środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 10

Rozdział 10

Jennyfair powoli zamrugała i otworzyła oczy. Poczuła ostry ból po lewej stronie głowy, podniosła rękę i lekko dotknęła miejsca z którego emanował ból, syknęła cicho kiedy dotknęła rozcięcia.
Spróbowała się podnieść, ale nie uniosła się nawet kilku centymetrów, a przed oczami natychmiast zaczęły latać jej mroczki, z rezygnacją opadła z powrotem na materac. Znowu spróbowała się podnieść, ale czyjaś chłodna dłoń pewnym ruchem ją przytrzymała.
-Lepiej nie, jeszcze znowu stracisz przytomność.
Obróciła głowę. Loki.
Fala adrenaliny jaka ją uderzyła, sprawiła, że momentalnie odzyskała siły życiowe. Odepchnęła jego rękę, która z zaskakującą łatwością ustąpiła, odsunęła się na najbardziej odległy kraniec łóżka i spojrzała na niego z wytrzeszczonymi ze strachu oczami.
Przekrzywił głowę jakby czegoś nie rozumiał i zaczął się zbliżać.
Żuciła szybkie spojrzenie w stronę drzwi, nie było szansy żeby zdążyła tam dobiec zanim by ją złapał, a poza tym, drzwi wciąż mogły być zamknięte. Podciągnęła kolana pod brodę, otoczyła je ramionami i pochyliła głowę, formując ze swojego ciała coś na kształt ochronnej kulki. Przez kilka krótkich chwil, które wydawały jej się znacznie dłuższe, wsłuchiwała się w jego kroki i przyspieszone bicie własnego serca.
Potem poczuła dłoń pomiędzy swoi karkiem a plecami.
-Jennyfair...
Wzdrygnęła się i jeszcze mocniej zacisnęła powieki.
-Nie dotykaj mnie!
Wrzasnęła gwałtowne odsuwając się.
Patrząc na nią ze zdziwieniem i odrobiną niepokoju delikatnie złapał ja za część ramion tórz nad łokciami, czyli tam gdzie akurat nie miała siniaków. Przyciągnął ją bliżej, zmuszając do wstania, wzmacniając trochę chwyt, żeby zapobiec jej próbom wyrwania się.
-Spokojnie, powiedz mi tylko co się tu stało? Kto ci to zrobił?
To trochę ją zdziwiło, po co zadawał to pytanie? Przecież doskonale to wiedział, to że po prostu chciał to usłyszeć. Próbowała się odezwać, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu., patrzyła tylko na niego tymi przepełnionymi emocjami oczami.
-Jennyfair?
Ciągle nic.
Lekko nią potrząsnął.
To wystarczyło by znowu prawie była w stanie poczuć to jak udeżał nią o drzwi.
-Proszę, przestań...
Wydusiła z siebie.
Puścił ją, i zaraz potem sięgnął po jej lewą dłoń. Instynktownie odsunęła ją, ale był szybszy.
Nie szarpnął jej ręką jak się spodziewała, tylko powoli zbliżył ją do siebie i trochę przesunął w górę jej rękaw, wpatrzył się w jej nadgarstek, posiniaczony i spuchnięty wyglądał niesymetrycznie w stosunku do reszty jej drobnej ręki.
Delikatnie przesunął palcem wskazującym po opuchliźnie, miał jeszcze chłodniejsze ręce niż wcześniej więc było to w pewien sposób kojące.
-Kto ci to zrobił?
Nie stawiał żadnego nacisku na te słowa, brzmiał jak ktoś, kto naprawdę nic nie wie.
Sama powoli przestawała rozumieć co się stało. Czy właśnie o to im wszystkim chodziło!? Żeby w jej umyśle zapanował zamęt, aż powoli oszaleje!?
Utknęła tutaj, w świecie, którego nie rozumiała.
-Kto ci to zrobił?
Ponowił pytanie wciąż przesuwając palcem po jej nadgarstku.
Wzięła głęboki oddech, spojrzała mu niepewnie prosto w oczy i powiedziała tak cicho, że nie zdziwiłaby się gdyby jej nie usłyszał.
-Ty.
****************************************

Polemos wszedł do domu trzaskając głośno drzwiami i zaczął głośno przeklinać.
Zaczął zmierzać w stronę kuchni by zdobyć tam świerze piwo gdy w progu tego oto pomieszczenia zobaczył swojego ojca.
-Polemos! Znalazłeś ją!?
Powiedział czy raczej wykrzyczał swoim grubym, skrzekliwym głosem, czasem wydawałoby się, że to mieszanka niemożliwa, jednak ten człowiek dokonał niemożliwego.
-Znalazłem, ale nam nie pomoże, zrobiłem wszystko byłem nawet cholernie milusi.
Skrzywił się jakby się tego wstydził.
Jego ojciec udeżył pięścią w ścianę.
-Głupia....(słowa których nie użyję)....mała niewdzięcznica!
Polemos złapał się oburącz za głowę i wydał z siebie wściekły ryk.
-I co my teraz do jasnej cholery zrobimy!?!?!?
Starszy mężczyzna, czerwony na twarzy wciąż mamrotał wściekle przekleństwa pod adresem córki, kiedy nagle zadzwonił wiszący na ścianie telefon.
Obaj zbledli, w końcu ojciec powoli podszedł to telefonu i szybko szarpnął słuchawką, błagając w duchu, żeby to nie był ten o którym myślał.
-Halo!?
Zaskrzeczał do słuchawki.
-Witam.
Odpowiedział aksamitny głos z drugiej strony.
Od samego dźwięku zaczął pocić się jak świnia.
-D-dla-cze-g-go dz-dz-dz-wonisz?
Polemos już wiedział kto to ,jego ojciec nigdy się nie jąkał, nigdy się ni bał, bez zastanowienia podniósł drugą słuchawkę, telefonu leżącego na stole.
-Och, widzę, ze nasz drogi Polemos dołączył, no cóż panowie, dzwonię w konkretnym celu, z zapytaniem, czy macie już to o co was prosiłem?
Obaj zadrżeli.
-Jeszce nie, pracujemy nad tym.
Powiedział Polemos starając się nie pozwolić głosu na załamanie się.
-Mam nadzieję, że jesteście świadomi tego, że zostało wa już tylko kilka dni, a potem...będziecie musieli zapłacić w inny sposób, już to mówiłem jednak wątpię byście zapamiętali, a przyda się wam motywacja. Własny życiem.
-Wiemy to.
Powiedział ojciec, drżąc na cały ciele.
-Ach i jeszcze jedno.- Głos stał się nagle o wiele mroczniejszy.- Co to był za pomysł z proszeniem Timorii o pomoc?
-My....my po prostu pomyśleliśmy, że....
-Że? Że jesteście idiotami, którzy zawarli pakt z którego się nie wywiążą? Więc poszliście do jedynej posiadającej mózg osoby w tej rodzinie?- Śmiech.- Ale ona odmówiła, czyż nie?
Polemos głośno przełknął ślinę.
-Tak jak myślałem, intrygująca dziewczyna, szkoda byłoby ją w to mieszać. A więc drodzy panowie, życzę wa udanej misji, jednak nie byłbym sobą gdyby nie dał wam odpowiedniego ostrzeżenia, gdyby jeszcze kiedyś przyszło wam do głowy proszenie o pomoc.
-Co....
Polemos zaczął przerażony.
-Zaraz się przekonasz.- Warknął głos.- Val, moja droga możesz już zaczynać.
Wtedy źrenice Polemosa zwęziły się i rozszeżyły, potem podszedł do stojaka na noże i wyjął jeden.
Położył prawą dłoń na blacie i przyłożył do niej ostrze, po czym szybkim ruchem pozbawił się dwóch palców, małego i serdecznego. Krew trysnęła na blat.
Jego ojciec wrzasnął i usłyszał śmiech.
-Dziękuje skarbie, świetnie się spisałaś.
Polemos upuścił nóż i z przerażeniem spojżał na swoje dzieło.
-Żegnam panowie, następnym razem będzie gorzej.
Rozłączył się.
********************************

Loki wytzrzeszczył na nią oczy.
To nie było możliwe! Przecież palcem jej nie tknął od momentu w który obiecał jej, że nie zrobi jej krzywdy.
Ale jednak, nie pamiętał co się stało, tylko oni byli w pokoju, a ona wyglądała na przerażoną samym jego widokiem, i chyba nie miałaby powodów aby go okłamywać.
-Jak to?
Zapytał przekrzywiając głowę.
Zamrugała tylko i nie dała mu żadnej odpowiedzi, zapewne myślała, że sobie z nią pogrywa.
-Jesteś pewna, że to byłem ja?
Pokiwała głową. Było widać, że w tej kwestii nie ma wątpliwości.
Westchnął, wtedy coś przyszło mu do głowy, mógł to sprawdzić.
Posłał jej w miarę przekonujący uśmiech. Zamknął jej dłoń w swoich hi zaczął bawić się jej palcami.
-Widzisz Jennyfair, nie przypominam sobie, żebym coś ci zrobił, a ty ustajesz przy tej wersji, więc obawiam się, że będę zmuszony, no cóż...zajżeć ci we wspomnienia.
Syknęła z bólu próbując wyrwać mu swój nadgarstek.
-Uważaj.
Powiedział delikatnie puszczając jej rękę.
Wejść do jej głowy!? Co to miało oznaczać? W tej chwili zupełnie u nie ufała, jak miałaby wpuścić taką osobę do własnej głowy?
-Nie jestem pewna czy to dob...
-Ćśś...To nie będzie bolało.
Chyba, dodał w myślach, zrobił to tylko kilka razy a sam nigdy tego nie odczuł.
Chciała odmówić, ale bała się co by wtedy zrobił, z resztą chyba nie miała w tym temacie wyboru.
Niepewnie pokiwała głową. Uśmiechnął się i gestem wskazał jej żeby z powrotem usiadła, zajął miejsce koło niej i odwrócił się tak by bez problemów (oprócz tych związanych z całkiem sporą różnicą wzrostu) móc patrzeć jej w oczy.
Uśmiechnął się uspokajająco i przyłożył dwa palce do jej skroni. Drugą rękę wyciągnął przed siebie.
Posłała mu pytające spojrzenie.
-Możesz chcieć się czegoś złapać, osoby, którym wcześniej zaglądałem we wspomnienia mówiły, że to dość dziwne uczucie.
Zbliżyła swoją prawą dłoń ledwo muskając jego rękaw.
Zamknęła oczy.
-Ach, i Jennnyfair? Spróbuj się rozluźnić.
Wyszeptał coś i wtedy się zaczęło. Najpierw zrobiło jej się strasznie zimno, a potem czuła jakby spadała, instynktownie zacisnęła palce na jego przedramieniu aby uzyskać punkt oparcia.
Aż zaczęło się uczucie, którego nie umiałaby opisać, nie było bolesne, ale zdecydowanie nieprzyjemne.
*************************************

Loki bez trudu znalazł wspomnienie o które mu chodziło, w końcu było jeszcze całkiem świerze, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Oto na własnych oczach zachowywał się jak szaleniec, był w stanie wyczuć jej przerażenie w tym wspomnieniu. Coś przykuło jego uwagę, kiedy wypowiadał jej imię, jego głos zrobił się nienaturalnie dla niego wysoki, ponieważ to nie był jego głos.
Nie znał go, ale z pewnością należał do jakiejś kobiety.
Ktoś musiał przejąć jego ciało, tylko jak? Przecież żucił na siebie tyle zaklęć obronnych, nikt nie powinien być w stanie wejść do jego umysłu, czy zawładnąć ciałem, ten ktoś musiał mieć wielką moc, albo jakoś go osłabić.
Już chciał wyjść z jej umysłu, kiedy coś przyszło mu do głowy, mógłby coś sprawdzić, ciekawe co nią kierowało, jakie emocje, kiedy poprosiła go o pomoc.
Próbował znaleźć wspomnienie, ale wpadł w jakiś wir.
Najpierw zobaczył całkiem wesołą scenę. Jennyfair siedziała na jakiejś kamiennej ławce, przed jakimś prowizorycznym, małym domem, naprzeciwko wyższego chłopaka, był do niej bardzo podobny, pewnie jej starszy brat. Powiedział coś co sprawiło, że potrząsnęła głowę śmiejąc się, jej białe włosy były rozpuszczone i była ubrana w coś co przypominało koszulę nocną, pewnie było około poranka, ale nie mógł stwierdzić na pewno, ponieważ w Svrtefheimie zawsze było tak samo, ten sam półmrok.
Potem pojawiło się dwoje dorosłych, pewnie jej rodzice, tak na pewno, Jennyfair była jak młodsza fotokopia tej kobiety.
Urocza rodzinka, stwierdził, potem z domu niezdarnie wybiegł mały chłopiec, mógł mieć cztery, może pięć lat. Nie świadomie uśmiechnął się, to była najnormalniejsza rodzina jaką widział od...bardzo dawna. Jennyfair żeczywiście była nieśmiała, ale to były zdrowe relacje. Wtedy poczuł nagłe ukłucie bólu gdzieś bardzo głęboko w sobie, ta rodzina nie przeżyje następnego roku, nawet to dziecko. To nie było w porządku, to dziecko powinno jeszcze żyć! Jeszcze nic w życiu nie zdążyło zrobić. To takie...
Zaraz co on do cholery robił!? Powinien teraz zająć się prawdziwym problemem, ktoś przejął jego ciało! Teraz nie czas na sentymenty.
Wyszedł ze świata jej wspomnień i oddalił palce od jej skroni.
Usłyszał jak wypuściła powietrze z płuc i rozluźniła chwyt na jego przedramieniu.
Natychmiast wstał i ruszył w stronę drzwi.
-Nie ruszaj się stąd.
Zmienił się w Odyna i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Jennyfair nie wiedziała ile to trwało, chyba dość krótko. Tak czy inaczej można powiedzieć, że wzięła jego słowa bardzo dosłownie i przez cały czas zupełnie się nie poruszyła.
Wrócił trzymając coś w ręce, ale nie zdążyła nawet zobaczyć co to kiedy stanęło w płomieniach.
-Zaklęcie osłabiające, jak mogłem...
Wycedził i rzucił zgliszczami o ścianę.
-Co się....
Zaczęła, ale przerwał jej machnięciem ręki.
-Dodali i dzisiaj do jedzenia proszku z zaklęciem osłabiającym, to dlatego ktoś był w stanie przejąć nademną chwilową kontrolę.
Zmarszczyła brwi.
-Jak można zrobić coś takiego?
Wzruszył ramionami, nienawidził samej myśli o ty, że ktoś mógłby być w jego głowie.
-Magia. - Posłał jej mało przekonujący półuśmiech.- Teraz będę usiał już iść, muszę poszukać Timorii, może ona będzie więcej wiedziała na ten temat.
Wstała, przypadkowo zginając nadgarstek i przygryzła policzek, chciałaby żeby ta opuchlizna i cokolwiek ją spowodowało zniknęły. Właściwie....
-Loki?
Odwrócił się, był już w połowie drogi do drzwi.
-Tak?
Niepewnie podniósła na niego wzrok. Nie, nie powinna go o to prosić, to nie było....to było ważne, możliwość poruszania ręką i ramionami bez bólu były ważne.
Wzięła głęboki wdech.
-Zastanawiała się czy....czy może mógłbyś...
Uniósł jedną brew.
-Czy mógłbym?....Mów trochę głośniej.
-Czy może mógłbyś zrobić z moją ręką to co wcześniej z....
-Rozumiem, i tak, oczywiście.
Podeszła do niego. Wymamrotał coś i cały ból zniknął.
-Dziękuję.
Powiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
-Proszę bardzo. I...
Spojrzała na niego pytająco.
-Nieważne.
Znów zmienił się w Odyna i wyszedł.
Dopiero po tym jak zamknął drzwi i był już pewien, że ona go nie usłyszy dokończył zdanie.
-I przykro mi z powodu twojej rodziny.


Notka od autorki:
Tak, znowu w sentymentalnym nastroju.
Zdecydowałam, że moim bohaterom należy się od czasu do czasu jakiś uśmiech.
Oprócz Polemosa, ale to zemsta osobista, za zdzieranie mi gardła przez kilka dobrych tygodni(Long story).

Wesołego nowego roku!
Jessica/Chiara
Ps. Nie mogę wymyślić imienia ojcu Timorii i Polemosa, gdyby koś miał jakieś sugestie byłabym wdzięczna :-)

3 komentarze:

  1. Bardzo interesujący rozdział. Hymm... Zastanawiam się, co Ty kombinujesz. Kto chce próbuje dostać się do Lokiego (lub Jennyfair)?
    Trochę sentymentów jeszcze nikomu nie zaszkodziło i podobała mi się scena z odcinaniem palców XD
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
  2. No sentymentalnie, oj tak.Ale rozdział bardzo mi się podobał, były ładne, rozbudowane opisy. Jennyfair już sie powoli zaczyna przyzwyczajać do nowej sytuacji. Loki taki cudowny :D
    Scena z Polemosem była świetna, bardzo mi się podobała, była taka nieoczekiwana. Oczywiście czekam na dalszy ciąg, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładny rozdział, rozczuliłam się. Loki sprawia, że robi mi się gorąco... ja zawsze zresztą. Pełno pięknych opisów, dobrze poprowadzone dialogi. :) Cóż, jestem miło zaskoczona. Oby tak dalej i oczywiście czekam na kolejny. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń