Po tym jak po kilku godzinach Fantine musiała wyjść z powodu
swoich obowiązków, Jennyfair znowu została sama.
Postanowiła, chociaż spróbować coś zjeść, nie czuła żadnego
głodu, ale oceniając jak dawno temu cokolwiek jadła, stwierdziła, że jeśli
jeszcze zasłabnie to w niczym to i tak nie pomoże.Tak czy inaczej, skończyło się na tym, że zdążyła tylko wypić wodę zjeść coś, co wyglądało jak owoc, zanim znowu poczuła, dziwny ucisk w gardle, który świadczył o kolejnym zbliżającym się ataku płaczu.
Z frustracją pokręciła głową, miała tego dosyć! Tego depresyjnego uczucia, tego, jaka słaba, rozbita i zupełnie pozbawiona jakiejkolwiek kontroli nad własnym życiem.
Boże, jaka ty jesteś żałosna!
Odezwał się znowu ten sam głos w jej głowie. Co to było!?
Ten zimny przerażający ton, zupełnie wyzuty z jakichkolwiek emocji, jakby mówił
to martwy człowiek…
I tak już otacza cię śmierć, to nie
byłoby dziwne..
Zadrżała, ten głos mroził krew w żyłach. Wzięła głęboki
oddech, to z pewnością tylko wytwór jej wyobraźni! Wciąż była częściowo w
szoku….to możliwe żeby miała urojenia, prawda?
Wtedy usłyszała pukanie do drzwi.Szczerze….nie miała teraz ochoty z nikim rozmawiać. Może, jeśli będzie siedziała cicho, to ten ktoś pomyśli, że jej niema?
-Lady Ario?
Usłyszała męski głos, Fandral. On akurat był jedną z osób z, którymi szczególnie nie chciała rozmawiać. Wstrzymała oddech, jakby stojący za drzwiami mężczyzna był w stanie usłyszeć jej oddech.
-Wszystko w porządku?
Znowu jego głos, teraz brzmiał jakby był zmartwiony. Rzeczywiście, wybiegła bez dokładniejszych wyjaśnień, ale nie spodziewała się, że kogoś to obejdzie.
Gdyby wiedział, kim jesteś, to nie stałby
tam teraz, chyba, że z zamiarem zabicia cię.
Znowu ten głos…wydobyła z siebie zduszony pisk.
Uderzenia w drzwi zrobiły się głośniejsze. -Lady Ario!?
Boże, on chyba lada chwila wyważy drzwi. Wstała i szybko podeszła do drzwi. Otworzyła je spokojnie, wychyliła głowę i zobaczyła, rękę Fandral znowu zbliżającą się do drzwi, zapewnie nie dość szybko ją zauważył, ponieważ prawie uderzył ją w głowę. Cofnął się o krok i uśmiechnął się do niej z wyraźną ulgą.
-Przepraszam, po prostu wyszłaś tak nagle i chciałem sprawdzić czy wszystko porządku.
Co mu powiedzieć? Co mu powiedzieć!? Jeśli powie, że nic jej nie jest to może nalegać, żeby wróciła na salę, a jeśli powie, że źle się czuje, to może jeszcze broń boże postanowić jej pomóc! Wzięła głęboki oddech i w końcu zdecydowała.
-Po prostu trochę rozbolała mnie głowa, to tyle.
Powiedziała z wymuszonym, słabym uśmiechem.
-Jeśli jakoś uraziliśmy cię przy rozmowie to przepraszam, nie miałem takiego zamiaru.
Odezwał się wciąż zmartwionym tonem.
-Nie, nie….naprawdę.
Próbowała go uspokoić, chociaż miała ochotę uderzyć go w twarz.
-Mogę wejść?
Zapytał uprzejmym tonem, miała ochotę zatrzasnąć mu te drzwi przed nosem, potem zamknąć drzwi na zasuwę i jeszcze zastawić krzesłem. Ale zamiast tego z największym wysiłkiem utrzymała spokojny wyraz twarzy.
-To nienajlepszy pomysł.
Westchnął.
-Ario, naprawdę. Jest mi bardzo przykro, jeśli to, jak wyrażaliśmy się o tamtych stworach, było dla ciebie za mocne, ale musisz nam wybaczyć, kiedy mówi się o potworach niema lekkich słów.
Dość! Chciała żeby zniknął, w tej chwili!
-Powinieneś już iść.
Powiedziała nie odsuwając się od szpary w drzwiach w, której stała i zaczęła je zamykać.
Zatrzymał je chwytając jedno ze skrzydeł drzwi. Od razu poczuła panikę, dlaczego nie mógł zostawić jej w spokoju!?
Odczytał panikę i szok na jej twarzy.
-Ario…
Czuła irracjonalny strach, przed tym, że zaraz zrobi jej krzywdę.
Nie
byłby irracjonalny, gdyby znał prawdę…
-Zostaw mnie!
Zatrzasnęła drzwi, prawie
przytrzaskując mu palce.Nie chciała z nim rozmawiać ani sekundy dłużej! Nie budził w niej żadnych pozytywnych emocji, widziała jego twarz wtedy przy stole, widziała jak się śmiał, tak jak inni. Idioci, nawet nie wiedzieli, z czego! Nic o niczym nie wiedzieli.
Pomyślała z goryczą.
Wszyscy w jej świecie wiedzieli, że nikt im nigdy nie pomoże, nieważne, co się dzieje. A wiedzieli to, ponieważ byli świadomi tego, że wcześniej Bor, a później Odyn idealnie zamydlił wszystkim oczy, tak, że wszyscy widzieli w nich tylko potwory.
Słyszała, że Fandral jeszcze chwilę stał pod drzwiami, ale już po chwili westchnął i odszedł.
*****
Loki siedział na tronie Odyna,
wszyscy już wyszli jakiś czas temu. Udało mu się zaobserwować to jak wcześniej
Jennyfair dosłownie uciekła od jego dawnych przyjaciół….nie to nigdy nie byli
jego przyjaciele, tylko Thora, zawsze Thora. Zacisnął dłoń w pięść.
Wiedział, dlaczego od nich
uciekła, nie słyszał ich, ale nie trzeba było geniusza, żeby to wiedzieć.
Przysłał ją tu przecież ze świadomością, że to się stanie. Był pewien, że
,,przyjacielskość” Fandrala i dociekliwość Sif zrobią swoje, a potem był
pewien, że powiedzą coś, co ją zaboli, był tego w stu procentach pewien. Nie chodziło mu o to, żeby sprawić jej ból, chciał jej tylko coś pokazać i miał wrażenie, że zrozumiała lekcje.
Widział też potem jak Fandral wyszedł i wrócił z niewyraźną miną. Biedaczek, Jennyfair musiała go odesłać z kwitkiem, nie był przyzwyczajony do odrzucenia.
Loki uśmiechnął się lekko, go z tak zbolałą miną było prawdziwą rzadkością.
Wtedy usłyszał kroki.
Wrota Sali tronowej były na tyle otarte, że był w stanie zobaczyć, kto idzie, od razu ją rozpoznał.
Korytarzem pałacu złotego miasta szła młoda kobieta, miała długie do pasa brązowe włosy i lekko krępą sylwetkę. Była ubrana w czarną sukienkę, która nie sięgała nawet jej kolan, w Asgardzie były zasady, przez, które kobiety nie nosiły sukienek tej długości.
Ale, od kiedy tą dziewczynę obchodziły jakiekolwiek zasady? Mimo, że wciąż była daleko wiedział, że miała pełne, naturalnie różowe usta o piwne oczy. Doskonale ją znał, właściwie od dziecka.
Tylko, co ona mogła tu robić? Przecież Odyn nigdy nie darzył jej sympatią.
No, ale znowu, jej nic to nie obchodziło.
Jeszcze bardziej się w tym upewnił, kiedy usłyszał jej głos, nuciła jakąś piosenkę, której nie znał.
Jak z resztą większości, które kiedykolwiek nucił, ale to nie było dziwne, w końcu od lat mieszkała w Midgardzie.
-
,,…
This is war
To the soldier, the civillian
The martyr, the victim
This is war
It's the moment of truth and the moment to lie
The moment to live and the moment to die…”
The martyr, the victim
This is war
It's the moment of truth and the moment to lie
The moment to live and the moment to die…”
Timoria.
Weszła do Sali, nawet się nie ukłoniła, tylko swoim normalnym gestem, położyła dłoń na biodrze, nie okazując, królowi żadnego respektu.
-Witaj Wszechojcze.
Powiedziała tonem, pod, którym ze zdziwieniem odkrył, nutę rozbawienia.
Spojrzał na nią tak, jak zapewne patrzyłby teraz Odyn, chłodnym, beznamiętnym wzrokiem.
-Timorio, co cię tu sprowadza?
Zatrzepotała rzęsami i lekko przygryzła dolną wargę.
-Przyszłam tylko złożyć moje i brata, najszczersze kondolencje związane, ze śmiercią Królowej Friggi i Lokiego.
Wypowiadając jego imię, niemal niezauważalnie, uniosła jedną brew.
Podeszła do niego, tak, że od tronu dzieliło ją tylko kilka kroków.
-Dziękuje ci, jestem wdzięczny i tobie i twemu bratu.
Powiedział spokojnym, dyplomatycznym tonem, jakiego często używał Odyn. Doskonale wiedział, że jej starszego brata Polemosa nic to nie obchodził, zapewne tylko cieszył się z kolejnej wojny.
Uśmiechnęła się szeroko.
-Jeśli to nie byłby problem to mogłabym zadać pytanie?
A od kiedy ona pytała o czyjekolwiek przyzwolenie?
-Oczywiście, cóż to za pytanie?
Znowu uśmiech, niewiele się zmienił, wciąż nie pokazywała zębów w uśmiech, ponieważ twierdziła, że źle to wygląda.
-Otóż, zdziwiło mnie to, że Thor nie zechciał tronu, wydawał się być w tej sprawie zawsze wielkim entuzjastą.
Zadała to pytanie tonem, który doskonale znał, czyli: ,,Nie traktuj mnie, proszę cię bardzo, jak kretynki, ja wiem!”
Miał tylko nadzieję, że się pomylił, a jej nie udało się go przejrzeć.
-Zrezygnował z tronu, by być ze swą ukochaną śmiertelniczką.
Pokiwała szybko głową i zmieniła ton, na taki przyjaznej konwersacji.
-Jane…Farter…Ferster…Czy jak jej tam było?
Z trudem powstrzymał się przed westchnieniem.
-Jane Foster.
Przewróciła oczami.
-Ach, rzeczywiście! Głupiutka ja!
Jakim cudem zachowywała się tak swobodnie!? Nigdy nie zachowywała się tak przy Odynie! NIGDY.
Zadała na jej temat jeszcze kilka małostkowych pytań, aż w końcu zadała to jedno.
-Mocno daje z liścia?
Pokiwał głową i dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze swego błędu. Coś błysnęło w jej oczach, a przez jej twarz przeszedł wyraz tryumfu, ale szybko wróciła do swojego starego przyjacielskiego wyglądu.
-Mogę zadać jeszcze tylko jedno, ostatnie pytanie?
Powiedziała słodkim, niewinnym głosikiem.
Czuł jak robi mu się gorąco, ale z pokerową twarzą znowu skinął głową.
Zrobiła swój słynny pół uśmiech, który ludzie nazywali ,,oznaką skarania boskiego” , szybko pokonała dzielące ich kilka kroków i zanim zdążył ją powstrzymać, praktycznie usiadła mu na kolanach.
Co to miało znaczyć, do jasnej cholery!? Czyżby miała romans z jego przybranym ojcem!? Nie! Na pewno nie!
Nachyliła się i muskając wargami jego ucho wyszeptała.
-No, więc, długo jeszcze będziesz ciągnął tę maskaradę, czy przyjmiesz do wiadomości, że cię przejrzałam….Loki?
Wypowiedziała jego imię powoli, jakby je smakując.
W tej chwili, już wiedział, że nic przed nią nie ukryje, udało jej się, jak zwykle. Jak cały czas wszyscy nabierali się na tą starą metodę!? Zadawała przyjazne, niewinne pytania, aż poczujesz się swobodnie i bezpiecznie i wtedy…bum!
Zadawało to, które cię pogrążało!
Na całe szczęście wchodząc zamknęła drzwi, także nikt tego nie widział.
Dla bezpieczeństwa zamknął je solidniej magią i sprawił, że nikt, chociażby nie wiadomo jak się starał, nie był w stanie nic usłyszeć.
Zmienił się we własną postać, zsunął ją z kolan i wstał.
-Jakim cudem wciąż ci się udaje?
Zapytał nie kryjąc irytacji.
Wzruszyła ramionami.
-Lepsze pytanie, jakim cudem wszyscy wciąż dają się na to złapać?
Odparła pytaniem na pytanie z łobuzerskim uśmiechem.
-A teraz powiesz mi, co naprawdę tu robisz?
Zapytał trochę łagodniejszym tonem.
-Stęskniłam się za tobą! Przypomnę ci, że nie widziałam cię przez jakieś dwa lata!
Trochę posmutniała.
-Myślała, że się ucieszysz, że mnie widzisz. W końcu o ile się nie mylę, byliśmy przyjaciółmi i to dobrymi.
Tak, przyjaźnili się od dziecka, z tego, co pamiętał to Timoria była jego jedyną prawdziwą przyjaciółką, a nie kolejną przylepą, która chciała tylko uwagi Thora.
Uśmiechnął się z rezygnacją.
-Oczywiście, że jestem zadowolony, że cię widzę. Ale lepiej żebyś nie była tu niszczyć moje plany.
Wyglądała na szczerze zaskoczoną.
-Dlaczego miałabym to robić!? Tak jak mówiłam, jesteś moim przyjacielem! Wiem, że byłam zdolna robić innym straszne świństwa, ale tobie nigdy!
Powiedziała to szczerym tonem, który rzadko można było można usłyszeć u któregokolwiek z nich.
-W dodatku, gdybym tego chciał, to nie przyszłabym tu bez obrony jak ostatnia idiotka!
Dodała z prychnięciem.
-A skoro już jesteśmy w temacie…to może powiesz mi, co znowu zagnieździło się w tej chorej, robaczywej główce?
Zażartowała próbując trzepnąć go w ramię, ale złapał jej dłoń i okręcił ją dookoła własnej osi, tak, że byli jeszcze bliżej siebie.
-Wydaje mi się, że to moja sprawa.
Powiedział tonem, który nazywała ,,głosem tykającej bomby”.
-Jak sobie chcesz, i tak się dowiem…
Powiedziała śpiewnym głosem.
-Ale naprawdę myślę, że jest parę spraw do przedyskutowania, na przykład, co ci strzeliło do głowy z tą elfką?
Posłał jej ostre spojrzenie.
-Albo skąd ty o niej wiesz!?
Nikomu nie mówił o Jennyfair, więc nie miał pojęcia skąd wzięła tę wiedze.
-Och, no nie wiem…
Powiedziała udając rozważanie.
-Sekret za sekret?
Odezwał się cytując ich dawne powiedzenie.
Uśmiechnęła się promiennie i cmoknęła go w policzek. Nigdy nie widzieli w tym nic złego, nie było pomiędzy nimi żadnych romantycznych uczuć, byli bardziej jak….rodzeństwo. Więc kiedy go przytulała, albo właśnie całowała w policzek nic nigdy to nie znaczyło i po pewnym czasie pełnym plotek cały Asgard to zrozumiał.
Ale teraz czuł jakąś dziwną pustkę, żadnych uczuć, kiedy to robiła, żadnej radości, ani poczucia jakiejkolwiek więzi. Nie był już tą samą osobą, co kiedyś, ale ona chyba jeszcze nie do końca to przejrzała i tak było lepiej. Lepiej było ją trzymać w tej nieświadomości, żeby nie straciła zaufania, ani przywiązania do niego.
Nie lubił tracić cudzego przywiązania, nawet jeśli sam go nie odwzajemniał, więc postanowił wykrzesać z siebie jakieś emocje.
-Umowa stoi?
Zapytał lekko formalnym tonem.
-Umowa stoi.
Notka od autorki.
Chciałam to jeszcze pociągnąć,
ale uparłam się, że jeszcze we wrześniu coś zrobię (sama nie wiem, czemu).
Postać Timorii, przyszła mi do
głowy dziś w szkole na zajęciach teatru, kiedy w greckiej komedii ,,Pokój”
dostała mi się rola Polemosa (boga wojny) i moja wyobraźnia z wiadomych tylko
sobie przyczyn stworzyła mu siostrę. Tak przy okazji, to tak jak Polemos znaczy
po grecku wojna, Timoria znaczy kara (Tak przynajmniej powiedział mi google
tłumacz).
To co nuciła Timoria było
fragmentem piosenki ,,This Is War”, należącej do Thirty Secondo To Mars.
Przepraszam za wszelkie błędy!
I za fakt, że mi nie wyszło, ale wena postanowiła mnie chwilowo pożegnać.
I za fakt, że mi nie wyszło, ale wena postanowiła mnie chwilowo pożegnać.
Pozdrawiam.
Chiara/Jessica.
Nie wiem, co mam myśleć o Jennyfair. Zaczyna mnie denerwować. Rozumiem, że bardzo przeżywa to, co się stało, to, jak ludzie mówią o jej rasie, to zrozumiałe. Ale robi się taka płytka i rozmemłana... Mam nadzieję, że to tylko tymczasowe.
OdpowiedzUsuńScena z Lokim i Timorią- świetna. Świetnie poprowadzona rozmowa, sytuacja. Ciekawe co z tego wyjdzie, bo pomysł fajny i może do czegoś ciekawego doprowadzić :)
Nadal zdarzają się błędy oraz zły zapis dialogów, ale to da się naprawić.
Rozdział oceniam na plus, szkoda, że taki krótki... Poczytałabym więcej o Jennyfair, aby lepiej ją zrozumieć i poznać.
Pozdrawiam!
Dziękuje!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Jennyfair, to dziewczyna, jest taka tylko chwilowo, niedługo się pozbiera, już ja (używając do tego niecnie postaci Lokiego i może jeszcze kogoś, by jakby co zwalić na nich winę) zadbam :)!
Cieszę się, że spodobała ci się scena z Timorią, ponieważ trochę nad nią myślałam.
Pozdrawiam!
Bardzo się z tego powodu cieszę :)Niech Loki działa!
UsuńWidać, jest bardzo dopracowana.
Czekam na nastepny :)
Timoria świetna, ta scena bardzo mi się spodobała, no i jak widzę nie tylko mi. Jennyfair rzeczywiście mogłaby się już pozbierać xD. Chcę widzieć ją silną i zdeterminowaną. Mam nadzieję, nie bwem się przekonać jak poprowadzisz jej losy.
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, dobrze napisany. Na błędy nie patrzę, gdyż sama robię ich masę.
Cóż... Czekam na więcej i życzę dużo weny. :) Pozdrawiam!