Rozdział
10
Jennyfair
powoli zamrugała i otworzyła oczy. Poczuła ostry ból po lewej
stronie głowy, podniosła rękę i lekko dotknęła miejsca z
którego emanował ból, syknęła cicho kiedy dotknęła rozcięcia.
Spróbowała
się podnieść, ale nie uniosła się nawet kilku centymetrów, a
przed oczami natychmiast zaczęły latać jej mroczki, z rezygnacją
opadła z powrotem na materac. Znowu spróbowała się podnieść,
ale czyjaś chłodna dłoń pewnym ruchem ją przytrzymała.
-Lepiej
nie, jeszcze znowu stracisz przytomność.
Obróciła
głowę. Loki.
Fala
adrenaliny jaka ją uderzyła, sprawiła, że momentalnie odzyskała
siły życiowe. Odepchnęła jego rękę, która z zaskakującą
łatwością ustąpiła, odsunęła się na najbardziej odległy
kraniec łóżka i spojrzała na niego z wytrzeszczonymi ze strachu
oczami.
Przekrzywił
głowę jakby czegoś nie rozumiał i zaczął się zbliżać.
Żuciła
szybkie spojrzenie w stronę drzwi, nie było szansy żeby zdążyła
tam dobiec zanim by ją złapał, a poza tym, drzwi wciąż mogły
być zamknięte. Podciągnęła kolana pod brodę, otoczyła je
ramionami i pochyliła głowę, formując ze swojego ciała coś na
kształt ochronnej kulki. Przez kilka krótkich chwil, które
wydawały jej się znacznie dłuższe, wsłuchiwała się w jego
kroki i przyspieszone bicie własnego serca.
Potem
poczuła dłoń pomiędzy swoi karkiem a plecami.
-Jennyfair...
Wzdrygnęła
się i jeszcze mocniej zacisnęła powieki.
-Nie
dotykaj mnie!
Wrzasnęła
gwałtowne odsuwając się.
Patrząc
na nią ze zdziwieniem i odrobiną niepokoju delikatnie złapał ja
za część ramion tórz nad łokciami, czyli tam gdzie akurat nie
miała siniaków. Przyciągnął ją bliżej, zmuszając do wstania,
wzmacniając trochę chwyt, żeby zapobiec jej próbom wyrwania się.
-Spokojnie,
powiedz mi tylko co się tu stało? Kto ci to zrobił?
To
trochę ją zdziwiło, po co zadawał to pytanie? Przecież doskonale
to wiedział, to że po prostu chciał to usłyszeć. Próbowała się
odezwać, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu., patrzyła tylko
na niego tymi przepełnionymi emocjami oczami.
-Jennyfair?
Ciągle
nic.
Lekko
nią potrząsnął.
To
wystarczyło by znowu prawie była w stanie poczuć to jak udeżał
nią o drzwi.
-Proszę,
przestań...
Wydusiła
z siebie.
Puścił
ją, i zaraz potem sięgnął po jej lewą dłoń. Instynktownie
odsunęła ją, ale był szybszy.
Nie
szarpnął jej ręką jak się spodziewała, tylko powoli zbliżył
ją do siebie i trochę przesunął w górę jej rękaw, wpatrzył
się w jej nadgarstek, posiniaczony i spuchnięty wyglądał
niesymetrycznie w stosunku do reszty jej drobnej ręki.
Delikatnie
przesunął palcem wskazującym po opuchliźnie, miał jeszcze
chłodniejsze ręce niż wcześniej więc było to w pewien sposób
kojące.
-Kto
ci to zrobił?
Nie
stawiał żadnego nacisku na te słowa, brzmiał jak ktoś, kto
naprawdę nic nie wie.
Sama
powoli przestawała rozumieć co się stało. Czy właśnie o to im
wszystkim chodziło!? Żeby w jej umyśle zapanował zamęt, aż
powoli oszaleje!?
Utknęła
tutaj, w świecie, którego nie rozumiała.
-Kto
ci to zrobił?
Ponowił
pytanie wciąż przesuwając palcem po jej nadgarstku.
Wzięła
głęboki oddech, spojrzała mu niepewnie prosto w oczy i powiedziała
tak cicho, że nie zdziwiłaby się gdyby jej nie usłyszał.
-Ty.
****************************************
Polemos
wszedł do domu trzaskając głośno drzwiami i zaczął głośno
przeklinać.
Zaczął
zmierzać w stronę kuchni by zdobyć tam świerze piwo gdy w progu
tego oto pomieszczenia zobaczył swojego ojca.
-Polemos!
Znalazłeś ją!?
Powiedział
czy raczej wykrzyczał swoim grubym, skrzekliwym głosem, czasem
wydawałoby się, że to mieszanka niemożliwa, jednak ten człowiek
dokonał niemożliwego.
-Znalazłem,
ale nam nie pomoże, zrobiłem wszystko byłem nawet cholernie
milusi.
Skrzywił
się jakby się tego wstydził.
Jego
ojciec udeżył pięścią w ścianę.
-Głupia....(słowa
których nie użyję)....mała niewdzięcznica!
Polemos
złapał się oburącz za głowę i wydał z siebie wściekły ryk.
-I
co my teraz do jasnej cholery zrobimy!?!?!?
Starszy
mężczyzna, czerwony na twarzy wciąż mamrotał wściekle
przekleństwa pod adresem córki, kiedy nagle zadzwonił wiszący na
ścianie telefon.
Obaj
zbledli, w końcu ojciec powoli podszedł to telefonu i szybko
szarpnął słuchawką, błagając w duchu, żeby to nie był ten o
którym myślał.
-Halo!?
Zaskrzeczał
do słuchawki.
-Witam.
Odpowiedział
aksamitny głos z drugiej strony.
Od
samego dźwięku zaczął pocić się jak świnia.
-D-dla-cze-g-go
dz-dz-dz-wonisz?
Polemos
już wiedział kto to ,jego ojciec nigdy się nie jąkał, nigdy się
ni bał, bez zastanowienia podniósł drugą słuchawkę, telefonu
leżącego na stole.
-Och,
widzę, ze nasz drogi Polemos dołączył, no cóż panowie, dzwonię
w konkretnym celu, z zapytaniem, czy macie już to o co was prosiłem?
Obaj
zadrżeli.
-Jeszce
nie, pracujemy nad tym.
Powiedział
Polemos starając się nie pozwolić głosu na załamanie się.
-Mam
nadzieję, że jesteście świadomi tego, że zostało wa już tylko
kilka dni, a potem...będziecie musieli zapłacić w inny sposób,
już to mówiłem jednak wątpię byście zapamiętali, a przyda się
wam motywacja. Własny życiem.
-Wiemy
to.
Powiedział
ojciec, drżąc na cały ciele.
-Ach
i jeszcze jedno.- Głos stał się nagle o wiele mroczniejszy.- Co to
był za pomysł z proszeniem Timorii o pomoc?
-My....my
po prostu pomyśleliśmy, że....
-Że?
Że jesteście idiotami, którzy zawarli pakt z którego się nie
wywiążą? Więc poszliście do jedynej posiadającej mózg osoby w
tej rodzinie?- Śmiech.- Ale ona odmówiła, czyż nie?
Polemos
głośno przełknął ślinę.
-Tak
jak myślałem, intrygująca dziewczyna, szkoda byłoby ją w to
mieszać. A więc drodzy panowie, życzę wa udanej misji, jednak nie
byłbym sobą gdyby nie dał wam odpowiedniego ostrzeżenia, gdyby
jeszcze kiedyś przyszło wam do głowy proszenie o pomoc.
-Co....
Polemos
zaczął przerażony.
-Zaraz
się przekonasz.- Warknął głos.- Val, moja droga możesz już
zaczynać.
Wtedy
źrenice Polemosa zwęziły się i rozszeżyły, potem podszedł do
stojaka na noże i wyjął jeden.
Położył
prawą dłoń na blacie i przyłożył do niej ostrze, po czym
szybkim ruchem pozbawił się dwóch palców, małego i serdecznego.
Krew trysnęła na blat.
Jego
ojciec wrzasnął i usłyszał śmiech.
-Dziękuje
skarbie, świetnie się spisałaś.
Polemos
upuścił nóż i z przerażeniem spojżał na swoje dzieło.
-Żegnam
panowie, następnym razem będzie gorzej.
Rozłączył
się.
********************************
Loki
wytzrzeszczył na nią oczy.
To
nie było możliwe! Przecież palcem jej nie tknął od momentu w
który obiecał jej, że nie zrobi jej krzywdy.
Ale
jednak, nie pamiętał co się stało, tylko oni byli w pokoju, a ona
wyglądała na przerażoną samym jego widokiem, i chyba nie miałaby
powodów aby go okłamywać.
-Jak
to?
Zapytał
przekrzywiając głowę.
Zamrugała
tylko i nie dała mu żadnej odpowiedzi, zapewne myślała, że sobie
z nią pogrywa.
-Jesteś
pewna, że to byłem ja?
Pokiwała
głową. Było widać, że w tej kwestii nie ma wątpliwości.
Westchnął,
wtedy coś przyszło mu do głowy, mógł to sprawdzić.
Posłał
jej w miarę przekonujący uśmiech. Zamknął jej dłoń w swoich hi
zaczął bawić się jej palcami.
-Widzisz
Jennyfair, nie przypominam sobie, żebym coś ci zrobił, a ty
ustajesz przy tej wersji, więc obawiam się, że będę zmuszony, no
cóż...zajżeć ci we wspomnienia.
Syknęła
z bólu próbując wyrwać mu swój nadgarstek.
-Uważaj.
Powiedział
delikatnie puszczając jej rękę.
Wejść
do jej głowy!? Co to miało oznaczać? W tej chwili zupełnie u nie
ufała, jak miałaby wpuścić taką osobę do własnej głowy?
-Nie
jestem pewna czy to dob...
-Ćśś...To
nie będzie bolało.
Chyba,
dodał w myślach, zrobił to tylko kilka razy a sam nigdy tego nie
odczuł.
Chciała
odmówić, ale bała się co by wtedy zrobił, z resztą chyba nie
miała w tym temacie wyboru.
Niepewnie
pokiwała głową. Uśmiechnął się i gestem wskazał jej żeby z
powrotem usiadła, zajął miejsce koło niej i odwrócił się tak
by bez problemów (oprócz tych związanych z całkiem sporą różnicą
wzrostu) móc patrzeć jej w oczy.
Uśmiechnął
się uspokajająco i przyłożył dwa palce do jej skroni. Drugą
rękę wyciągnął przed siebie.
Posłała
mu pytające spojrzenie.
-Możesz
chcieć się czegoś złapać, osoby, którym wcześniej zaglądałem
we wspomnienia mówiły, że to dość dziwne uczucie.
Zbliżyła
swoją prawą dłoń ledwo muskając jego rękaw.
Zamknęła
oczy.
-Ach,
i Jennnyfair? Spróbuj się rozluźnić.
Wyszeptał
coś i wtedy się zaczęło. Najpierw zrobiło jej się strasznie
zimno, a potem czuła jakby spadała, instynktownie zacisnęła palce
na jego przedramieniu aby uzyskać punkt oparcia.
Aż
zaczęło się uczucie, którego nie umiałaby opisać, nie było
bolesne, ale zdecydowanie nieprzyjemne.
*************************************
Loki
bez trudu znalazł wspomnienie o które mu chodziło, w końcu było
jeszcze całkiem świerze, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Oto
na własnych oczach zachowywał się jak szaleniec, był w stanie
wyczuć jej przerażenie w tym wspomnieniu. Coś przykuło jego
uwagę, kiedy wypowiadał jej imię, jego głos zrobił się
nienaturalnie dla niego wysoki, ponieważ to nie był jego głos.
Nie
znał go, ale z pewnością należał do jakiejś kobiety.
Ktoś
musiał przejąć jego ciało, tylko jak? Przecież żucił na siebie
tyle zaklęć obronnych, nikt nie powinien być w stanie wejść do
jego umysłu, czy zawładnąć ciałem, ten ktoś musiał mieć
wielką moc, albo jakoś go osłabić.
Już
chciał wyjść z jej umysłu, kiedy coś przyszło mu do głowy,
mógłby coś sprawdzić, ciekawe co nią kierowało, jakie emocje,
kiedy poprosiła go o pomoc.
Próbował
znaleźć wspomnienie, ale wpadł w jakiś wir.
Najpierw
zobaczył całkiem wesołą scenę. Jennyfair siedziała na jakiejś
kamiennej ławce, przed jakimś prowizorycznym, małym domem,
naprzeciwko wyższego chłopaka, był do niej bardzo podobny, pewnie
jej starszy brat. Powiedział coś co sprawiło, że potrząsnęła
głowę śmiejąc się, jej białe włosy były rozpuszczone i była
ubrana w coś co przypominało koszulę nocną, pewnie było około
poranka, ale nie mógł stwierdzić na pewno, ponieważ w
Svrtefheimie zawsze było tak samo, ten sam półmrok.
Potem
pojawiło się dwoje dorosłych, pewnie jej rodzice, tak na pewno,
Jennyfair była jak młodsza fotokopia tej kobiety.
Urocza
rodzinka, stwierdził, potem z domu niezdarnie wybiegł mały
chłopiec, mógł mieć cztery, może pięć lat. Nie świadomie
uśmiechnął się, to była najnormalniejsza rodzina jaką widział
od...bardzo dawna. Jennyfair żeczywiście była nieśmiała, ale to
były zdrowe relacje. Wtedy poczuł nagłe ukłucie bólu gdzieś
bardzo głęboko w sobie, ta rodzina nie przeżyje następnego roku,
nawet to dziecko. To nie było w porządku, to dziecko powinno
jeszcze żyć! Jeszcze nic w życiu nie zdążyło zrobić. To
takie...
Zaraz
co on do cholery robił!? Powinien teraz zająć się prawdziwym
problemem, ktoś przejął jego ciało! Teraz nie czas na sentymenty.
Wyszedł
ze świata jej wspomnień i oddalił palce od jej skroni.
Usłyszał
jak wypuściła powietrze z płuc i rozluźniła chwyt na jego
przedramieniu.
Natychmiast
wstał i ruszył w stronę drzwi.
-Nie
ruszaj się stąd.
Zmienił
się w Odyna i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Jennyfair
nie wiedziała ile to trwało, chyba dość krótko. Tak czy inaczej
można powiedzieć, że wzięła jego słowa bardzo dosłownie i przez
cały czas zupełnie się nie poruszyła.
Wrócił
trzymając coś w ręce, ale nie zdążyła nawet zobaczyć co to
kiedy stanęło w płomieniach.
-Zaklęcie
osłabiające, jak mogłem...
Wycedził
i rzucił zgliszczami o ścianę.
-Co
się....
Zaczęła,
ale przerwał jej machnięciem ręki.
-Dodali
i dzisiaj do jedzenia proszku z zaklęciem osłabiającym, to dlatego
ktoś był w stanie przejąć nademną chwilową kontrolę.
Zmarszczyła brwi.
-Jak
można zrobić coś takiego?
Wzruszył
ramionami, nienawidził samej myśli o ty, że ktoś mógłby być w
jego głowie.
-Magia.
- Posłał jej mało przekonujący półuśmiech.- Teraz będę usiał
już iść, muszę poszukać Timorii, może ona będzie więcej
wiedziała na ten temat.
Wstała,
przypadkowo zginając nadgarstek i przygryzła policzek, chciałaby
żeby ta opuchlizna i cokolwiek ją spowodowało zniknęły.
Właściwie....
-Loki?
Odwrócił
się, był już w połowie drogi do drzwi.
-Tak?
Niepewnie
podniósła na niego wzrok. Nie, nie powinna go o to prosić, to nie
było....to było ważne, możliwość poruszania ręką i ramionami bez
bólu były ważne.
Wzięła
głęboki wdech.
-Zastanawiała
się czy....czy może mógłbyś...
Uniósł
jedną brew.
-Czy
mógłbym?....Mów trochę głośniej.
-Czy
może mógłbyś zrobić z moją ręką to co wcześniej z....
-Rozumiem,
i tak, oczywiście.
Podeszła
do niego. Wymamrotał coś i cały ból zniknął.
-Dziękuję.
Powiedziała
z nieśmiałym uśmiechem.
-Proszę
bardzo. I...
Spojrzała
na niego pytająco.
-Nieważne.
Znów
zmienił się w Odyna i wyszedł.
Dopiero
po tym jak zamknął drzwi i był już pewien, że ona go nie
usłyszy dokończył zdanie.
-I
przykro mi z powodu twojej rodziny.
Notka od autorki:
Tak, znowu w sentymentalnym nastroju.
Zdecydowałam, że moim bohaterom należy się od czasu
do czasu jakiś uśmiech.
Oprócz Polemosa, ale to zemsta osobista, za zdzieranie
mi gardła przez kilka dobrych tygodni(Long story).
Wesołego nowego roku!
Jessica/Chiara
Ps. Nie mogę wymyślić imienia ojcu Timorii i
Polemosa, gdyby koś miał jakieś sugestie byłabym wdzięczna :-)
Bardzo interesujący rozdział. Hymm... Zastanawiam się, co Ty kombinujesz. Kto chce próbuje dostać się do Lokiego (lub Jennyfair)?
OdpowiedzUsuńTrochę sentymentów jeszcze nikomu nie zaszkodziło i podobała mi się scena z odcinaniem palców XD
Pozdrawiam,
Viv
No sentymentalnie, oj tak.Ale rozdział bardzo mi się podobał, były ładne, rozbudowane opisy. Jennyfair już sie powoli zaczyna przyzwyczajać do nowej sytuacji. Loki taki cudowny :D
OdpowiedzUsuńScena z Polemosem była świetna, bardzo mi się podobała, była taka nieoczekiwana. Oczywiście czekam na dalszy ciąg, pozdrawiam :)
Bardzo ładny rozdział, rozczuliłam się. Loki sprawia, że robi mi się gorąco... ja zawsze zresztą. Pełno pięknych opisów, dobrze poprowadzone dialogi. :) Cóż, jestem miło zaskoczona. Oby tak dalej i oczywiście czekam na kolejny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń