środa, 31 grudnia 2014

Bonus 2

Bonus 2

Może jeszcze kogoś coś obchodzi...
Wiek postaci:
Timoria- 12
Loki- 14

-Ty głupia, mała bezwartościowa zdziro!
Zamknęła oczy i czekała na udeżenie, było jeszcze mocniejsze niż się spodziewała i natychmiast posłało ją na ziemię.
Potem poczuła dwie pary nóg kopiące ją z całej siły, zasłoniła głowę ramionami.
Znowu to samo kopniaki, udeżenia, przekleństwa rzucane pod jej adresem.
Potem coś spadło na nią i rozbiło się na miliony kawałków, kalecząc jej skórę. Ból był okropny.
Nie, nie będzie krzyczeć, nie będzie płakać, nie da im tej satysfakcji.
Znowu coś się rozbiło, tym razem na jej głowie, powoli przestawała czuć i zapadła się w ciemność.

***********************

Obudziła się, od razu przeszył ją ból, leżała na brzuchu, na podłodze z policzkiem przy ziemi. Z trudem używając pokaleczonych rąk i kolan podniosła się, był już ciemno, jej ojca ani brata nigdzie nie było.
Jęcząc z bólu pokuśtykała do łazienki przytrzyując się ściany, spojrzała w lustro.
Tym razem było jeszcze gorzej niż zwykle, tego nie będzie mogla ukryć, prawie cała jej twarz była pokryta siniakami, a w jej prawym policzku utknął mały kawałek szkła,ostrożnie drżącymi palcami wyciągnęła go, do oczu napłynęły jej łzy.
Nie! Nie będzie płakała, przecież właśnie to sobie przysięgła.
Ściągnęła sukienkę przez głowę, wcale nie było lepiej, dzisiaj zupełnie stracili kontrolę.
Odkaszlnęła i splunęła krwią.
Przed oczami znowu zrobiło jej się ciemno potrzebowała pomocy i była tylko jedna osoba, która przychodziła jej do głowy.
*************************

Loki leżał na swoim łużku z książką opartą o brzuch. Był środek nocy, ale mało go to obchodziło, nigdy długo nie spał.
Wtedy usłyszał pukanie do drzwi, wstał. Kto mógł tu przyjść o tej godzinie?
-Loki?
Usłyszał zachrypnięty głos....Timoria?
-Loki, proszę. Potrzebuję twojej pomocy * kaszel *.
Szybko podszedł i zaniepokojony otworzył drzwi.
To co zobaczył go przeraziło. Timoria, miała posiniaczoną, opuchniętą twarz, z jakimiś drobnymi rozcięciami, była ubrana tylko w krótką koszulę nocną, która odsłaniała jej posiniaczone ramiona i nogi, jedna z nich była jakoś dziwnie wygięta, dziewczyna ledwo trzymała się a nogach przytrzymując się ściany przy drzwiach.
Szybko wciągnął ją do środka, zamknął drzwi i doprowadził ją do najbliższego fotela.
-Zostań tu, pójdę po uzdrowicieli...
-Nie.
Spojrzał na nią z zaskoczeniem.
-Musisz..
-Nie mogę. Nie mogą się dowie..
Znowu zczęłą kaszleć przykładając dłoń do ust, kiedy ją odsunęła była na niej krew.
Loki przykląkł przy fotelu i wziął jej twarz w obie dłonie.
-Oddychaj, w porządku, nie pujdę, tylko oddychaj.
Czuł, że zaraz zacznie panikować, nigdy nie był w takiej sytuacji.
Była jego przyjaciółką, jedyną prawdziwą, zależało mu na niej, a teraz cierpiała i to bardzo, ale nie chciała dać sobie pomóc.
A co jeśli ona umże?
Odezwał się grobowy głos w jego głowie.
Nie! Cholera Loki Odynsonie! Teraz nie możesz panikować!
Określmy sytuację, miał tutaj posiniaczoną, pokaleczoną przyjaciółkę z uszkodzoną nogą i najprawdopodobnie jakimś urazem wewnętrznym.
Powinna iść do uzdrowicieli, ale z jakichś powodów nie chciała.
-Timoria, mogę spróbować ci pomóc, ale dopiero niedawno nauczyłem się tego zaklęcia, więc nie wiem, czy zadziała. Jeśli mi się to nie uda, to wybacz, ale będę musiał iść do uzdrowicieli.
Coś powiedziała, ale w koncentracji nad czym innym nie zrozumiał jej słów. Mocno zacisnął powieki i zaczął mówić coś w niezrozumiałym języku.
Otworzył oczy i przyjrzał się jej twarzy, kilka siniaków i rozcięć zniknęło, ale to wciąż było zbyt mało. Powtórzył to samo jeszcze kilka razy, nie za każdym się udawało. Czuł się zmęczony, zaklęcia były wycięczające.
Znowu otworzył usta, ale powstrzymała go kładąc u rękę na ramieniu.
-Wystarczy Loki, dziękuję za pomoc.
Nie rozumiał jak jej głos mógł być taki spokojny, jakby to jej nie przerażało, jakby była do czegoś takiego przyzwyczajona.
Wyglądała o wiele lepiej na jej policzku został jeszcze średniej wielkości siniak, oraz kilka na ramionach i nogach, ale większość jej twarzy wyglądała normalnie, jej noga nie była już nienaturalnie wykrzywiona i przestała kaszleć krwią.
-To co zostało mogę zapudrować, a długie sukienki załatwiają resztę.
Wstała.
-Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
Zanim zdążyła nawet zrobić kilku kroków, kiedy złapał ją za przedramię i odwrócił w swoją stronę.
-I naprawdę myślałaś, że teraz tak po prostu pozwoliłbym ci wyjść?
Uśmiechnęła się smutno.
-Szczerze? Nie, ale miałam nadzieję. To mój problem, którym nie powinieneś się martwić.
Pokręcił głową i powiedział z ironią:
-Właśnie przyszłaś tu w stanie prosto z koszmaru i oczekujesz, że nie będę się tym martwił?
-Nie powinieneś, ponieważ to cię nie dotyczy.
Znowu pokręcił głową i lekko popchnął ją zmuszając do powrotnego opadnięcia na fotel.
Sam przyciągnął sobie krzesło sprzed biurka i usiadł naprzeciwko.
-To czy mnie dotyczy czy nie to moja decyzja! A decyduję, że tak jest.
Westchnęła z rezygnacją.
-Mówiłam ci już kiedyś jaki jesteś uparty?
-Nawzajem. A teraz powiesz i w końcu co ci się stało?
Założyła ręce na piersi.
-Wydaje mi się, że nie trudno się domyślić, że mój stan nie był dziełem przypadku.
Posłał jej ponaglające, ostre spojrzenie.
-Proszę, przestań omijać temat i powiedz mi czyim dokładnie było to dziełem?
W myślach już postanowił, ze ktokolwiek to był nie wyjdzie z tego cało.
Przymknęła oczy i pokręciła głową.
-Naprawdę nie chcę cię w to dalej wciągać.
Pochylił się do przodu świdrując ją wzrokiem.
-Wiesz oczywiście, że jestem w stanie siedzieć i wypytywać cię przez następne godziny.
Właściwie, dlaczego nie miałaby mu powiedzieć, dlaczego ich kryła? Bo i tak nie będzie w stanie pomóc. Ale wiedziała, że jeśli w końcu komuś to powie, komuś, komu przynajmniej wydawało się zależeć, to może poczuje się lepiej.
Wzięła głęboki oddech.
-Wie, że jesteś do tego zdolny.
Uniósł jedną brew.
-Więc?
-Polemos i mój ojciec.
Natychmiast wbiła w niego wzrok, czekając na reakcję.
To co usłyszał udeżyło go. Widział, że jej brat i ojciec byli brutalami, ale nigdy nie podejżewałby, że byliby w stanie doprowadzić ją do takiego stanu. Nie podejżewał, że to oni są powodem dla którego często niemal niezauważalnie krzywiła się. Nie wiedział, że to był powód smutku ukrywającego się głęboko w jej zawsze skoncentrowanych, na pozór spokojnych oczach.
-Od jak dawna?
Spuściła wzrok na swoje kolana.
-Od zawsze.
Pamiętał ich pierwsza rozmowa. ,,Jego metody wychowawcze są jeszcze bardziej orygialne”.
Przyciągnął do siebie przyjaciółkę mocno ją obejmując, niezręcznie odwzajemniła uścisk.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Zapytał pełnym przejęcia głosem. Wyplątała się z jego uścisku i odsunęła się patrząc w przestrzeń.
-Nikogo nigdy to nie obchodziło kiedy byłam mała. To całkiem proste, ludzi nie obchodzą nieszczęścia innych, jeśli ich zakończenie nie przyniesie im korzyści.
-Mnie to obchodzi.
Nie wydawało jej się żeby kłamał.
-Dlaczego?
Rozłożył ręce i lekko się uśmiechnął.
-Czy nie od tego są przyjaciele?
Nie rozmawiali o ty często w najbliższym czasie, ale oboje wiedzieli chociaż żadne z nich nie powiedziało tego wtedy na głos, że kiedyś ci dwaj jej za to wszystko zapłacą.
Odwzajemniła uśmiech, czuła się lepiej z myślą, że może w tym samolubnym, snobistycznym świecie są osoby, które naprawdę coś obchodzi, przynajmniej teraz miała jedną.


Notka od autorki:
Timoria nie pojawiła się ostatnimi czasy, więc napisałam to gdy mnie wena naszła.
Jeszcze raz szczęśliwego nowego roku!
Jessica/Chiara

Rozdział 10

Rozdział 10

Jennyfair powoli zamrugała i otworzyła oczy. Poczuła ostry ból po lewej stronie głowy, podniosła rękę i lekko dotknęła miejsca z którego emanował ból, syknęła cicho kiedy dotknęła rozcięcia.
Spróbowała się podnieść, ale nie uniosła się nawet kilku centymetrów, a przed oczami natychmiast zaczęły latać jej mroczki, z rezygnacją opadła z powrotem na materac. Znowu spróbowała się podnieść, ale czyjaś chłodna dłoń pewnym ruchem ją przytrzymała.
-Lepiej nie, jeszcze znowu stracisz przytomność.
Obróciła głowę. Loki.
Fala adrenaliny jaka ją uderzyła, sprawiła, że momentalnie odzyskała siły życiowe. Odepchnęła jego rękę, która z zaskakującą łatwością ustąpiła, odsunęła się na najbardziej odległy kraniec łóżka i spojrzała na niego z wytrzeszczonymi ze strachu oczami.
Przekrzywił głowę jakby czegoś nie rozumiał i zaczął się zbliżać.
Żuciła szybkie spojrzenie w stronę drzwi, nie było szansy żeby zdążyła tam dobiec zanim by ją złapał, a poza tym, drzwi wciąż mogły być zamknięte. Podciągnęła kolana pod brodę, otoczyła je ramionami i pochyliła głowę, formując ze swojego ciała coś na kształt ochronnej kulki. Przez kilka krótkich chwil, które wydawały jej się znacznie dłuższe, wsłuchiwała się w jego kroki i przyspieszone bicie własnego serca.
Potem poczuła dłoń pomiędzy swoi karkiem a plecami.
-Jennyfair...
Wzdrygnęła się i jeszcze mocniej zacisnęła powieki.
-Nie dotykaj mnie!
Wrzasnęła gwałtowne odsuwając się.
Patrząc na nią ze zdziwieniem i odrobiną niepokoju delikatnie złapał ja za część ramion tórz nad łokciami, czyli tam gdzie akurat nie miała siniaków. Przyciągnął ją bliżej, zmuszając do wstania, wzmacniając trochę chwyt, żeby zapobiec jej próbom wyrwania się.
-Spokojnie, powiedz mi tylko co się tu stało? Kto ci to zrobił?
To trochę ją zdziwiło, po co zadawał to pytanie? Przecież doskonale to wiedział, to że po prostu chciał to usłyszeć. Próbowała się odezwać, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu., patrzyła tylko na niego tymi przepełnionymi emocjami oczami.
-Jennyfair?
Ciągle nic.
Lekko nią potrząsnął.
To wystarczyło by znowu prawie była w stanie poczuć to jak udeżał nią o drzwi.
-Proszę, przestań...
Wydusiła z siebie.
Puścił ją, i zaraz potem sięgnął po jej lewą dłoń. Instynktownie odsunęła ją, ale był szybszy.
Nie szarpnął jej ręką jak się spodziewała, tylko powoli zbliżył ją do siebie i trochę przesunął w górę jej rękaw, wpatrzył się w jej nadgarstek, posiniaczony i spuchnięty wyglądał niesymetrycznie w stosunku do reszty jej drobnej ręki.
Delikatnie przesunął palcem wskazującym po opuchliźnie, miał jeszcze chłodniejsze ręce niż wcześniej więc było to w pewien sposób kojące.
-Kto ci to zrobił?
Nie stawiał żadnego nacisku na te słowa, brzmiał jak ktoś, kto naprawdę nic nie wie.
Sama powoli przestawała rozumieć co się stało. Czy właśnie o to im wszystkim chodziło!? Żeby w jej umyśle zapanował zamęt, aż powoli oszaleje!?
Utknęła tutaj, w świecie, którego nie rozumiała.
-Kto ci to zrobił?
Ponowił pytanie wciąż przesuwając palcem po jej nadgarstku.
Wzięła głęboki oddech, spojrzała mu niepewnie prosto w oczy i powiedziała tak cicho, że nie zdziwiłaby się gdyby jej nie usłyszał.
-Ty.
****************************************

Polemos wszedł do domu trzaskając głośno drzwiami i zaczął głośno przeklinać.
Zaczął zmierzać w stronę kuchni by zdobyć tam świerze piwo gdy w progu tego oto pomieszczenia zobaczył swojego ojca.
-Polemos! Znalazłeś ją!?
Powiedział czy raczej wykrzyczał swoim grubym, skrzekliwym głosem, czasem wydawałoby się, że to mieszanka niemożliwa, jednak ten człowiek dokonał niemożliwego.
-Znalazłem, ale nam nie pomoże, zrobiłem wszystko byłem nawet cholernie milusi.
Skrzywił się jakby się tego wstydził.
Jego ojciec udeżył pięścią w ścianę.
-Głupia....(słowa których nie użyję)....mała niewdzięcznica!
Polemos złapał się oburącz za głowę i wydał z siebie wściekły ryk.
-I co my teraz do jasnej cholery zrobimy!?!?!?
Starszy mężczyzna, czerwony na twarzy wciąż mamrotał wściekle przekleństwa pod adresem córki, kiedy nagle zadzwonił wiszący na ścianie telefon.
Obaj zbledli, w końcu ojciec powoli podszedł to telefonu i szybko szarpnął słuchawką, błagając w duchu, żeby to nie był ten o którym myślał.
-Halo!?
Zaskrzeczał do słuchawki.
-Witam.
Odpowiedział aksamitny głos z drugiej strony.
Od samego dźwięku zaczął pocić się jak świnia.
-D-dla-cze-g-go dz-dz-dz-wonisz?
Polemos już wiedział kto to ,jego ojciec nigdy się nie jąkał, nigdy się ni bał, bez zastanowienia podniósł drugą słuchawkę, telefonu leżącego na stole.
-Och, widzę, ze nasz drogi Polemos dołączył, no cóż panowie, dzwonię w konkretnym celu, z zapytaniem, czy macie już to o co was prosiłem?
Obaj zadrżeli.
-Jeszce nie, pracujemy nad tym.
Powiedział Polemos starając się nie pozwolić głosu na załamanie się.
-Mam nadzieję, że jesteście świadomi tego, że zostało wa już tylko kilka dni, a potem...będziecie musieli zapłacić w inny sposób, już to mówiłem jednak wątpię byście zapamiętali, a przyda się wam motywacja. Własny życiem.
-Wiemy to.
Powiedział ojciec, drżąc na cały ciele.
-Ach i jeszcze jedno.- Głos stał się nagle o wiele mroczniejszy.- Co to był za pomysł z proszeniem Timorii o pomoc?
-My....my po prostu pomyśleliśmy, że....
-Że? Że jesteście idiotami, którzy zawarli pakt z którego się nie wywiążą? Więc poszliście do jedynej posiadającej mózg osoby w tej rodzinie?- Śmiech.- Ale ona odmówiła, czyż nie?
Polemos głośno przełknął ślinę.
-Tak jak myślałem, intrygująca dziewczyna, szkoda byłoby ją w to mieszać. A więc drodzy panowie, życzę wa udanej misji, jednak nie byłbym sobą gdyby nie dał wam odpowiedniego ostrzeżenia, gdyby jeszcze kiedyś przyszło wam do głowy proszenie o pomoc.
-Co....
Polemos zaczął przerażony.
-Zaraz się przekonasz.- Warknął głos.- Val, moja droga możesz już zaczynać.
Wtedy źrenice Polemosa zwęziły się i rozszeżyły, potem podszedł do stojaka na noże i wyjął jeden.
Położył prawą dłoń na blacie i przyłożył do niej ostrze, po czym szybkim ruchem pozbawił się dwóch palców, małego i serdecznego. Krew trysnęła na blat.
Jego ojciec wrzasnął i usłyszał śmiech.
-Dziękuje skarbie, świetnie się spisałaś.
Polemos upuścił nóż i z przerażeniem spojżał na swoje dzieło.
-Żegnam panowie, następnym razem będzie gorzej.
Rozłączył się.
********************************

Loki wytzrzeszczył na nią oczy.
To nie było możliwe! Przecież palcem jej nie tknął od momentu w który obiecał jej, że nie zrobi jej krzywdy.
Ale jednak, nie pamiętał co się stało, tylko oni byli w pokoju, a ona wyglądała na przerażoną samym jego widokiem, i chyba nie miałaby powodów aby go okłamywać.
-Jak to?
Zapytał przekrzywiając głowę.
Zamrugała tylko i nie dała mu żadnej odpowiedzi, zapewne myślała, że sobie z nią pogrywa.
-Jesteś pewna, że to byłem ja?
Pokiwała głową. Było widać, że w tej kwestii nie ma wątpliwości.
Westchnął, wtedy coś przyszło mu do głowy, mógł to sprawdzić.
Posłał jej w miarę przekonujący uśmiech. Zamknął jej dłoń w swoich hi zaczął bawić się jej palcami.
-Widzisz Jennyfair, nie przypominam sobie, żebym coś ci zrobił, a ty ustajesz przy tej wersji, więc obawiam się, że będę zmuszony, no cóż...zajżeć ci we wspomnienia.
Syknęła z bólu próbując wyrwać mu swój nadgarstek.
-Uważaj.
Powiedział delikatnie puszczając jej rękę.
Wejść do jej głowy!? Co to miało oznaczać? W tej chwili zupełnie u nie ufała, jak miałaby wpuścić taką osobę do własnej głowy?
-Nie jestem pewna czy to dob...
-Ćśś...To nie będzie bolało.
Chyba, dodał w myślach, zrobił to tylko kilka razy a sam nigdy tego nie odczuł.
Chciała odmówić, ale bała się co by wtedy zrobił, z resztą chyba nie miała w tym temacie wyboru.
Niepewnie pokiwała głową. Uśmiechnął się i gestem wskazał jej żeby z powrotem usiadła, zajął miejsce koło niej i odwrócił się tak by bez problemów (oprócz tych związanych z całkiem sporą różnicą wzrostu) móc patrzeć jej w oczy.
Uśmiechnął się uspokajająco i przyłożył dwa palce do jej skroni. Drugą rękę wyciągnął przed siebie.
Posłała mu pytające spojrzenie.
-Możesz chcieć się czegoś złapać, osoby, którym wcześniej zaglądałem we wspomnienia mówiły, że to dość dziwne uczucie.
Zbliżyła swoją prawą dłoń ledwo muskając jego rękaw.
Zamknęła oczy.
-Ach, i Jennnyfair? Spróbuj się rozluźnić.
Wyszeptał coś i wtedy się zaczęło. Najpierw zrobiło jej się strasznie zimno, a potem czuła jakby spadała, instynktownie zacisnęła palce na jego przedramieniu aby uzyskać punkt oparcia.
Aż zaczęło się uczucie, którego nie umiałaby opisać, nie było bolesne, ale zdecydowanie nieprzyjemne.
*************************************

Loki bez trudu znalazł wspomnienie o które mu chodziło, w końcu było jeszcze całkiem świerze, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Oto na własnych oczach zachowywał się jak szaleniec, był w stanie wyczuć jej przerażenie w tym wspomnieniu. Coś przykuło jego uwagę, kiedy wypowiadał jej imię, jego głos zrobił się nienaturalnie dla niego wysoki, ponieważ to nie był jego głos.
Nie znał go, ale z pewnością należał do jakiejś kobiety.
Ktoś musiał przejąć jego ciało, tylko jak? Przecież żucił na siebie tyle zaklęć obronnych, nikt nie powinien być w stanie wejść do jego umysłu, czy zawładnąć ciałem, ten ktoś musiał mieć wielką moc, albo jakoś go osłabić.
Już chciał wyjść z jej umysłu, kiedy coś przyszło mu do głowy, mógłby coś sprawdzić, ciekawe co nią kierowało, jakie emocje, kiedy poprosiła go o pomoc.
Próbował znaleźć wspomnienie, ale wpadł w jakiś wir.
Najpierw zobaczył całkiem wesołą scenę. Jennyfair siedziała na jakiejś kamiennej ławce, przed jakimś prowizorycznym, małym domem, naprzeciwko wyższego chłopaka, był do niej bardzo podobny, pewnie jej starszy brat. Powiedział coś co sprawiło, że potrząsnęła głowę śmiejąc się, jej białe włosy były rozpuszczone i była ubrana w coś co przypominało koszulę nocną, pewnie było około poranka, ale nie mógł stwierdzić na pewno, ponieważ w Svrtefheimie zawsze było tak samo, ten sam półmrok.
Potem pojawiło się dwoje dorosłych, pewnie jej rodzice, tak na pewno, Jennyfair była jak młodsza fotokopia tej kobiety.
Urocza rodzinka, stwierdził, potem z domu niezdarnie wybiegł mały chłopiec, mógł mieć cztery, może pięć lat. Nie świadomie uśmiechnął się, to była najnormalniejsza rodzina jaką widział od...bardzo dawna. Jennyfair żeczywiście była nieśmiała, ale to były zdrowe relacje. Wtedy poczuł nagłe ukłucie bólu gdzieś bardzo głęboko w sobie, ta rodzina nie przeżyje następnego roku, nawet to dziecko. To nie było w porządku, to dziecko powinno jeszcze żyć! Jeszcze nic w życiu nie zdążyło zrobić. To takie...
Zaraz co on do cholery robił!? Powinien teraz zająć się prawdziwym problemem, ktoś przejął jego ciało! Teraz nie czas na sentymenty.
Wyszedł ze świata jej wspomnień i oddalił palce od jej skroni.
Usłyszał jak wypuściła powietrze z płuc i rozluźniła chwyt na jego przedramieniu.
Natychmiast wstał i ruszył w stronę drzwi.
-Nie ruszaj się stąd.
Zmienił się w Odyna i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Jennyfair nie wiedziała ile to trwało, chyba dość krótko. Tak czy inaczej można powiedzieć, że wzięła jego słowa bardzo dosłownie i przez cały czas zupełnie się nie poruszyła.
Wrócił trzymając coś w ręce, ale nie zdążyła nawet zobaczyć co to kiedy stanęło w płomieniach.
-Zaklęcie osłabiające, jak mogłem...
Wycedził i rzucił zgliszczami o ścianę.
-Co się....
Zaczęła, ale przerwał jej machnięciem ręki.
-Dodali i dzisiaj do jedzenia proszku z zaklęciem osłabiającym, to dlatego ktoś był w stanie przejąć nademną chwilową kontrolę.
Zmarszczyła brwi.
-Jak można zrobić coś takiego?
Wzruszył ramionami, nienawidził samej myśli o ty, że ktoś mógłby być w jego głowie.
-Magia. - Posłał jej mało przekonujący półuśmiech.- Teraz będę usiał już iść, muszę poszukać Timorii, może ona będzie więcej wiedziała na ten temat.
Wstała, przypadkowo zginając nadgarstek i przygryzła policzek, chciałaby żeby ta opuchlizna i cokolwiek ją spowodowało zniknęły. Właściwie....
-Loki?
Odwrócił się, był już w połowie drogi do drzwi.
-Tak?
Niepewnie podniósła na niego wzrok. Nie, nie powinna go o to prosić, to nie było....to było ważne, możliwość poruszania ręką i ramionami bez bólu były ważne.
Wzięła głęboki wdech.
-Zastanawiała się czy....czy może mógłbyś...
Uniósł jedną brew.
-Czy mógłbym?....Mów trochę głośniej.
-Czy może mógłbyś zrobić z moją ręką to co wcześniej z....
-Rozumiem, i tak, oczywiście.
Podeszła do niego. Wymamrotał coś i cały ból zniknął.
-Dziękuję.
Powiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
-Proszę bardzo. I...
Spojrzała na niego pytająco.
-Nieważne.
Znów zmienił się w Odyna i wyszedł.
Dopiero po tym jak zamknął drzwi i był już pewien, że ona go nie usłyszy dokończył zdanie.
-I przykro mi z powodu twojej rodziny.


Notka od autorki:
Tak, znowu w sentymentalnym nastroju.
Zdecydowałam, że moim bohaterom należy się od czasu do czasu jakiś uśmiech.
Oprócz Polemosa, ale to zemsta osobista, za zdzieranie mi gardła przez kilka dobrych tygodni(Long story).

Wesołego nowego roku!
Jessica/Chiara
Ps. Nie mogę wymyślić imienia ojcu Timorii i Polemosa, gdyby koś miał jakieś sugestie byłabym wdzięczna :-)

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 9

Rozdział 9
Jennyfair nerwowo bawiła się palcami, była pewna, że zaraz pozbawi się naskórka przy paznokciach, ale nie mogła przestać, siedziała na łóżku z nogami podwinientymi w sposób, który sprawiał, że jej już i tak drobna postać wyglądała na jeszcze mniejszą.

Loki Wcześniej chodzący po cały pomieszczeniu, robiąc coś czego zupełnie nie zrozumiała, ale to było jeszcze w porządku, nawet jeśli jego obecność zawsze wprawiała ją w nerwowość, ale kilka minut temu po prostu usiadł w fotelu naprzeciwko niej i zaczął lustrować ją wzrokiem ale przynajniej kiedy był Loki nie było ,,głosu”.

-Wiesz, zawsze uważałem, że otaczający mnie ludzie za dużo mówią, to było irytujące, potem poznałem ciebie. Jesteś jedna z najmniej rozmownych osób jakie poznałem w ciągu całego mojego życia, a wierz mi żyję długo.

Nie był pierwszą osobą mówiącą jej coś takiego, z czasem się przyzwyczaiła, właściwie był czas, że chciała więcej mówić, ale nigdy nie mogła znaleźć dobrych słów.

-Mogłabyś mi chociaż odpowiedzieć?

Podniosła głowę i spojżała na niego.

-Przepraszam, ja po prostu nie jestem w tym dobra, w rozmowach.

-To zauważyłem. I przestań w Końcu przepraszać.

Powiedział to tonem, który zmusił ją do zastanowień, przecież nie żywił do niej żadnych pozytywnych uczuć, więc po co miałby chcieć z nią rozmawiać?

-Dlaczego nagle chcesz....

Przerwał jej gwałtownie wstając.

-Ponieważ przed chwilą przyszli do mnie jacyś ludzie, jako do Odyna i zaczęli pytać, jak to ja mogłem pozwolić Thorowi wybyć do Midgardu, do swojej miłości, co przerodziło się dość szybko w monolog o ty jaki on cudowny, więc chciałbym posłuchać o czymkolwiek co nie jest Thorem, a ty jesteś jedną z dwóch osób znających moją tożsamość, a Timorii nie mogłem znaleźć.

Pokiwała szybko głową, żeczywiście wyglądał na...zmęczonego.

Zaczęła się zastanawiać jak sformułować jakieś zdanie, albo pytanie.

-Zastanawiasz się pewnie dlaczego tak go nie cierpię? - No i i zrobił to za nią.- Otórz, wiesz jak to jest żyć w czyimś cieniu? Kiedy wszyscy widzą cię tylko jako czyjegoś kogoś?

Na to z pewnością miała odpowiedzieć.

-No, cóż...wszyscy woleli moje rodzeństwo, ale to chyba jasne dlaczego.

Machnął ręką.

-Ale tobie nie przeszkadza chyba bycie w cieniu.

-Nie szczególnie.

-Przez całe życie byłe porównywany! Zawsze ten drugi! Nikogo nie obchodziły moje osiągnięcia, tylko jego!

Ten temat z całą pewnością był drażliwy. Mówił coraz głośniej i głośniej.

-Nawet kiedy ja niby zginąłem bohaterską śmiercią, a on sobie uciekł od odpowiedzialności jaką jest tron, wszyscy podziwiają tylko niego!

Po pewnym czasie mówił tak szybko i głośno, że z trudem w ogóle go rozumiała.

-Loki?

Powiedziała cicho, brak rekcji, dalej krzyczał, to co mówił przestało posiadać jakikolwiek sens, teraz brzmiało już tylko jak brednie szaleńca. Powtórzyła jego imię trochę głośniej, nic.

Jego słowa zaczęły ją przerażać kiedy zaczął opisywać co by zrobił komuś, kogo nawet nie znała, ale z pewnością budził w nim bardzo złe uczucia, w jego oczach pojawiły się jakieś niepokojące iskry, już chyba nawet przestał mówić do niej, po prostu mówił. Zaczął opisywać rzeczy tak przerażające, że miała ochotę zakryć uszy. Potem zaczął się jeszcze śmiać. Tego było zbyt wiele. Wrzasnęła jego imię.

-Loki!

Odwrócił się a wyraz jego twarzy sprawił, że momentalnie pożałowała tego, że w ogóle się odezwała.

-Co!?

Wzdrygnęła się na sam krzyk.

-Przerażasz mnie.

Powiedziała cicho.

Zaczął się do niej zbliżać z tym samym przerażającym wyrazem twarzy, instynktownie odsunęła się jak najdalej mogła.

-Przerażam cię Jennyfair?

Sposób w jaki wypowiedział jej imię, jakimś nienaturalnie wysoki głosem sprawił, że natychmiast wstała i szybko ruszyła w stronę drzwi.

Zalała ja fala zimna.

Były zamknięte.

Powoli odwróciła się, stał tuż przed nią.

Złapał ją mocno za ramiona.

-Ty nic nie rozumiesz!

Nie miała pojęcia co robić, w ciągu całego swojego życia nie widziała kogoś tak wściekłego, nie wiedziała nawet, ze tak silny gniew był możliwy.

-P-przepraszam, ale..

Szarpnął nią w przód i w tył, udeżając nią w zamknięte drzwi i jeszcze mocniej wbijając palce w jej ramiona.

-Mówiłem ze masz przestać!!!

Starała się uspokoić drżenie i spróbować jasno myśleć ale nie umiała.

Położyła delikatnie lewą dłoń na jednej z jego rąk.

-Loki, proszę puść mnie.

Puścił jej ramię tylko po to by złapać jej nadgarstek z jeszcze większą siłą.

Czuła jakby miażdzył jej kości, łzy bólu pojawiły się w końcikach jej oczu.

-Loki, proszę puść mnie, robisz mi krzywdę.

Przycisnął ją do drzwi pochyli się tak, że patrzył jej prosto w oczy.

-Dlaczego powinno mnie to obchodzić?

Chciała z całych sił, żeby to już się skończyło, nie miała pojęcia co zrobiła żeby wywołać w nim ten gniew, ale w tej chwili i tak była zbyt przerażona, żeby móc znaleźć jakiś powód, jedyne co wiedziała to: był wściekły, drwi były zamknięte, miał wyraźną przewagę fizyczną, była przyciśnięta do zamkniętych drzwi, nie miała drogi ucieczki, mógł ją teraz nawet zabić, mógł zrobić co chciał.

-Ponieważ jestem ci potrzebna i...

Znowu uderzył nią o drzwi, kiedy jej głowa w nie udeżyła na chwilę zrobiło jej się ciemno przed oczami, zamrugała patrząc na niego z szokiem.

-I co!?

-Powiedziałeś, że ego nie zrobisz.

Odchylił głowę w tył i się zaśmiał, to był zimny okrutny śmiech.

-Pozwól, że coś ci przypomnę.

Nachylił się tak, że ustami prawie muskał jej ucho.

Była w stanie prawie usłyszeć bicie własnego serca. Wolną ręką postawiła nacisk na jego klatkę piersiową starając się go bezksutecznie odepchnąć. Znowu się zaśmiał.

-Jestem kłamcą.

Wyszeptał je prosto do ucha.

Odwróciła głowę starając się odsunąć.

-Loki, proszę, przestań...

Przesunął drugą rękę z jej ramienia na szyję i lekko zacisnął palce, wciąż nic się nie stało to było jakby ostrzeżenie.

-Jesteś taka naiwna.

Próbowała go kopnąć, tylko trochę zacisnął uścisk, tym razem poczuła pewną zmianę w dostępie do tlenu. Jej klatka piersiowa unosiła się niespokojnie w szybkich płytkich oddechach.

-Nie masz pojęcia, co myślałem, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy...

-Puszczaj mnie!

Krzyknęła z całej siły starając się go odepchnąć.

-Jak sobie życzysz.

Szarpnął nią w bok odsuwając się.

Straciła równowagę i przewróciła się.

Nagle mocno udeżyła coś głową i straciła przytomność.

Loki przez chwilę przyglądał się jej a potem zgiął się w pół i zaczął głośno i gwałtownie kaszleć.

Jakby sam zaczął się dusić.

*************************

Zafarbowane na czerwono włosy dziewczyny zawisły po obu stronach jej twarzy tworząc coś na podobieństwo kurtyny.

Oddychała głęboko, oderwała dłonie od kuli na stole i przyłożyła je do twarzy, tusz do rzęs i eyeliner spływały po jej policzkach, na jej czole pojawił się kropelki potu,a z nosa leciała jej stróżka krwi.

Poczuła dłoń w skórzanej rękawiczce na jej ramieniu.

-Valerie.

Usłyszała ostrzegaczy, aksamitny głos.

Podniosła głowę.

-Nie mogę tego tak długo robić, nie daję rady, nie mam tyle mocy, to zaklęcie mnie wykończy.

Powiedziała zmęczonym głosem.

Widząc stan w jakim była lekko uścisnął jej ramię.

-Dobrze na dziś się spisałaś, możesz już iść.

Wstała na drżących nogach, doszła w ten sposób powoli do łazienki i oparła się ciężko na blacie przed lustrem. Odkręciła zimną wodę i zaczęła raz po raz obryzgiwać nią swoją twarz.

Spojżała na swoje odbicie w lustrze.

Pozbyła się już krwi i części czarnych smug makijażu z twarz, ale i tak widać było, że jest w kiepskim stanie. Ciemne półkola pod jej oczami, była niezdrowo blada, jej usta miały liczne ciemniejsze punkty tak gdzie usunęła trochę naskórka gryząc je, w jej nienaturalnie ciemnych oczach było widać tylko smutek i pustkę.

Nikt nie zgadłby Ile ma lat, wyglądał na o wiele więcej.

*****************

Loki wyprostował się i przestał kaszleć. Rozejżał się po pokoju, jego oczy zatrzymały się na leżącej na podłodze postaci.

Jennyfair.

Co się tu do cholery stało!?

Przykucnął przy niej i lekko potrząsnął jej ramieniem.

Jego wzrok przykuł czerwony ślad na jej nadgarstku, nie długo zmieni się on z pewnością w siniaka a na samym nadgarstku zaczęła pojawiać się opuchlizna.

Miała też małe rozcięcie po prawej stronie czoła, pewnie udeżyła o szafkę.

Przyłożył dłoń do jej szyi, miała puls. Kawałek jej ramienia który nie był zakryty rękawem sukienki, też był czerwony. Zsunął rękaw całkowicie z jej ramienia. Ktoś ścisnął ją tak mocno, że jego paznokcie zostawiły płytkie nacięcia na jej skórze.

Tylko co się tu stało!? Pamiętał, że tu wszedł, zobaczył jak Jennyfair próbowała rozmawiać z własnym odbiciem, potem rozmawiali przez chwilę, potem podszedł do okna i......a co dalej!?

Nie miał pojęcia.

Podniósł dziewczynę bez trudu, była aż zbyt lekka, położył ją na łóżku i usiadł na krawędzi, ona z pewnością będzie wiedziała co się stało.

************************
Notka od autorki:
Wybaczcie, jestem za granicą i dopiero teraz dorwałam się do komputera żeby to opublikować, ponieważ mój dziadek nie ma w Domu WiFi.
Przepraszam, że tak krótko, ale mam mało czasu.
Pozdrawiam.
Jessica/Chiara

wtorek, 9 grudnia 2014

Bonus


                       Bonus

Witam!

No więc rozdział 9 mam prawie skończony więc postaram się jutro wrzucić go do sieci, a chwilowo naszła mnie taka wena, przez sen, który dzisiaj miałam. Być może będę tak od czasu do czasu wrzucać coś z przeszłości bohaterów, tak czy inaczej mam nadzieję, że wam się spodoba!



1.    Jak Timoria i Loki się poznali.


Timoria wydęła usta i znowu zaczęła w znudzeniu bawić się klamrą, którą wyciągnęła z włosów przed chwilą, pozwalając im spokojnie opaść na ramiona.
Nie spotkało się to z aprobatą jej ojca ani brata, ale nie mogli jej przecież teraz uderzyć, w końcu miała wyglądać ,,ślicznie” czy raczej jak lalka. Rano pokojówka umalowała ją jak lalkę, warstwą makijażu, która z pewnością nie powinna się pojawić na twarzy dziesięciolatki , udało jej się zetrzeć trochę z tego z twarzą, ale wciąż wyglądała jak lalka, tylko bardziej znośnie, potem zmusili ją do założeni tej idiotycznej sukienki, pełnej falbanek, koronek i kokardek. Miała ochotę ją spalić.
Polemos i ojciec też się wystroili, a ten pierwszy nawet się umył. I tak wyglądali źle.
Wszyscy wyglądali głupio.
A to wszystko dlatego, że Odyn Wszechojciec ich zaprosił. Czy naprawdę komuś stałaby się krzywda gdyby ubrała się normalnie?
To była już szósta godzina ich podróży, bez żadnej przerwy i bez żadnych rozmów.
-Po co my tam jedziemy?
Zapytała mając na myśli siebie i Polemosa.
-Żeby zrobić dobre wrażenie.
Powiedział z naciskiem jej ojciec.
-A, tak mamy udawać idealną rodzinkę? Żeby przepadkiem nikt się nie dowiedział, co naprawdę się u nas dzieje za zamkniętymi drzwiami?
-Timoria.
Wycedził ostrzegawczo Polemos, miał czternaście lat a jego jedyną aspiracją było stanie się fotokopią ojca, a jedynym zainteresowaniem wojna.
Ojciec odwrócił się w jej stronę posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie.
-Jeśli chociaż ośmielisz się powiedzieć cokolwiek takiego przy…
Spojrzała mu prosto w oczy z nienawiścią jakiej osoba w jej wieku nigdy nie powinna doznać.
-To co!? Znowu rozbijesz okno moją głową!? Spokojnie w Midgardzie uchodziło ci to na sucho! Tu zapewne będzie tak samo!
Złapał ją za włosy i gwałtownie szarpnął jej głową w tył.
-Kiedy tam dojedziemy, będziesz się uśmiechać, będziesz miła dla książąt i grzecznie zagrasz swoją rolę, inaczej pożałujesz. Rozumiesz.
Milczenie, tylko patrzyła mu w oczy z tą samą nienawiścią.
Spoliczkował ją.
-Rozumiesz!?
Mruknęła coś co brzmiało jak tak, wyrwała się i odwróciła się w stronę okna powozu.

                                         *************************

Po kilku godzinach wysiedli z powozu, powitało ich kilku strażników, którzy zaczęli ich prowadzić w stronę złotego pałacu. Polemos ścisnął jej ramię i posłał jej sztuczny uśmiech.
-Spokojnie Ti. Makijaż ci się nie rozmył.
Strząsnęła jego rękę i przyśpieszyła kroku.
-Ile właściwie lat mają książęta?
Usłyszała pytanie brata.
-Książe Thor jest w twoim wieku a Książe Loki ma dwanaście lat.
Odpowiedział ojciec.
Zbliżyli się do pałacu i przekroczyli próg. Po kilku minutach spaceru długim złotym korytarzem, zobaczyli czwórkę, która zapewne była rodziną królewską.

                                          **************************

Loki przyjrzał się znudzonym wzrokiem nadciągającej trójce. Mężczyzna wyglądał na głupiego brutala i kiepskiego aktora, fałszerza, jego syn był jego młodszą kopią, dziewczynka wyglądała jak lalka. Ale bliżej przyjrzawszy się jej był w stanie zobaczyć, że jej uśmiech nie był prawdziwy, był naprawdę dobrym falsyfikatem uprzejmości, ale w jej ciemnych oczach był w stanie zobaczyć prawdę, dziewczyna nie była szczęśliwa.
Odyn uprzejmie przywitał się z ojcem dziewczyny i wymówił jego imię, którego jednak Loki nie uznał za godnego zapamiętania.
Potem ruszyli do Sali przeznaczonej do spotkań ze szczególnymi gośćmi.
Friggi i Odyn rozmawiali z mężczyzną. Thor prowadził ożywioną konwersację z tym Pole..coś tam, mówili coś o wojnach i walkach. Dziewczynka do, której chłopak zwrócił się wcześniej Ti, siedział na jak najbardziej oddalonej kanapie, wyglądają bez zainteresowania przez okno.
On także siedział sam, przez kilka minut zanim zauważył znaczące spojrzenie swojej matki, uśmiechnął się do niej grzecznościowo, kochał matkę, ale nie cierpiał być zmuszanym do konwersacji.
Podszedł i usiadł obok dziewczyny, spojrzała na niego pytająco.
-Jestem Loki.
Nie miał pojęcia jak zacząć tą konwersację na, którą najwyraźniej żadne z nich nie miało ochoty więc chyba przedstawienie się było jedynym w miarę grzecznościowym sposobem.
-Tak też słyszałam.
Powiedział cichym głosem, nie wykazującym zainteresowania.
-A ty jesteś Ti, prawda?
Pokręciła głową.
-Timoria, Ti to skrót, który wymyślił mój brat, nie nazywaj mnie tak, preferuję pełne imię.
Powiedział trochę bardziej grzecznościowym tonem.
To imię coś mu mówiło, po chwili namysłu znowu się odezwał.
-Mogę się mylić, ale czy twoje imię przypadkiem nie oznacza ,,kara boska”?
-Ogólnie ,,kara” nie tylko boska, ale imię mojego brata znaczy ,,wojna” więc nie wiem, które z nas ma z tym gorzej.
-Twój ojciec ma specyficzny sposób dobierania imion.
Wzruszyła ramionami.
-Jego metody wychowawcze są jeszcze bardziej…. specyficzne.
Siedzieli jeszcze przez dłuższą chwilę w niezręcznym milczeniu.
-Ładna sukienka.
Powiedział żartobliwie.
-Nawet nie żartuj, mam ochotę to spalić i….
Wtedy oboje zakryli uszy i skrzywili się słysząc jakiś głupawy okrzyk wojenny wydany przez ich braci.
-Wybacz, że pytam, - powiedziała zmuszając się do tych grzecznościowych zwrotów.- ale czy nie znasz może jakiegoś cichszego miejsca w tym pałacu?
-Tak znam.
-Czy nie mógłbyś mnie tam zabrać?
Pokiwał głową.
-Myślę, że to całkiem dobry pomysł.
Wstali i poszli w stronę drzwi. Loki szybko odwrócił się do matki.
-Czy mógłbym zabrać Lady Timorię do biblioteki?
-Oczywiście.
Kiedy wyszli na korytarz Timoria spojrzała na niego.
-Lubisz czytać?
Energicznie skinął głową.
-Tak, nawet bardzo, jest to jedyna czynność, która pozwala mi oderwać się od rzeczywistości, oprócz uczenia się magii oczywiście.
W jej wzroku po raz pierwszy pojawiło się zainteresowanie.
-Magii?
-Tak, matka mnie uczy. A ty, co lubisz robić?
Zastanowiła się chwilę.
-Obserwować ludzi i czytać.
Uśmiechnął się do niej.
-No, to mamy już ze sobą coś wspólnego.
Odwzajemniła uśmiech.
W tej chwili jeszcze żadne z nich nie wiedziało, że już nie długo staną się najbliższymi przyjaciółmi.


Notka od autorki:
Myślicie, że powinnam jeszcze kiedyś wrzucać takie rzeczy, czy nie?
Powiedzcie, co myślicie.


Pozdrawiam!

Jessica/Chiara

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 8


                   Rozdział 8

 

Jennyfair wcisnęła twarz w poduszkę i wrzasnęła, dlaczego? Dlaczego, nikt nic jej nie mówił!? Czy to takie trudne i skomplikowane, wtajemniczyć ją w plan, którego była częścią!?

Nikt, nic ci nie mówi, ponieważ najwyraźniej nie jesteś wystarczająco….odważna? Bystra? Sprytna? Chyba wszystko.

Znowu ten głos, znowu to samo.

-Kim jesteś?

Zapytała głosem drżącym od kłębiących się w niej emocji.

I naprawdę myślisz, że ci powiem? No cóż…tak jak cała reszta nie widzę potrzeby wtajemniczania cię.

-Dlaczego nie możesz zostawić mnie w spokoju? Nic ci nie zrobiłam.

Tak, użalaj się nad sobą, to w końcu jedyne co ci w życiu wychodzi.

Rękami przycisnęła poduszkę do głowy, starając się w ten sposób stłumić głos, ale tylko prawie całkowicie pozbawiła się powietrza.

Nawet nie zaprzeczać, myślisz, że ktokolwiek będzie cię traktował lepiej niż szmatę, którą jesteś, jeśli sama wiesz, że nią jesteś!?

-Skoro jestem tak bezwartościowa, to czym zasłużyłam na twą uwagę?

Powiedziała podnosząc się i patrząc w pustą przestrzeń, mrużąc oczy, jakby starała się zobaczyć, niewidzialnego rozmówcę.

Ponieważ, zainteresowało mnie to, że pomimo, że zdajesz się być świadoma swojej beznadziejności, wciąż tak desperacko czepiasz się życia. Do tego stopnia, że zaufałaś pierwszej lepszej osobie, na twoje zaufanie nie trzeba nawet pracować, najwyraźniej można spokojnie cię dusić, a i tak chwilę później będziesz na kolanach błagać o pomoc!

Wtedy po całym pokoju rozniósł się pozbawiony jakichkolwiek emocji śmiech, tak głośny, że wydawało się to aż niemożliwe. Zakryła uszy rękoma i zacisnęła powieki.

Spokojnie, to zaraz się skoczy, spokojnie, spokojnie, to nie może zrobić ci krzywdy…

Ależ skąd ta pewność?

Po prostu chce cię nastraszyć, na pewno blefuje, nie może nic ci zrobić, pewnie nawet nie istnieje. Powtarzała w myślach, sama nieszczególnie w to wierząc.

A może właśnie za tobą stoję? Z czymś, czym mógłbym rozbić ci głowę, żebyś wyglądała tak jak twój tatuś…

Otworzyła oczy i szybko obróciła się, nic tam nie było.

-Zostaw mojego ojca w spo…

W spokoju? Och, uwierz mi, jego spokoju już nic nie zakłuci, kiedy go widziałem ostatnim razem wyglądał paskudnie, twojej matki nie widziałem, pewnie spłonęła doszczętnie, twój mały braciszek…powiedzmy, że nie miałem pojęcia, że tak małe ciało może pomieścić tyle krwi! Hm...przynajmniej nadał temu pokoju w, którym siedział trochę koloru. A wiesz co jest najlepsze?

-Proszę, przestań…

Dlaczego jej to mówił!? Czy już mu nie wystarczyło, że jej rodzina nie żyje!? Czy musiał jej to jeszcze opisać!? I jak dostał się do jej domu!? Kto to był!?

Ależ, z pewnością chciałabyś to wiedzieć…no może nie, ale ja chcę żebyś była tego świadoma. Twój starszy brat…

-Przestań…

Nie chciała słyszeć tego co ten sadysta ma jej do powiedzenia. Nie wiedziała co chciał jej przekazać i nie czuła się ciekawa.

Nie pozwolę ci przegapić takiej wiadomości! Otóż, pierwszy wybuch go nie zabił, ani drugi, ani trzeci, ani żaden inny, to był silny chłopak…

Jej serce zaczęła galopować a oraz na przemian wyostrzał się i rozmywał przed jej oczami.

-P-przestań.

Jego ręka już, ręki nie przypominała, ani nogi raczej już się do chodzenia nie nadawały, ale jakoś zatrzymał krwawienie, ta wola życia jest u was chyba rodzinna. Krzyczał, wołał, żeby ktoś mu pomógł. To, że siedział oparty o tą ścianę i nawet na chwilę nie stracił przytomności zrobiło na mnie wrażenie, ból musiał być okropny, wyobraź sobie tylko, żywe, spalone mięso, żadnego znieczulenia, czysta agonia!

Pokręciła głową, to nie mogła być prawda, jej brat nie mógł tak cierpieć, skoro umarł, musiał zginąć szybko nie mógł tak cierpieć!

-Kłamiesz, kłamiesz! Musisz kłamać…

O, nie! Zapewniam cię, że to w stu procentach prawda! Czy wiesz ile tak tam siedział? Siedemnaście godzin, wzywając o pomoc, ale ikt go nie słyszał, no cóż, nikt oprócz mnie! Tak, Jenny, siedemnaście godzin! Ty i Loki przelecieliście nad tą spaloną wioską! Pomyśl tylko, gdybyście go usłyszeli, to kto wie, może by nawet żył?

-Przestań!

Ale, jeszcze nie dotarłem do najlepszego! Ktoś w końcu się zjawił, ja. Patrzył na mnie z taką nadzieją, wdzięcznością, a ja pochyliłem się i rozerwałem jego czaszkę na pół.

-PRZESTAŃ MÓWIĆ!!!

Pewnie obudziła tym krzykiem połowę pałacu, ale w tej chwili nic jej to nie obchodziło, chciała tylko żeby to się skończyło, żeby on przestał.

Uwierz mi, gdybym mógł ci to pokazać, zrobiłbym to, byłoby to o wiele bardziej przekonujące, ale niestety chwilowo nie mam możliwości się do ciebie zbliżyć, tak naprawdę, nie w  fizycznej formie, ale jakoś temu zaradzę…

Więc nie był w stanie zrobić jej krzywdy, no oczywiście poza zrujnowaniem jej zdrowia psychicznego, do czego z całą pewnością mógłby doprowadzić. A może już to zrobił, może jest tylko omamem, może już oszalała?

-Dlaczego tak mnie nienawidzisz?

Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem, owszem wspominałem, że jesteś żałosną szmatą, ale nigdy nie powiedziałem, że cię nienawidzę. Po pierwsze w nikim nie byłabyś jako sama osoba wzbudzić tak silnych uczuć, po drugie to co robię nie zależy od prywatnych sympatii, czy antypatii. To bardziej jak…zadanie.

Zadanie? O co mogło chodzić? Sam mówił przed chwilą, że nikt nie żywiłby do niej tak mocnych uczuć, więc dlaczego on, albo kto inny wpadł na pomysł dręczenia jej i co chciał przez to osiągnąć?

Wzięła kilka głębokich wdechów i wydechów, odgarnęła włosy z twarzy starając się skupić i na tyle spokojnym głosem jaki jej wyszedł zadała pytanie.

-A jakie jest teraz twoje zadanie?

W wielkim skrócie? Zmienić twoje życie w piekło.

-Po co? Moje życie i bez twojej pomocy zmierza w tę stronę.

Możliwe, ale muszę przyśpieszyć proces, a uwierz mi, że nie masz pojęcia czym jest piekło. Myślisz, że to tragedia twojego świata? Śmierć rodziny? Twoje koszmary? To dowodzi, że nic o nim nie wiesz, ci z którymi kończę błagaliby na kolanach o twoje życie! A ty jeszcze za nim zatęsknisz.

-Zostaw mnie w spokoju! Chociaż się pokarz!

 Wiedziała, że to nic nie da, ale nie mogła przestać, jakaś jej część, której nigdy wcześniej nie czuła, chciała walki, ale nie chciała jej słuchać, ponieważ wiedziała, że przegra.

 

                                                      ***************

 

Timoria szła przed siebie z zawrotną prędkością, kiedy nagle na kogoś wpadła, dosłownie.

Siła zderzenia pewnie by ją przewróciła, gdyby nie złapała równowagi odpychając stojącą przed nią osobę.

-Subtelna jak zawsze.

Przewróciła oczami i spojrzała w dół, poczuła jakby nienawiść rozpłynęła się po całym jej ciele, oto przed nią, leżał ktoś kogo nigdy w życiu już nie chciała spotkać.

-Czego do jasnej cholery chcesz?

 

                                                      *************

 

Wyciągnął nogi na sofie i znowu wytężył umysł, kiedy zadzwonił telefon, wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na ekran.

Brak numeru, nazwy, NIC.

Wiedział kto to odebrał i przyłożył urządzenie do ucha.

-Jak idzie twoje zadanie?

Zapytał głos po drugiej stronie.

-Wszystko zgodnie z planem, ta praca jest tym razem aż za łatwa.

Odpowiedział pozbawionym emocji głosem, zawsze taki był, nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego innego, to dlatego nikt nigdy nie został przez nikogo zaakceptowany, aż, któregoś dnia usłyszał pewną…interesującą propozycję.

-Jesteś pewien?

-Tak, nasz ,,cel” już jest zdecydowanie zdesperowany, to nie będzie trudne, muszę się tylko do niej dostać.

-Tak nad tym zdecydowanie będzie trzeba popracować. Oczekuję, że się tym zajmiesz.

-Oczywiście.

-Zdasz mi raport za osiemdziesiąt trzy godziny.

Przeliczył w myślach, trzy dni i jedenaście godzin, dość czasu by coś wymyślić.

Rozłączył się i wyciągnął notes.

Jego hobby. Mógł sobie pozwolić na trochę czasu wolnego, miał wrażenie, że dzisiaj załatwił już swoją robotę.

 

                                                           ***********

 

Jennyfair siedziała w kompletnej ciszy, głos tak po prostu zniknął.

To się skończyło, na razie.

Teraz zastanawiała się tylko, czy mówił prawdę, o jej bracie.

Czy musiał jeszcze tyle cierpieć?

Czy naprawdę mógłby jeszcze żyć?

Złapała się oburącz za głowę. Nie miała pojęcia, czy to prawda, tak czy inaczej, cel powiedzenia jej tego, był ten sam, doprowadzenie jej do tego stanu.

Chciała z kimś porozmawiać, ale jej jedynymi opcjami byli: Loki, który po ich ostatniej rozmowie wybiegł i spowodował jakieś zniszczenia i z całą pewnością, albo by się zaśmiał, albo na nią wydarł, i Timoria, której najprawdopodobniej nic to nie obchodziło.

-….no więc co ja mam teraz zrobić?

Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że mówi to na głos.

Nie, nie ,nie! Mówienia do siebie z całą pewnością w niczym nie pomoże.

A może jednak?

Może jeśli skupi się na własnym głosie uda jej się chociaż na chwilę zapomnieć o całej reszcie?

Podeszła do lustra i usiadła przed nim po turecku. Spojrzała w oczy swojemu odbiciu, które różniło się od jej prawdziwej postaci, więc mogła sobie wyobrazić, że rozmawia z kimś innym.

-No więc…

Boże, to było dziwne uczucie.

-Jestem Jennyfair, mam siedemnaście lat…niedługo osiemnaście.

To była porażka, nie umiała rozmawiać nawet z własnym odbiciem. Czego można się w tym bać!? Przecież sama się nie wyśmiejesz!

Po kilku nie udanych próbach uderzyła lekko czołem w taflę lustra.

-Hm…Tak, to musi być wyjątkowo frustrujące. Można mieć problemy z rozmawianiem innymi, ale jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś nie umiejącego mówić nawet do siebie.

Odwróciła gwałtownie głowę.

Loki.

On zawsze wie kiedy wejść, prawda?

Wstała niezręczne, nerwowo rozglądając się po pokoju, patrząc wszędzie tylko nie na niego.

-Czy naprawdę jesteś tak zdesperowana, że rozmawiasz z własnym odbiciem?

Miała wcześniej rację, śmiał się.

-Jestem po prostu…

-Samotna? Krzyczałaś wcześniej, co się stało?

Zaczęła nerwowo bawić się kawałkiem spódnicy.

-Nic takiego.

Zbliżył się o kilka kroków i przekrzywił głowę starając się bezskutecznie spotkać jej wzrok.

-Kłamiesz. Co się stało?

Zrobiła krok w tył i uderzyła plecami o lustro, dźwięk jaki wtedy wydało zaskoczył ją i odskoczyła w przód, prawie wpadając na Lokiego, żeby temu zapobiec znowu próbowała się cofnąć, w rezultacie potykając się o własne nogi.

Loki złapał ją za ramię pomagając odzyskać równowagę, kręcąc głową z rozbawieniem.

-Nie mam pojęcia jak to właśnie zrobiłaś ale, naprawdę niepojęte jest dla mnie to, że za każdym razem kiedy rozmawiamy, zachowujesz się jakbym planował zrobić ci krzywdę.

Podniosła na niego wzrok.

-Ponieważ, prawda jest taka, że nie mam pojęcia co planujesz.

Posłał jej krótki uśmieszek.

-To prawda, wyjątkowo mało ci mówię, ale uwierz mi, że zrobienie ci krzywdy chwilowo nie jest moim celem ani priorytetem.

,,Uwierz mi” na sam dźwięk tych słów przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.

Zauważywszy to uniósł jedną brew.

-A wracając do tematu, co się wcześniej stało?

-Coś mi się przypomniało to wszystko.

-Co dokładnie?

Znowu spuściła głowę, unikając jego wzroku.

Myślała nad odpowiedzią, kiedy poczuła jego długie, zimne palce na swojej twarzy, trzymając jej podbródek pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, obrócił jej twarz tak, że znowu nawiązywali kontakt wzrokowy.

-Coś z mojego koszmaru.

Miał dosyć jej obchodzących dokładną odpowiedz, słów.

-Co dokładnie ci się wydawało.

Dobrze, będzie musiała powiedzieć mu prawdę.

-Wydawało mi się, że słyszę głos.

To nie było do końca kłamstwo. Wciąż nie miała pewności, że głos nie był omamem, ale miała wrażenie, że był prawdziwy.

-Co mówił?

Dlaczego tak nagle zaczęła go obchodzić!? Wcześniej wystarczyło, że siedziała cicho! A teraz kiedy akurat nie chciała czegoś mu powiedzieć, z powodu jej bardzo ograniczonego do niego zaufania, zrobił się ciekawy.

-Coś o tym, że jestem żałosna i, że źle skończę.

Pominęła wątek jej rodziny, to nie była jego sprawa.

-Czy boisz się tego głosu?

-Tak.

-Bardziej niż mnie?

Tu musiała się zastanowić. Jeśli powie tak to otwarcie powie mu, że się go boi, jeśli powie nie wyjdzie na to samo i jeszcze może się poczuć urażony.

-Czy to sposób na zapytanie mnie czy boję się ciebie?

Jego twarz stała się nieprzenikniona.

-Bardzo możliwe, a czy tak jest?

-Nie jestem pewna.

Odpowiedziała zgodnie z prawdą, nie była do końca pewna swoich emocji z nim związanych.

-Czy to oznacza, że masz i za i przeciw?

-Tak.

Uśmiechnął się pobłażliwie.

-Wiesz oczywiście, że możesz się wysławiać, a nie tylko odpowiadać jak najkrócej na pytania, prawda?

Pokiwała głową, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że nie odsunął swojej ręki od jej twarzy.

-Więc czy jest coś co chciałabyś mi powiedzieć, ośmielę się uznać siebie za lepszego rozmówcę od twojego odbicia.

Zamrugała kilka razy.

-Może…może mógłbyś mi powiedzieć, jakie masz związane ze mną plany.

Zmarszczył brwi.

-Planuję, że pomożesz mi osiągnąć pewien cel, będziesz musiała nauczyć się kilu rzeczy, ale to później, gwarantuję ci tylko, że wyjdziesz z tego żywa.

Jak zawsze, cząstkowe informacje, nic co rzuciłoby światło na sprawę.

Przynajmniej dostała gwarancję, że to przeżyje, ale znowu, czy mogła mu ufać?

 

                                                *********************

 

Mężczyzna podniósł się z ziemi. Był nie zbyt wysoki, nawet trochę niższy od niej, ale był bardzo mocno zbudowany, jego twarz nie była piękna z tym nienaturalnie wielkim nosem i małymi świńskimi oczami, a blizny wcale nie pomagały, wyglądał na jakieś czterdzieści lat, chociaż tak jego postać była zaledwie dwudziesto dziewięcio letnia. Miał przycięte tuż przy skórze brązowe włosy i szare oczy, których prawie nie było widać prze ich głębokie osadzenie i jego krzaczaste brwi.

-Ti! Czy to jest sposób na powitanie brata?

Skrzywiła się słysząc to zdrobnienie.

-Czego chcesz Polemos!?

-Nie widziałem cię od wielu, wielu lat, bez wiadomości od ciebie, czy pożegnania, martwiliśmy się z ojcem…

Przerwała mu.

-Nie rozśmieszaj mnie, żaden z was nie jest do tego zdolny. Powtarzam po raz ostatni CZEGO DO CHOLERY CHCESZ?

-Bo co? Dobrze wiemy, które z nas jest silniejsze.

-Siła fizyczna to nie wszystko, powinieneś już to wiedzieć. Powinieneś wiedzieć do czego jestem zdolna. I uprzedzę cię, że jestem jeszcze lepsza niż wcześniej.

Uśmiech zniknął z jego twarzy.

-Ojciec chciał cię widzieć. Mamy poważne problemy. Chodź szybko, wiesz, że nie mogę tu być.

To była prawda, kilka stuleci temu stracił tę możliwość, przez własne czyny.

-Wiesz co? Powiedz ojcu, że nie chcę go nigdy widzieć, tak samo jak ciebie, że jeśli jeszcze…

-Obawiam się, że nie zapamiętam.

-Więc przekaż mu po prostu, że życzę wam obu jak najgorzej, i że możecie sobie tam nawet umierać mnie to nie obchodzi. I możesz mu przekazać jeszcze to.

Pokazała mu środkowy palec.

-Ti, proszę…

Patrzyła na niego spojrzeniem, które zamroziłoby ogień. On nigdy nie prosił musiało się stać coś naprawdę złego, ale miała na myśli każde słowo, które przed chwilą powiedziała.

-Za późno. A teraz idź zanim zawołam straże.

Westchnął, odwrócił się i odszedł.

Patrzyła na niego, jak znika w oddali, może nawet odchodził na śmierć.

Na jej twarzy nie było emocji.

Nie żałowała niczego.

 

 

Notka od autorki:

Przepraszam! Błagam na kolanach o wybaczenie!

Ale mój laptop postanowił się zepsuć i wrócił przedwczoraj. A ja tylko na nim mam zapisane hasło! (Tak, wiem jakie to inteligentne, z miejsca zapisałam sobie teraz na tablicy w pokoju.)

Tak, czy inaczej, przepraszam.

Teraz leżę chora, więc mam cały czas na pisanie, postaram się zrekuperować stracony czas.

Pozdrawiam!

Jessica/Chiara.