo kurtyny.
Oddychała
głęboko, oderwała dłonie od kuli na stole i przyłożyła je do
twarzy, tusz do rzęs i eyeliner spływały po jej policzkach, na
jej czole pojawił się kropelki potu,a z nosa leciała jej stróżka
krwi.
Poczuła
dłoń w skórzanej rękawiczce na jej ramieniu.
-Valerie.
Usłyszała
ostrzegaczy, aksamitny głos.
Podniosła
głowę.
-Nie
mogę tego tak długo robić, nie daję rady, nie mam tyle mocy, to
zaklęcie mnie wykończy.
Powiedziała
zmęczonym głosem.
Widząc
stan w jakim była lekko uścisnął jej ramię.
-Dobrze
na dziś się spisałaś, możesz już iść.
Wstała
na drżących nogach, doszła w ten sposób powoli do łazienki i
oparła się ciężko na blacie przed lustrem. Odkręciła zimną
wodę i zaczęła raz po raz obryzgiwać nią swoją twarz.
Spojżała
na swoje odbicie w lustrze.
Pozbyła
się już krwi i części czarnych smug makijażu z twarz, ale i tak
widać było, że jest w kiepskim stanie. Ciemne półkola pod jej
oczami, była niezdrowo blada, jej usta miały liczne ciemniejsze
punkty tak gdzie usunęła trochę naskórka gryząc je, w jej
nienaturalnie ciemnych oczach było widać tylko smutek i pustkę.
Nikt
nie zgadłby Ile ma lat, wyglądał na o wiele więcej.
*****************
Loki
wyprostował się i przestał kaszleć. Rozejżał się po pokoju,
jego oczy zatrzymały się na leżącej na podłodze postaci.
Jennyfair.
Co
się tu do cholery stało!?
Przykucnął
przy niej i lekko potrząsnął jej ramieniem.
Jego
wzrok przykuł czerwony ślad na jej nadgarstku, nie długo zmieni się
on z pewnością w siniaka a na samym nadgarstku zaczęła pojawiać
się opuchlizna.
Miała
też małe rozcięcie po prawej stronie czoła, pewnie udeżyła o
szafkę.
Przyłożył
dłoń do jej szyi, miała puls. Kawałek jej ramienia który nie był
zakryty rękawem sukienki, też był czerwony. Zsunął rękaw
całkowicie z jej ramienia. Ktoś ścisnął ją tak mocno, że jego
paznokcie zostawiły płytkie nacięcia na jej skórze.
Tylko
co się tu stało!? Pamiętał, że tu wszedł, zobaczył jak
Jennyfair próbowała rozmawiać z własnym odbiciem, potem rozmawiali
przez chwilę, potem podszedł do okna i......a co dalej!?
Nie
miał pojęcia.
Podniósł
dziewczynę bez trudu, była aż zbyt lekka, położył ją na łóżku
i usiadł na krawędzi, ona z pewnością będzie wiedziała co się
stało.
************************
Notka
od autorki:
Wybaczcie,
jestem za granicą i dopiero teraz dorwałam się do komputera żeby
to opublikować, ponieważ mój dziadek nie ma w Domu WiFi.
Przepraszam, że tak krótko, ale mam mało czasu.
Pozdrawiam.
Jessica/Chiara
wtorek, 9 grudnia 2014
Bonus
Bonus
Witam!
No więc rozdział 9 mam prawie
skończony więc postaram się jutro wrzucić go do sieci, a chwilowo naszła mnie taka
wena, przez sen, który dzisiaj miałam. Być może będę tak od czasu do czasu wrzucać
coś z przeszłości bohaterów, tak czy inaczej mam nadzieję, że wam się spodoba!
1.
Jak Timoria i Loki
się poznali.
Timoria wydęła usta i znowu
zaczęła w znudzeniu bawić się klamrą, którą wyciągnęła z włosów przed chwilą,
pozwalając im spokojnie opaść na ramiona.
Nie spotkało się to z aprobatą
jej ojca ani brata, ale nie mogli jej przecież teraz uderzyć, w końcu miała
wyglądać ,,ślicznie” czy raczej jak lalka. Rano pokojówka umalowała ją jak
lalkę, warstwą makijażu, która z pewnością nie powinna się pojawić na twarzy dziesięciolatki
, udało jej się zetrzeć trochę z tego z twarzą, ale wciąż wyglądała jak lalka,
tylko bardziej znośnie, potem zmusili ją do założeni tej idiotycznej sukienki,
pełnej falbanek, koronek i kokardek. Miała ochotę ją spalić.Polemos i ojciec też się wystroili, a ten pierwszy nawet się umył. I tak wyglądali źle.
Wszyscy wyglądali głupio.
A to wszystko dlatego, że Odyn Wszechojciec ich zaprosił. Czy naprawdę komuś stałaby się krzywda gdyby ubrała się normalnie?
To była już szósta godzina ich podróży, bez żadnej przerwy i bez żadnych rozmów.
-Po co my tam jedziemy?
Zapytała mając na myśli siebie i Polemosa.
-Żeby zrobić dobre wrażenie.
Powiedział z naciskiem jej ojciec.
-A, tak mamy udawać idealną rodzinkę? Żeby przepadkiem nikt się nie dowiedział, co naprawdę się u nas dzieje za zamkniętymi drzwiami?
-Timoria.
Wycedził ostrzegawczo Polemos, miał czternaście lat a jego jedyną aspiracją było stanie się fotokopią ojca, a jedynym zainteresowaniem wojna.
Ojciec odwrócił się w jej stronę posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie.
-Jeśli chociaż ośmielisz się powiedzieć cokolwiek takiego przy…
Spojrzała mu prosto w oczy z nienawiścią jakiej osoba w jej wieku nigdy nie powinna doznać.
-To co!? Znowu rozbijesz okno moją głową!? Spokojnie w Midgardzie uchodziło ci to na sucho! Tu zapewne będzie tak samo!
Złapał ją za włosy i gwałtownie szarpnął jej głową w tył.
-Kiedy tam dojedziemy, będziesz się uśmiechać, będziesz miła dla książąt i grzecznie zagrasz swoją rolę, inaczej pożałujesz. Rozumiesz.
Milczenie, tylko patrzyła mu w oczy z tą samą nienawiścią.
Spoliczkował ją.
-Rozumiesz!?
Mruknęła coś co brzmiało jak tak, wyrwała się i odwróciła się w stronę okna powozu.
*************************
Po kilku godzinach wysiedli z
powozu, powitało ich kilku strażników, którzy zaczęli ich prowadzić w stronę
złotego pałacu. Polemos ścisnął jej ramię i posłał jej sztuczny uśmiech.
-Spokojnie Ti. Makijaż ci się nie
rozmył.Strząsnęła jego rękę i przyśpieszyła kroku.
-Ile właściwie lat mają książęta?
Usłyszała pytanie brata.
-Książe Thor jest w twoim wieku a Książe Loki ma dwanaście lat.
Odpowiedział ojciec.
Zbliżyli się do pałacu i przekroczyli próg. Po kilku minutach spaceru długim złotym korytarzem, zobaczyli czwórkę, która zapewne była rodziną królewską.
**************************
Loki przyjrzał się znudzonym wzrokiem nadciągającej trójce. Mężczyzna wyglądał na głupiego brutala i kiepskiego aktora, fałszerza, jego syn był jego młodszą kopią, dziewczynka wyglądała jak lalka. Ale bliżej przyjrzawszy się jej był w stanie zobaczyć, że jej uśmiech nie był prawdziwy, był naprawdę dobrym falsyfikatem uprzejmości, ale w jej ciemnych oczach był w stanie zobaczyć prawdę, dziewczyna nie była szczęśliwa.
Odyn uprzejmie przywitał się z ojcem dziewczyny i wymówił jego imię, którego jednak Loki nie uznał za godnego zapamiętania.
Potem ruszyli do Sali przeznaczonej do spotkań ze szczególnymi gośćmi.
Friggi i Odyn rozmawiali z mężczyzną. Thor prowadził ożywioną konwersację z tym Pole..coś tam, mówili coś o wojnach i walkach. Dziewczynka do, której chłopak zwrócił się wcześniej Ti, siedział na jak najbardziej oddalonej kanapie, wyglądają bez zainteresowania przez okno.
On także siedział sam, przez kilka minut zanim zauważył znaczące spojrzenie swojej matki, uśmiechnął się do niej grzecznościowo, kochał matkę, ale nie cierpiał być zmuszanym do konwersacji.
Podszedł i usiadł obok dziewczyny, spojrzała na niego pytająco.
-Jestem Loki.
Nie miał pojęcia jak zacząć tą konwersację na, którą najwyraźniej żadne z nich nie miało ochoty więc chyba przedstawienie się było jedynym w miarę grzecznościowym sposobem.
-Tak też słyszałam.
Powiedział cichym głosem, nie wykazującym zainteresowania.
-A ty jesteś Ti, prawda?
Pokręciła głową.
-Timoria, Ti to skrót, który wymyślił mój brat, nie nazywaj mnie tak, preferuję pełne imię.
Powiedział trochę bardziej grzecznościowym tonem.
To imię coś mu mówiło, po chwili namysłu znowu się odezwał.
-Mogę się mylić, ale czy twoje imię przypadkiem nie oznacza ,,kara boska”?
-Ogólnie ,,kara” nie tylko boska, ale imię mojego brata znaczy ,,wojna” więc nie wiem, które z nas ma z tym gorzej.
-Twój ojciec ma specyficzny sposób dobierania imion.
Wzruszyła ramionami.
-Jego metody wychowawcze są jeszcze bardziej…. specyficzne.
Siedzieli jeszcze przez dłuższą chwilę w niezręcznym milczeniu.
-Ładna sukienka.
Powiedział żartobliwie.
-Nawet nie żartuj, mam ochotę to spalić i….
Wtedy oboje zakryli uszy i skrzywili się słysząc jakiś głupawy okrzyk wojenny wydany przez ich braci.
-Wybacz, że pytam, - powiedziała zmuszając się do tych grzecznościowych zwrotów.- ale czy nie znasz może jakiegoś cichszego miejsca w tym pałacu?
-Tak znam.
-Czy nie mógłbyś mnie tam zabrać?
Pokiwał głową.
-Myślę, że to całkiem dobry pomysł.
Wstali i poszli w stronę drzwi. Loki szybko odwrócił się do matki.
-Czy mógłbym zabrać Lady Timorię do biblioteki?
-Oczywiście.
Kiedy wyszli na korytarz Timoria spojrzała na niego.
-Lubisz czytać?
Energicznie skinął głową.
-Tak, nawet bardzo, jest to jedyna czynność, która pozwala mi oderwać się od rzeczywistości, oprócz uczenia się magii oczywiście.
W jej wzroku po raz pierwszy pojawiło się zainteresowanie.
-Magii?
-Tak, matka mnie uczy. A ty, co lubisz robić?
Zastanowiła się chwilę.
-Obserwować ludzi i czytać.
Uśmiechnął się do niej.
-No, to mamy już ze sobą coś wspólnego.
Odwzajemniła uśmiech.
W tej chwili jeszcze żadne z nich nie wiedziało, że już nie długo staną się najbliższymi przyjaciółmi.
Notka
od autorki:
Myślicie, że powinnam jeszcze
kiedyś wrzucać takie rzeczy, czy nie?Powiedzcie, co myślicie.
Pozdrawiam!
Jessica/Chiara
środa, 3 grudnia 2014
Rozdział 8
Rozdział 8
Jennyfair wcisnęła twarz w poduszkę i wrzasnęła, dlaczego?
Dlaczego, nikt nic jej nie mówił!? Czy to takie trudne i skomplikowane,
wtajemniczyć ją w plan, którego była częścią!?
Nikt, nic ci nie mówi,
ponieważ najwyraźniej nie jesteś wystarczająco….odważna? Bystra? Sprytna? Chyba
wszystko.
Znowu ten głos, znowu to samo.
-Kim jesteś?
Zapytała głosem drżącym od kłębiących się w niej emocji.
I naprawdę myślisz, że ci
powiem? No cóż…tak jak cała reszta nie widzę potrzeby wtajemniczania cię.
-Dlaczego nie możesz zostawić mnie
w spokoju? Nic ci nie zrobiłam.
Tak, użalaj się nad sobą, to
w końcu jedyne co ci w życiu wychodzi.
Rękami przycisnęła poduszkę do głowy, starając się w ten
sposób stłumić głos, ale tylko prawie całkowicie pozbawiła się powietrza.
Nawet nie zaprzeczać,
myślisz, że ktokolwiek będzie cię traktował lepiej niż szmatę, którą jesteś,
jeśli sama wiesz, że nią jesteś!?
-Skoro jestem tak bezwartościowa, to czym zasłużyłam na twą
uwagę?
Powiedziała podnosząc się i patrząc w pustą przestrzeń,
mrużąc oczy, jakby starała się zobaczyć, niewidzialnego rozmówcę.
Ponieważ, zainteresowało mnie
to, że pomimo, że zdajesz się być świadoma swojej beznadziejności, wciąż tak
desperacko czepiasz się życia. Do tego stopnia, że zaufałaś pierwszej lepszej
osobie, na twoje zaufanie nie trzeba nawet pracować, najwyraźniej można
spokojnie cię dusić, a i tak chwilę później będziesz na kolanach błagać o
pomoc!
Wtedy po całym pokoju rozniósł się pozbawiony jakichkolwiek
emocji śmiech, tak głośny, że wydawało się to aż niemożliwe. Zakryła uszy
rękoma i zacisnęła powieki.
Spokojnie, to zaraz się skoczy, spokojnie, spokojnie, to nie
może zrobić ci krzywdy…
Ależ skąd ta pewność?
Po prostu chce cię nastraszyć, na pewno blefuje, nie może
nic ci zrobić, pewnie nawet nie istnieje. Powtarzała w myślach, sama
nieszczególnie w to wierząc.
A może właśnie za tobą stoję?
Z czymś, czym mógłbym rozbić ci głowę, żebyś wyglądała tak jak twój tatuś…
Otworzyła oczy i szybko obróciła się, nic tam nie było.
-Zostaw mojego ojca w spo…
W spokoju? Och, uwierz mi,
jego spokoju już nic nie zakłuci, kiedy go widziałem ostatnim razem wyglądał
paskudnie, twojej matki nie widziałem, pewnie spłonęła doszczętnie, twój mały
braciszek…powiedzmy, że nie miałem pojęcia, że tak małe ciało może pomieścić
tyle krwi! Hm...przynajmniej nadał temu pokoju w, którym siedział trochę
koloru. A wiesz co jest najlepsze?
-Proszę, przestań…
Dlaczego jej to mówił!? Czy już mu nie wystarczyło, że jej
rodzina nie żyje!? Czy musiał jej to jeszcze opisać!? I jak dostał się do jej
domu!? Kto to był!?
Ależ, z pewnością chciałabyś
to wiedzieć…no może nie, ale ja chcę żebyś była tego świadoma. Twój starszy
brat…
-Przestań…
Nie chciała słyszeć tego co ten sadysta ma jej do
powiedzenia. Nie wiedziała co chciał jej przekazać i nie czuła się ciekawa.
Nie pozwolę ci przegapić
takiej wiadomości! Otóż, pierwszy wybuch go nie zabił, ani drugi, ani trzeci,
ani żaden inny, to był silny chłopak…
Jej serce zaczęła galopować a oraz na przemian wyostrzał się
i rozmywał przed jej oczami.
-P-przestań.
Jego ręka już, ręki nie
przypominała, ani nogi raczej już się do chodzenia nie nadawały, ale jakoś
zatrzymał krwawienie, ta wola życia jest u was chyba rodzinna. Krzyczał, wołał,
żeby ktoś mu pomógł. To, że siedział oparty o tą ścianę i nawet na chwilę nie
stracił przytomności zrobiło na mnie wrażenie, ból musiał być okropny, wyobraź
sobie tylko, żywe, spalone mięso, żadnego znieczulenia, czysta agonia!
Pokręciła głową, to nie mogła być prawda, jej brat nie mógł
tak cierpieć, skoro umarł, musiał zginąć szybko nie mógł tak cierpieć!
-Kłamiesz, kłamiesz! Musisz kłamać…
O, nie! Zapewniam cię, że to
w stu procentach prawda! Czy wiesz ile tak tam siedział? Siedemnaście godzin,
wzywając o pomoc, ale ikt go nie słyszał, no cóż, nikt oprócz mnie! Tak, Jenny,
siedemnaście godzin! Ty i Loki przelecieliście nad tą spaloną wioską! Pomyśl
tylko, gdybyście go usłyszeli, to kto wie, może by nawet żył?
-Przestań!
Ale, jeszcze nie dotarłem do
najlepszego! Ktoś w końcu się zjawił, ja. Patrzył na mnie z taką nadzieją,
wdzięcznością, a ja pochyliłem się i rozerwałem jego czaszkę na pół.
-PRZESTAŃ MÓWIĆ!!!
Pewnie obudziła tym krzykiem połowę pałacu, ale w tej chwili
nic jej to nie obchodziło, chciała tylko żeby to się skończyło, żeby on
przestał.
Uwierz mi, gdybym mógł ci to
pokazać, zrobiłbym to, byłoby to o wiele bardziej przekonujące, ale niestety
chwilowo nie mam możliwości się do ciebie zbliżyć, tak naprawdę, nie w fizycznej formie, ale jakoś temu zaradzę…
Więc nie był w stanie zrobić jej krzywdy, no oczywiście poza
zrujnowaniem jej zdrowia psychicznego, do czego z całą pewnością mógłby
doprowadzić. A może już to zrobił, może jest tylko omamem, może już oszalała?
-Dlaczego tak mnie nienawidzisz?
Nigdy czegoś takiego nie
powiedziałem, owszem wspominałem, że jesteś żałosną szmatą, ale nigdy nie
powiedziałem, że cię nienawidzę. Po pierwsze w nikim nie byłabyś jako sama
osoba wzbudzić tak silnych uczuć, po drugie to co robię nie zależy od
prywatnych sympatii, czy antypatii. To bardziej jak…zadanie.
Zadanie? O co mogło chodzić? Sam mówił przed chwilą, że nikt
nie żywiłby do niej tak mocnych uczuć, więc dlaczego on, albo kto inny wpadł na
pomysł dręczenia jej i co chciał przez to osiągnąć?
Wzięła kilka głębokich wdechów i wydechów, odgarnęła włosy z
twarzy starając się skupić i na tyle spokojnym głosem jaki jej wyszedł zadała
pytanie.
-A jakie jest teraz twoje zadanie?
W wielkim skrócie? Zmienić
twoje życie w piekło.
-Po co? Moje życie i bez twojej pomocy zmierza w tę stronę.
Możliwe, ale muszę
przyśpieszyć proces, a uwierz mi, że nie masz pojęcia czym jest piekło.
Myślisz, że to tragedia twojego świata? Śmierć rodziny? Twoje koszmary? To
dowodzi, że nic o nim nie wiesz, ci z którymi kończę błagaliby na kolanach o
twoje życie! A ty jeszcze za nim zatęsknisz.
-Zostaw mnie w spokoju! Chociaż się pokarz!
Wiedziała, że to nic
nie da, ale nie mogła przestać, jakaś jej część, której nigdy wcześniej nie
czuła, chciała walki, ale nie chciała jej słuchać, ponieważ wiedziała, że
przegra.
***************
Timoria szła przed siebie z zawrotną prędkością, kiedy nagle
na kogoś wpadła, dosłownie.
Siła zderzenia pewnie by ją przewróciła, gdyby nie złapała
równowagi odpychając stojącą przed nią osobę.
-Subtelna jak zawsze.
Przewróciła oczami i spojrzała w dół, poczuła jakby
nienawiść rozpłynęła się po całym jej ciele, oto przed nią, leżał ktoś kogo
nigdy w życiu już nie chciała spotkać.
-Czego do jasnej cholery chcesz?
*************
Wyciągnął nogi na sofie i znowu wytężył umysł, kiedy
zadzwonił telefon, wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na ekran.
Brak numeru, nazwy, NIC.
Wiedział kto to odebrał i przyłożył urządzenie do ucha.
-Jak idzie twoje zadanie?
Zapytał głos po drugiej stronie.
-Wszystko zgodnie z planem, ta praca jest tym razem aż za
łatwa.
Odpowiedział pozbawionym emocji głosem, zawsze taki był, nie
był w stanie wydobyć z siebie żadnego innego, to dlatego nikt nigdy nie został
przez nikogo zaakceptowany, aż, któregoś dnia usłyszał pewną…interesującą
propozycję.
-Jesteś pewien?
-Tak, nasz ,,cel” już jest zdecydowanie zdesperowany, to nie
będzie trudne, muszę się tylko do niej dostać.
-Tak nad tym zdecydowanie będzie trzeba popracować.
Oczekuję, że się tym zajmiesz.
-Oczywiście.
-Zdasz mi raport za osiemdziesiąt trzy godziny.
Przeliczył w myślach, trzy dni i jedenaście godzin, dość
czasu by coś wymyślić.
Rozłączył się i wyciągnął notes.
Jego hobby. Mógł sobie pozwolić na trochę czasu wolnego,
miał wrażenie, że dzisiaj załatwił już swoją robotę.
***********
Jennyfair siedziała w kompletnej ciszy, głos tak po prostu
zniknął.
To się skończyło, na razie.
Teraz zastanawiała się tylko, czy mówił prawdę, o jej bracie.
Czy musiał jeszcze tyle cierpieć?
Czy naprawdę mógłby jeszcze żyć?
Złapała się oburącz za głowę. Nie miała pojęcia, czy to
prawda, tak czy inaczej, cel powiedzenia jej tego, był ten sam, doprowadzenie
jej do tego stanu.
Chciała z kimś porozmawiać, ale jej jedynymi opcjami byli:
Loki, który po ich ostatniej rozmowie wybiegł i spowodował jakieś zniszczenia i
z całą pewnością, albo by się zaśmiał, albo na nią wydarł, i Timoria, której
najprawdopodobniej nic to nie obchodziło.
-….no więc co ja mam teraz zrobić?
Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że mówi to na głos.
Nie, nie ,nie! Mówienia do siebie z całą pewnością w niczym
nie pomoże.
A może jednak?
Może jeśli skupi się na własnym głosie uda jej się chociaż
na chwilę zapomnieć o całej reszcie?
Podeszła do lustra i usiadła przed nim po turecku. Spojrzała
w oczy swojemu odbiciu, które różniło się od jej prawdziwej postaci, więc mogła
sobie wyobrazić, że rozmawia z kimś innym.
-No więc…
Boże, to było dziwne uczucie.
-Jestem Jennyfair, mam siedemnaście lat…niedługo
osiemnaście.
To była porażka, nie umiała rozmawiać nawet z własnym
odbiciem. Czego można się w tym bać!? Przecież sama się nie wyśmiejesz!
Po kilku nie udanych próbach uderzyła lekko czołem w taflę
lustra.
-Hm…Tak, to musi być wyjątkowo frustrujące. Można mieć
problemy z rozmawianiem innymi, ale jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś nie
umiejącego mówić nawet do siebie.
Odwróciła gwałtownie głowę.
Loki.
On zawsze wie kiedy wejść, prawda?
Wstała niezręczne, nerwowo rozglądając się po pokoju,
patrząc wszędzie tylko nie na niego.
-Czy naprawdę jesteś tak zdesperowana, że rozmawiasz z
własnym odbiciem?
Miała wcześniej rację, śmiał się.
-Jestem po prostu…
-Samotna? Krzyczałaś wcześniej, co się stało?
Zaczęła nerwowo bawić się
kawałkiem spódnicy.
-Nic takiego.
Zbliżył się o kilka kroków i przekrzywił głowę starając się
bezskutecznie spotkać jej wzrok.
-Kłamiesz. Co się stało?
Zrobiła krok w tył i uderzyła plecami o lustro, dźwięk jaki
wtedy wydało zaskoczył ją i odskoczyła w przód, prawie wpadając na Lokiego, żeby
temu zapobiec znowu próbowała się cofnąć, w rezultacie potykając się o własne
nogi.
Loki złapał ją za ramię pomagając odzyskać równowagę, kręcąc
głową z rozbawieniem.
-Nie mam pojęcia jak to właśnie zrobiłaś ale, naprawdę
niepojęte jest dla mnie to, że za każdym razem kiedy rozmawiamy, zachowujesz
się jakbym planował zrobić ci krzywdę.
Podniosła na niego wzrok.
-Ponieważ, prawda jest taka, że nie mam pojęcia co
planujesz.
Posłał jej krótki uśmieszek.
-To prawda, wyjątkowo mało ci mówię, ale uwierz mi, że
zrobienie ci krzywdy chwilowo nie jest moim celem ani priorytetem.
,,Uwierz mi” na sam dźwięk tych słów przeszedł ją
nieprzyjemny dreszcz.
Zauważywszy to uniósł jedną brew.
-A wracając do tematu, co się wcześniej stało?
-Coś mi się przypomniało to wszystko.
-Co dokładnie?
Znowu spuściła głowę, unikając jego wzroku.
Myślała nad odpowiedzią, kiedy poczuła jego długie, zimne
palce na swojej twarzy, trzymając jej podbródek pomiędzy kciukiem a palcem
wskazującym, obrócił jej twarz tak, że znowu nawiązywali kontakt wzrokowy.
-Coś z mojego koszmaru.
Miał dosyć jej obchodzących dokładną odpowiedz, słów.
-Co dokładnie ci się wydawało.
Dobrze, będzie musiała powiedzieć mu prawdę.
-Wydawało mi się, że słyszę głos.
To nie było do końca kłamstwo. Wciąż nie miała pewności, że
głos nie był omamem, ale miała wrażenie, że był prawdziwy.
-Co mówił?
Dlaczego tak nagle zaczęła go obchodzić!? Wcześniej
wystarczyło, że siedziała cicho! A teraz kiedy akurat nie chciała czegoś mu
powiedzieć, z powodu jej bardzo ograniczonego do niego zaufania, zrobił się
ciekawy.
-Coś o tym, że jestem żałosna i, że źle skończę.
Pominęła wątek jej rodziny, to nie była jego sprawa.
-Czy boisz się tego głosu?
-Tak.
-Bardziej niż mnie?
Tu musiała się zastanowić. Jeśli powie tak to otwarcie powie
mu, że się go boi, jeśli powie nie wyjdzie na to samo i jeszcze może się poczuć
urażony.
-Czy to sposób na zapytanie mnie czy boję się ciebie?
Jego twarz stała się nieprzenikniona.
-Bardzo możliwe, a czy tak jest?
-Nie jestem pewna.
Odpowiedziała zgodnie z prawdą, nie była do końca pewna
swoich emocji z nim związanych.
-Czy to oznacza, że masz i za i przeciw?
-Tak.
Uśmiechnął się pobłażliwie.
-Wiesz oczywiście, że możesz się wysławiać, a nie tylko
odpowiadać jak najkrócej na pytania, prawda?
Pokiwała głową, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że
nie odsunął swojej ręki od jej twarzy.
-Więc czy jest coś co chciałabyś mi powiedzieć, ośmielę się
uznać siebie za lepszego rozmówcę od twojego odbicia.
Zamrugała kilka razy.
-Może…może mógłbyś mi powiedzieć, jakie masz związane ze mną
plany.
Zmarszczył brwi.
-Planuję, że pomożesz mi osiągnąć pewien cel, będziesz
musiała nauczyć się kilu rzeczy, ale to później, gwarantuję ci tylko, że
wyjdziesz z tego żywa.
Jak zawsze, cząstkowe informacje, nic co rzuciłoby światło na
sprawę.
Przynajmniej dostała gwarancję, że to przeżyje, ale znowu,
czy mogła mu ufać?
*********************
Mężczyzna podniósł się z ziemi. Był nie zbyt wysoki, nawet
trochę niższy od niej, ale był bardzo mocno zbudowany, jego twarz nie była
piękna z tym nienaturalnie wielkim nosem i małymi świńskimi oczami, a blizny
wcale nie pomagały, wyglądał na jakieś czterdzieści lat, chociaż tak jego
postać była zaledwie dwudziesto dziewięcio letnia. Miał przycięte tuż przy
skórze brązowe włosy i szare oczy, których prawie nie było widać prze ich
głębokie osadzenie i jego krzaczaste brwi.
-Ti! Czy to jest sposób na powitanie brata?
Skrzywiła się słysząc to zdrobnienie.
-Czego chcesz Polemos!?
-Nie widziałem cię od wielu, wielu lat, bez wiadomości od
ciebie, czy pożegnania, martwiliśmy się z ojcem…
Przerwała mu.
-Nie rozśmieszaj mnie, żaden z was nie jest do tego zdolny.
Powtarzam po raz ostatni CZEGO DO CHOLERY CHCESZ?
-Bo co? Dobrze wiemy, które z nas jest silniejsze.
-Siła fizyczna to nie wszystko, powinieneś już to wiedzieć.
Powinieneś wiedzieć do czego jestem zdolna. I uprzedzę cię, że jestem jeszcze
lepsza niż wcześniej.
Uśmiech zniknął z jego twarzy.
-Ojciec chciał cię widzieć. Mamy poważne problemy. Chodź
szybko, wiesz, że nie mogę tu być.
To była prawda, kilka stuleci temu stracił tę możliwość,
przez własne czyny.
-Wiesz co? Powiedz ojcu, że nie chcę go nigdy widzieć, tak
samo jak ciebie, że jeśli jeszcze…
-Obawiam się, że nie zapamiętam.
-Więc przekaż mu po prostu, że życzę wam obu jak najgorzej,
i że możecie sobie tam nawet umierać mnie to nie obchodzi. I możesz mu
przekazać jeszcze to.
Pokazała mu środkowy palec.
-Ti, proszę…
Patrzyła na niego spojrzeniem, które zamroziłoby ogień. On
nigdy nie prosił musiało się stać coś naprawdę złego, ale miała na myśli każde
słowo, które przed chwilą powiedziała.
-Za późno. A teraz idź zanim zawołam straże.
Westchnął, odwrócił się i odszedł.
Patrzyła na niego, jak znika w oddali, może nawet odchodził
na śmierć.
Na jej twarzy nie było emocji.
Nie żałowała niczego.
Notka od autorki:
Przepraszam! Błagam na kolanach o wybaczenie!
Ale mój laptop postanowił się zepsuć i wrócił przedwczoraj.
A ja tylko na nim mam zapisane hasło! (Tak, wiem jakie to inteligentne, z
miejsca zapisałam sobie teraz na tablicy w pokoju.)
Tak, czy inaczej, przepraszam.
Teraz leżę chora, więc mam cały czas na pisanie, postaram
się zrekuperować stracony czas.
Pozdrawiam!
Jessica/Chiara.
Subskrybuj:
Posty (Atom)